Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Miedź czy sprzedać?

Miedź czy sprzedać? KGHM, pół wieku miedziowego giganta

Jedno z podziemnych wyrobisk. Górnicy z KGHM muszą schodzić pod ziemię coraz głębiej. Jedno z podziemnych wyrobisk. Górnicy z KGHM muszą schodzić pod ziemię coraz głębiej. Wojtek Wilczyński / Forum
KGHM Polska Miedź – drugi na świecie producent srebra – świętuje właśnie złoty jubileusz. Nastroje są mieszane: surowce dawno nie były tak w cenie, ale trwa spór o prywatyzację firmy.
KGHM ma przed sobą przynajmniej trzy lata miedziowej koniunktury.Corbis KGHM ma przed sobą przynajmniej trzy lata miedziowej koniunktury.
Polityka
Polityka

Szykują się akademie i ordery, przemówienia i mundurowa gala. Stare strzechy będą rozdawały najbardziej zasłużonym kordziki i szpady. Stare strzechy to w górniczej gwarze kopalniana zwierzchność, kordziki i szpady to górnicze wyróżnienie, świadectwo wysokiego zawodowego statusu. Lubin już się cieszy na letni festyn organizowany tradycyjnie przez miedziowy koncern na płycie lotniska. Bo Lubin ma własny port lotniczy i ambicje, by w przyszłości lądowały tu regularne rejsowe samoloty. Na razie korzysta z niego miedziowy aeroklub i ważni goście, którzy w interesach przylatują do KGHM. Za sprawą koncernu okolice Lubina to jeden z najzamożniejszych rejonów Polski.

Z tymi festynami różnie w przeszłości bywało. Czasem koncern zaciskał pasa i było skromnie, ale teraz pewnie pojawi się jakaś prawdziwa gwiazda. W końcu to jubileusz półwiecza, a na dodatek KGHM nie musi zaciskać pasa, bo takiej koniunktury dawno nie było. Ceny miedzi, srebra i innych metali produkowanych przez koncern biją rekordy na surowcowych giełdach, a słaby złoty jeszcze te zyski nakręca.

Związkowcy są jednak niezadowoleni, bo spółka nie chce się tymi zyskami sprawiedliwie dzielić. „Przygotowano ogromne rozdawnictwo środków finansowych na wszelkiego rodzaju sympozja, albumy, za ogromne pieniądze media, radio, prasa – ma dobrze pisać o firmie – we Wrocławiu szykowany jest bal dla wybranych.(...) Na 50-lecie zostaną wydane okazjonalne srebrne i złote komplety piór i długopisów, ale nie dla pospólstwa, lecz dla tych, którym już dawno żyje się lepiej. Dla pracowników też przygotowywana jest miła niespodzianka. Każdy ma dostać miedziany długopis, aby mógł wypisać swoje marzenia o oczekiwanych podwyżkach wynagrodzeń i nieprywatyzowaniu KGHM” – komentuje na łamach „Pryzmatu”, dwutygodnika Sekcji Krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ Solidarność, autor podpisujący się AntyPO. Bo obecnego rządu miedziowi związkowcy nie znoszą. Mało który w latach poprzednich był tak nielubiany. Świadczą o tym wyniki ostatnich wyborów samorządowych przegranych w Lubinie przez PO.

Eldorado

Ta niechęć do rządu ma trzy powody. Po pierwsze – nie chciał przycisnąć zarządu (poprzez swoich członków w radzie nadzorczej), by pracownikom przyznano podwyżkę. Nie domagali się wiele, zaledwie 300 zł na pracownika (w 2010 r. w koncernie pracowało 18 639 osób). A zarząd uparcie odmawiał. Ogłosił tylko, że w wyniku przeszeregowań i motywacyjnego systemu premiowania w 2011 r. średnia płaca w KGHM wzrośnie o 4,6 proc. i wyniesie 9031 zł. Związkowcy uważają, że zarząd świadomie manipuluje opinią publiczną. W tym celu wynajął agencję zajmującą się czarnym PR, by przekonywać, że pracownikom KGHM w głowach się przewraca, a liderzy związkowi to milionerzy i darmozjady żerujące na firmie. W rzeczywistości wysoka średnia płaca w KGHM to statystyczna manipulacja. Zarząd wlicza tu wszystkie koszty pracy, np. świadczenia socjalne czy dowóz pracowników.

– Średnią windują także wysokie wynagrodzenia kadry kierowniczej i pracowników biura zarządu. A tam pracuje masa ludzi. Płace członków zarządu wzrosły ostatnio o 80 proc.! W przypadku prezesa płaca zasadnicza z 45 tys. zł miesięcznie doszła już do 74 tys. zł. Tymczasem górnik w KGHM przeciętnie zarabia brutto nie więcej niż 5 tys. zł, a hutnik trochę mniej – wyjaśnia przewodniczący Komisji Zakładowej „S” Józef Czyczerski. Przekonuje, że zarząd rozpuszcza informacje, że pracownicy mają zagwarantowaną 13 i 14 pensję, a to nieprawda. Czternastkę owszem mają, ale trzynastki od dawna już nie, bo została doliczona do płacy zasadniczej. Przyznaje jednak, że pracownicy dostają też dodatkowe pieniądze w formie nagrody z zysku. No, ale jak to z zyskiem, nigdy nie wiadomo, czy będzie i na ile można liczyć. Dlatego pracownikom zależy, by zarząd rewaloryzował także płacę zasadniczą, czego nie robił od kilku lat. Zarząd się broni, bo to oznacza przyjęcie stałego zobowiązania, które trzeba będzie regulować niezależnie od koniunktury.

– Wyliczenia wchodzące w skład średniego wynagrodzenia uwzględniają wszystkie składniki, a jest ich w sumie 28. Nagroda z zysku za ubiegły rok przyniesie każdemu pracownikowi 24 proc. jego średniorocznych dochodów. To bardzo znacząca kwota – podkreśla prezes zarządu KGHM Herbert Wirth.

Kura i jaja

Miedziowi związkowcy mają do rządu jeszcze dwie pretensje. Jedna dotyczy zmian ustawowych i zamiaru usunięcia przedstawicieli pracowników z rad nadzorczych spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa. KGHM jest spółką pod tym względem wyjątkową: w dziewięcioosobowej radzie pracownicy mają zagwarantowane aż trzy miejsca. Od lat niezmiennie okupują je liderzy związkowi.

– Wybory są bezpośrednie, głosuje 18,5 tys. pracowników. Związkowcy nie mają żadnych przywilejów. Każdy może ubiegać się o miejsce w radzie – przekonuje Józef Czyczerski, członek rady nadzorczej z wyboru załogi od lat 90.

Związkowcy KGHM nie zamierzają oddać rady bez walki. Eksperci pochwalają zamiary rządu – rada nadzorcza jest reprezentantem właścicieli spółki, a nie komisją trójstronną. Podobnego zdania są analitycy giełdowi: potężne związki zawodowe obecne w radzie nadzorczej to poważny czynnik ryzyka, z którym muszą się liczyć inwestorzy. Uzwiązkowienie w KGHM wynosi blisko 90 proc. Działa tu kilkanaście central związkowych. Prof. Stanisław Speczik z Państwowego Instytutu Geologicznego, prezes KGHM w latach 2001–04, dostrzega jednak pewne plusy tej sytuacji.

W spółkach Skarbu Państwa trwa nieustająca karuzela kadrowa. Członkowie rad nadzorczych wyłaniani z klucza politycznego zmieniają się co chwila. Zwykle nie znają specyfiki branży ani firmy. Tymczasem ci sami przedstawiciele załogi KGHM są w radzie od kilkunastu lat. Znają branżę i firmę lepiej od pozostałych członków, nawet tych z profesorskimi tytułami. To samo w sobie stanowi wartość. Przekonałem się o tym jako członek rady nadzorczej KGHM, a potem prezes – wyjaśnia prof. Speczik.

Jednak najpoważniejszy zarzut wobec rządu dotyczy zamiaru ostatecznego sprywatyzowania KGHM Polska Miedź. Od 1997 r. koncern jest spółką publiczną notowaną na warszawskiej giełdzie. Skarb Państwa ma dziś już tylko 31,7 proc. akcji, ale zapewnia mu to pełną kontrolę, bo pozostałe akcje są rozproszone. W Lubinie panuje jednak przekonanie, że rząd chce sprzedać swój pakiet, by zatkać dziurę budżetową. Tak jak w 2009 r., kiedy niespodziewanie zaoferował na giełdzie 10 proc. swoich akcji, choć do wyborów PO szła z hasłem niesprzedawania KGHM. Wszyscy są tu zdecydowanie takim posunięciom przeciwni.

Panuje przekonanie, że prywatny właściciel kupi spółkę tylko po to, by ją zamknąć, a ludzi wyrzucić na bruk. A właściciel państwowy, wiadomo, nie jest taki pazerny i łatwiej go zmusić do ustępstw. Dokładnie takie same emocje towarzyszą dziś zbliżającej się sprzedaży akcji Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Górnicy miedziowi i węglowi są równie zdeterminowani. W Lubinie jak mantrę wszyscy powtarzają zdanie: nie sprzedaje się kury znoszącej złote jaja. KGHM w ubiegłym roku osiągnął aż 4,5 mld zł zysku, prawie 80 proc. więcej niż rok wcześniej. – Bzdura! Nie ma planu całkowitej prywatyzacji KGHM. Może w przyszłości, ale o tym będzie decydował kolejny rząd. W tej kadencji to wykluczone – przekonuje Maciej Wewiór, rzecznik ministra Skarbu Państwa.

Janusz Steinhoff, specjalista w dziedzinie górnictwa, były wicepremier i minister gospodarki, jest jednym z niewielu, którzy twierdzą, że całkowita prywatyzacja KGHM byłaby wskazana. Wyrwanie spółki z rąk polityków, poprawa organizacji, efektywności i podniesienie konkurencyjności bardzo by się KGHM przydały. Obecne rekordowe zyski to w dużym stopniu zasługa miedziowej koniunktury.

– Żaden inwestor nie kupowałby takiej firmy po to, żeby ją zamknąć, a państwo nie utraciłoby władzy nad złożami surowców. Państwo złóż nie sprzedaje, ale zezwala na ich eksploatację, za co pobiera podatki i opłaty – przekonuje Janusz Steinhoff.

Wielki Odkrywca

Z okazji jubileuszu wszyscy – zarząd, związkowcy, przedstawiciele rządu i samorządu – spotkają się w Lubinie pod pomnikiem dr. Jana Wyżykowskiego. To ojciec założyciel Polskiej Miedzi, zwany także Wielkim Odkrywcą. Składanie wieńców pod jego pomnikiem jest stałym elementem wszystkich miedziowych uroczystości. Gdyby wiedział, jakie po półwieczu jego odkrycie będzie rodziło emocje!

Polskiej miedzi, odkrytej przez Wyżykowskiego, nie należy mylić z miedzią niemiecką. Ruda tego metalu była tu wydobywana na długo przed wojną. Kopalnie Konrad i Lena w tzw. starym zagłębiu lubińskim Niemcy zostawili zatopione. Wydobycie wznowiono w 1950 r. W pobliskiej Legnicy wybudowano hutę, która miała przerabiać rudę. Jednocześnie geolodzy prowadzili poszukiwania nowych złóż, bo stare zagłębie nie miało perspektyw. Początkowo nic nie zapowiadało sukcesu. Na nowe złoże trafili przypadkiem nafciarze w rejonie Ostrzeszowa. Zawierało aż 2 proc. metalu, czyli wyjątkowo dużo, ale leżało na niedostępnej wówczas głębokości, ponad 1,6 tys. m pod powierzchnią. Wyżykowski przewidział, gdzie złoże może być na mniejszej głębokości, i zaczął badania pod Sieroszowicami. W marcu 1957 r. na 650 m znalazł rudę miedzi. Zapadła polityczna decyzja o zagospodarowaniu nowego złoża.

Rozpoczęto drążenie pierwszego szybu nowej kopalni w Lubinie, a 1 maja 1961 r. powołano Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi (w budowie). Od tego momentu liczy się oficjalną historię Polskiej Miedzi, choć dołączono do niej także stare zagłębie z Leną, Konradem i Hutą Legnica. Dziś w skład KGHM wchodzą trzy kopalnie rud miedzi i dwie huty. Stare zagłębie zostało już zamknięte, a kopalnie zalane, choć nie brakuje głosów, że zrobiono to pochopnie i trzeba będzie tam wrócić.

Tablica Mendelejewa

Początki nowego zagłębia nie były łatwe, bo dotarcie do miedzionośnych złóż natrafiało na liczne problemy. Szyb zalewała woda, dlatego poważnie rozważano zarzucenie tej inwestycji. Towarzysz Gomułka, sceptyczny i oszczędny, dał się jednak budowniczym przekonać. Dostali dodatkowe fundusze, a dzięki zastosowaniu nowatorskiej wówczas techniki mrożenia górotworu udało się pokonać warstwy wodonośne. W 1968 r. rozpoczęto wydobycie.

Poza rudą miedzi złoża kryją niemal całą tablicę Mendelejewa. Jest tu przede wszystkim srebro. To drugi filar, na którym opiera się KGHM. Jest też ołów, cynk, nieco złota, nikiel, kobalt, molibden. Jest nawet jeden z najrzadszych metali na świecie – ren – którego całoroczna światowa produkcja liczy kilkadziesiąt ton. Miedź, której KGHM produkuje 540 tys. t rocznie (szósty producent na świecie), oraz srebro – ponad tysiąc ton w 2010 r. (drugie miejsce), zapewniają największe zyski. Pozostałe produkty są niewielkimi, ale dochodowymi biznesami (jak np. produkcja złota – 776 kg w 2010 r. – czy renu). Inne, jak sól czy kruszywo, są po prostu sposobem zagospodarowywania tego, co przy okazji wydobywa się na powierzchnię.

Największym przeciwnikiem koncernu jest natura. Złoża leżą głęboko, w trudnych warunkach geologicznych. Górnicy doszli już do poziomu 1300 m, a w najbliższych latach będą musieli zejść jeszcze niżej, nawet na 1600 m. Udostępnianie i eksploatacja złóż kosztuje coraz więcej. Pokłady są cienkie, więc na powierzchnie trzeba wywozić coraz więcej odpadowej skały. Im głębiej, tym wyższa temperatura, a więc konieczne jest przewietrzanie i klimatyzowanie rejonów pracy górników. Pochłania to masę coraz droższej energii elektrycznej. W efekcie KGHM ma jedne z najwyższych kosztów produkcji wśród producentów miedzi na świecie. Produkcja tony metalu kosztuje ok.11 tys. zł. A na rynku trzeba konkurować z firmami, które wydobywają rudę dużo tańszą metodą odkrywkową.

Kiedy giełdowa cena tony miedzi oscyluje wokół 9,5 tys. dol. jak dziś, a złoty jest słaby, KGHM notuje rekordowe zyski. Kiedy jednak cena spada do 2,5 –3 tys. dol., a złoty robi się mocny, nastrój w Lubinie zmienia się diametralnie. Dlatego trwają poszukiwania metod obniżenia kosztów produkcji. Koncern chce zastosować nowe technologie wydobywcze, inwestuje też w elektroenergetykę. Wspólnie z Tauronem (którego został akcjonariuszem) buduje elektrownię o mocy 900 MW.

– Rynek energetyczny jest zmonopolizowany. Chcemy zapewnić sobie bezpieczeństwo dostaw energii, a przy okazji zarobić, bo branża energetyczna nie jest narażona na cykle koniunkturalne jak rynek miedzi – wyjaśnia prezes KGHM Herbert Wirth.

Jego zdaniem koncern ma przed sobą przynajmniej trzy lata miedziowej koniunktury. Ceny nie powinny spaść. Nie słabnie też popyt na miedź. Zwłaszcza Chiny wydają się nienasycone. To dobrze rokuje. Co będzie potem? – Wszystko zależy od tego, czy zmiany technologiczne nie ograniczą zapotrzebowania światowej gospodarki na miedź – wyjaśnia prezes Wirth. Producenci miedzi już raz przeżyli okres lęku, kiedy miedziane kable zaczęły być wypierane przez światłowody. Producentom srebra strachu napędziła cyfrowa rewolucja w fotografii i zmierzch tradycyjnych błon światłoczułych, których produkcja pochłaniała dotychczas dużą część srebra. O dziwo miedź i srebro nie ucierpiały. Przeciwnie, nawet dziś okazują się bezpiecznym schronieniem dla inwestorów finansowych, rodzajem pieniądza kruszcowego.

– Miedź nie straci na wartości. Będzie rosła w cenie, bo dotychczas eksploatowane złoża powoli się wyczerpują, a nowych odkryć jak na lekarstwo – przekonuje prof. Speczik.

KGHM szuka złóż za granicą. Związkowców to denerwuje. Wietrzą przekręt i składają doniesienia do prokuratury. Uważają, że inwestowanie w poszukiwanie złóż w Niemczech czy w wydobycie rudy w Kanadzie to tylko wyprowadzanie pieniędzy z firmowej kasy. Nie przekonują ich argumenty zarządu, że spółka jest uzależniona od jednego złoża, którego zasoby szacowane są wprawdzie na 40 lat, ale są też coraz trudniejsze w eksploatacji. Konieczna jest dywersyfikacja zasobów. Rudy trzeba szukać w Polsce, a nie na drugim końcu świata, bo potem kończy się jak z inwestycją w Kongo – przekonują związkowcy. W latach 90. KGHM postanowił zainwestować w afrykańskie złoża. Nie wziął pod uwagę, że Kongo to kraj wyjątkowo skorumpowany i politycznie niestabilny. Skończyło się fatalną porażką i stratami.

Ostatnio o KGHM stało się głośno, bo staje do każdego przetargu na prywatyzowane uzdrowiska. Kupił już trzy (Uzdrowiska Kłodzkie, Połczyn, Cieplice), chce mieć dziesięć. Ponoć wody lecznicze to świetny i przyszłościowy interes. Kura znosząca złote jaja musi przecież czasem pojechać do wód.

Polityka 18.2011 (2805) z dnia 29.04.2011; Rynek; s. 37
Oryginalny tytuł tekstu: "Miedź czy sprzedać?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną