Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Złoto dla frajerów

Złoto, które rośnie w siłę

Dzika kopalnia złota w miejscowości Dunkwa w Ghanie – zdjęcie z lutego 2011 r. Dzika kopalnia złota w miejscowości Dunkwa w Ghanie – zdjęcie z lutego 2011 r. STR New / Reuters / Forum
Cena złota pobiła kolejny rekord – w ubiegłym tygodniu płacono 1500 dol. za uncję. Dlaczego żółty kruszec tak drożeje, kto go kupuje i kiedy skończy się nowa gorączka złota?
Niemiecki złotomat wydaje sztabki kruszcu na poczekaniu.EPA/PAP Niemiecki złotomat wydaje sztabki kruszcu na poczekaniu.
Polityka
Polityka

Od końca stycznia wizytę na 124 piętrze wieżowca Burdż Chalifa w Dubaju można uczcić zakupem złota. Pozłacany automat oferuje sztabki różnej wagi i kilka rodzajów monet – wystarczy wybrać produkt, wsunąć kartę kredytową i już na tackę wyskakuje czarne puzderko. Na całym świecie stoi już 18 takich maszyn, z tego połowa w Niemczech. Najbliższa jest w Berlinie, za jednogramową sztabkę trzeba zapłacić ok. 50 euro. Ale to dopiero początek: do końca czerwca firma Ex Oriente Lux chce postawić 20 złotomatów w niemieckich centrach handlowych, planuje też wejście do Polski. – Prowadzimy rozmowy z dużym bankiem – zdradza prezes Thomas Geisser. – W Niemczech jedna maszyna sprzedaje co miesiąc od 2 do 10 kg złota.

Tylko w ubiegłym roku nasi zachodni sąsiedzi kupili 127 ton złota w sztabkach i monetach, najwięcej w całej Europie. Powód? Od czasów Republiki Weimarskiej Niemcy panicznie boją się inflacji, a złoto uchodzi za jedyną lokatę, która chroni oszczędności przed spadkiem wartości pieniądza. Według wyliczeń Światowej Rady Złota, łączny popyt na sztabki sięgnął w ubiegłym roku 995 ton i był o 56 proc. wyższy niż w 2009 r. Kupują nie tylko Niemcy, ale także Chińczycy (wzrost ze 105 do 179 ton) i Hindusi (ze 136 do 217 ton). Rynek złota przeżywa największy boom od końca lat 70. Tylko w ubiegłym roku cena wzrosła o 24 proc., a w ubiegłym tygodniu pobiła kolejny rekord – 1500 dol. za uncję. To najwyższa cena nominalna, jaką kiedykolwiek płacono za złoto.

Odsetki od strachu

Złoto drożeje od dekady, ale prawdziwa hossa trwa od wybuchu kryzysu finansowego. Gdy we wrześniu 2008 r. upadł bank Lehman Brothers, inwestorzy na gwałt szukali bezpiecznej przystani dla kapitału. Duża część poszła w obligacje USA, ale kiedy Rezerwa Federalna ścięła stopy procentowe faktycznie do zera, finansowanie długu przestało być opłacalne. Złoto też nie daje odsetek, za to strach przed zapaścią gwarantował, że jego cena wzrośnie. Jak grzyby po deszczu wyrosły fundusze ETF śledzące kurs złota i to one były największymi nabywcami kruszcu w 2009 r. – kupiły 617 ton, prawie trzykrotnie więcej niż w 2007 r. By pomieścić te zakupy, amerykańskie banki odkurzyły skarbce z lat 70., w Europie i Azji zbudowano nawet nowe. To właśnie popyt ze strony ETF wywindował cenę złota w 2009 r. o 38 proc.

Strach przed inflacją pojawił się dopiero w ubiegłym roku. Już w 2009 r. banki centralne w Ameryce, Europie i Japonii zaczęły tworzyć elektroniczny pieniądz – najpierw po to, by podeprzeć banki, później – by skupić nadwyżkę obligacji własnych rządów. Z początku tzw. ilościowe luzowanie polityki monetarnej (quantitative easing) nie miało wpływu na inflację – groźbą była raczej deflacja spowodowana nagłą recesją. Widmo wzrostu cen pojawiło się dopiero z ożywieniem gospodarczym w 2010 r. – a wraz z nim obawa, że banki centralne podhodują inflację po to, by pożarła astronomiczne długi publiczne. A nawet jeśli nie ulegną tej pokusie, to że spóźnią się z podwyżkami stóp procentowych z obawy, by nie zdławić anemicznego wzrostu, albo nie będą umiały zebrać nadwyżki pieniądza, który wpompowały uprzednio w globalną gospodarkę.

Na fali tych obaw strumień kapitału przesunął się ze złota papierowego na fizyczne. Spekulanci, którzy schronili się w funduszach ETF na czas kryzysu, uznali, że czas wrócić na giełdę. Ale zachowawczy inwestorzy, którzy nie uwierzyli w koniec zawieruchy i obawiali się drugiego dna recesji, uznali, że własne sztabki i monety będą bezpieczniejszą lokatą niż zapisy w funduszach złota, które mogą w każdej chwili zbankrutować. Dotychczas żaden nie splajtował, za to w ciągu minionego roku zbankrutowały trzy europejskie rządy, wstrząsając niezachwianym dotąd zaufaniem do obligacji. Wypłacalność państw strefy euro stanęła pod znakiem zapytania, w ślad za nią zdolność Ameryki do dalszego życia na kredyt. Jedno i drugie skłoniło część inwestorów do porzucenia rządowych papierów na rzecz fizycznego złota.

50 ton w zębach

Trudno w to uwierzyć, ale całe złoto świata zmieściłoby się w kostce o boku 20 m. Szacuje się, że od zarania dziejów wydobyto 168 tys. ton, z czego większość jest wciąż w użyciu – tylko 2 proc. leży w hiszpańskich galeonach na dnie oceanów, nieodkrytych grobowcach w Egipcie czy pirackich skrzyniach na Karaibach. Złoto uchodzi za rzadki metal, choć w śladowych ilościach występuje w każdej niemal skale, a nawet w ziemi. Po 6 tys. lat wydobycia największe skupiska zostały całkowicie wyeksploatowane – w dobrej kopalni złoto na jedną obrączkę otrzymuje się dziś z 20 ton rudy. W tym celu kopie się w ziemi ogromne otwory, a metal jest oddzielany od zmielonej skały za pomocą rtęci i cyjanku, co powoduje trwałe skażenia środowiska. Z tego powodu władze Szkocji odmówiły niedawno zgody na budowę nowej kopalni.

W Trzecim Świecie koncerny górnicze mają wolną rękę, ale nawet tam nie są w stanie zwiększyć wydobycia, toteż podaż złota pozostaje od lat na tym samym poziomie. A to oznacza, że gwałtowny wzrost popytu ze strony inwestorów automatycznie winduje cenę: jeszcze w 1999 r. uncja (31,1 g) kosztowała zaledwie 250 dol., dziś za tę samą ilość trzeba zapłacić sześć razy tyle. Spekulanci się cieszą, ale producenci biżuterii, którzy skupowali dotychczas 60 proc. podaży, załamują ręce – w Indiach, gdzie podarunki ze złota są tradycyjnym prezentem ślubnym, wielu już na nie zwyczajnie nie stać.

 

Wysokie ceny złota odczujemy też na fotelu dentystycznym – 50 ton ląduje co roku w naszym uzębieniu. Bo złoto nie tylko zachwyca swym blaskiem, lecz także wyróżnia się niską reaktywnością chemiczną, a zarazem jest kowalne i ciągliwe, co ułatwia jego obróbkę.

Właścicielami największych zasobów pozostają banki centralne, mimo że przez 20 lat systematycznie je wyprzedawały. Rezerwy złotowe to pozostałość po systemie waluty złotej, kiedy pieniądze papierowe można było wymieniać na kruszec. Te czasy minęły definitywnie w 1971 r., gdy Richard Nixon zniósł wymienialność dolara na złoto w ramach systemu z Bretton Woods. Rezerwa Federalna posiada wciąż 6,2 tys. ton (z tego 4,6 tys. w słynnym Fort Knox), ale w razie wymiany kruszcu starczyłoby tylko na 16 proc. gotówki w obiegu – to efekt inflacji i tworzenia nowego pieniądza. Po kryzysie wróciły apele o przywrócenie parytetu złota – na początku kwietnia władze stanu Utah dopuściły nawet złote i srebrne monety jako legalny środek płatniczy, by zademonstrować swoją dezaprobatę dla polityki monetarnej banku centralnego USA.

Chrystus w ultrafiolecie

W Warszawie złotem handluje się przy ul. Żelaznej. W sąsiedztwie Mennicy Polskiej znajduje się ok. 30 sklepów z monetami – jeszcze trzy lata temu numizmatyka była motorem tego biznesu, 80 proc. sprzedaży trafiała do kolekcjonerów, tylko 20 proc. kupowali inwestorzy. Dziś proporcje wynoszą 50:50, a sprzedaż drugi rok z rzędu wzrosła o 100 proc. – przynajmniej u lidera rynku, firmy emonety.pl. Dobrą passę nawet widać w salonie – wchodzi się wprawdzie z podwórka, ale pod sufitem kryształowy żyrandol, na ścianach eleganckie gabloty z monetami. Na poczesnym miejscu prostokątna 25-dolarówka z mennicy Wysp Cooka, wybita z okazji wystawienia Całunu Turyńskiego. W komplecie lampka ultrafioletowa, bo tylko w takim świetle widać twarz Chrystusa na awersie. Cena: 1590 zł.

Nie wiadomo, ile złota sprzedaje się w Polsce. – Mennica oszacowała, że w 2009 r. popyt wyniósł pół tony, bo sama sprzedała 250 kg. Musiało być więcej, bo tylko my sprzedaliśmy 750 kg – mówi Filip Fertner, prezes zarządu emonety.pl. Nie ukrywa, że ostatnie trzy lata były dla firmy fenomenalne, monety bulionowe rozchodzą się kilka dni po dostawach, a te są niewielkie, bo mennice nie nadążają z realizacją zamówień. Największe Fertner miał w 2009 r. – 50 kg złota w sztabkach po 10 g. Kupują prezesi spółek, właściciele dawnych pegeerów, emeryci, ludzie z ulicy. – Nowe zjawisko to zakupy systematyczne. Klienci zamawiający co miesiąc tę samą niewielką ilość złota – mówi. 90 proc. sprzedaży odbywa się przez Internet.

Na tym etapie Niemcy byli kilka lat temu. Firma Ex Oriente Lux ma już internetowy supermarket złota, automaty do sprzedaży to następny krok. – Najbogatsi już kupili, ale to tylko 5 proc. potencjalnych nabywców złota – mówi Geisser. – W niemieckiej klasie średniej wszyscy mówią o zakupie, ale niewielu to zrobiło, bo nie mieli takiej możliwości. Nie wszyscy robią zakupy w Internecie, a nowicjusz już na pewno nie wyśle obcej firmie kilku tysięcy euro po to, by potem grzecznie czekać na przesyłkę. Złotomat wychodzi do klienta, a towar wydaje od razu. W Niemczech najwięcej zakupów było po bankructwie Grecji. Co ciekawe, większość klientów stanowią kobiety, mężczyźni kupują za to większe gramatury. W niemieckich złotomatach dostępne są nawet sztabki ćwierćkilowe.

Złota bańka

Gdy do inwestowania w jakiś produkt namawia się zwykłych zjadaczy chleba, mamy zwykle do czynienia z końcówką bańki spekulacyjnej. Ten etap hossy analitycy giełdowi nazywają sucker’s rally, rundą frajerów, czyli amatorów, którzy mają podbić cenę ciut wyżej, by zawodowi inwestorzy zarobili swoje. Dla tych, którzy kupili jako pierwsi, to ostatni sygnał, że czas sprzedawać.

By uniknąć skojarzeń z ropą, zwolennicy złota przekonują, że nie jest ono surowcem, tylko wyższą formą pieniądza, a cena nie gra roli, bo złoto konserwuje siłę nabywczą. Rzadziej mówią o tym, że hossa jest podyktowana wyłącznie emocjami – spekulować można tak samo na euforii inwestorów przekonanych, że spółki internetowe będą rosły bez końca, jak na panice tych, którzy wierzą w upadek unijnej waluty i bankructwo Ameryki. Panika, tak samo jak euforia, kiedyś się kończy.

Ostatnia bańka złotowa pękła w styczniu 1980 r. Po trzyletniej hossie cena uncji sięgnęła 850 dol., po czym w ciągu roku spadła o 60 proc. Dziś obrońcy złota twierdzą, że nie ma żadnej bańki, bo jakkolwiek cena nominalna jest wyższa, to ta realna, skorygowana o inflację, pozostaje poniżej rekordu sprzed 31 lat – żeby go pobić, złoto musiałoby dziś kosztować nie 1500, a 2400 dol. za uncję.

Pytanie, czy znajdą się emocje na poparcie dalszych wzrostów. Inflacja rośnie, ale nie osiągnie kilkunastu procent, bo nowy pieniądz nie został wprowadzony bezpośrednio do obiegu gospodarczego, tylko zapisany na kontach banków, a te nie kwapią się, by go pożyczać. Poza tym państwa ruszyły do walki z inflacją: Bank Chin już czterokrotnie podnosił stopy procentowe, Europejski Bank Centralny właśnie rozpoczął cykl podwyżek, a Rezerwa Federalna dołączy zapewne do końca roku.

W czerwcu FED zakończy ostatnią rundę luzowania ilościowego, a zacieśnienie polityki monetarnej w Europie już teraz znosi przewagę złota nad obligacjami, które znowu przynoszą odsetki. Kontrolowany wzrost inflacji może nawet przyspieszyć odwrót od kruszcu – księgowy spadek wartości deficytu i długu publicznego w relacji do PKB podniesie wiarygodność kredytową USA, a dalszy spadek bezrobocia oddali groźbę stagnacji.

Gdy tylko lęk przed hiperinflacją osłabnie, fundusze ETF rzucą na rynek ogromne ilości złota, spychając cenę kruszcu w dół. Drobni inwestorzy nie zdążą w porę sprzedać i zostaną ze swoimi sztabkami. W złotomacie można je tylko kupić – zwroty do 10 dni za okazaniem paragonu.

Polityka 18.2011 (2805) z dnia 29.04.2011; Rynek; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Złoto dla frajerów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną