Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Zadurzeni w Europie

Prezydencja Słowenii w UE

Moto Itinerari / Flickr CC by SA
1 stycznia 2008 r. Słowenia objęła półroczne przewodnictwo Unii Europejskiej. Słoweńcy mają nadzieję, że uda im się uniknąć potknięć. Bo na Bałkanach znów rośnie napięcie.

Władze w Lublanie uznały, że ma to być półrocze sukcesu i zadowolenia, a nie ograniczeń i udręki dla społeczeństwa. Zrobiono wszystko, żeby uniknąć zamieszania. Już na początku grudnia otwarto nowoczesne centrum konferencyjne Byrdo, oddalone 20 km od stolicy. Obok hotele i restauracje, a wszystko w pięknym otoczeniu. Teren wybrano nieprzypadkowo, po sąsiedzku miał rezydencję prezydent Tito, a wcześniej jugosłowiańska dynastia Karadziordziewiczów. Fakt ten zresztą podkreśla się tu z sentymentem: skupen ocze – czyli wspólny ojciec Tito nie jest postacią, od której by się odcinano.

Żeby dotrzeć do Byrdo, europejscy goście nie będą musieli przedzierać się przez centrum, blokując stolicę. Z lotniska to zaledwie kilka kilometrów. Władze bardzo dbają, by nie narazić mieszkańców Lublany na stanie w korkach, nawet przy okazji tak niecodziennej jak objęcie przewodnictwa Unii. Za rok będą w Słowenii wybory parlamentarne, a prawicowy rząd Janeza Janšy i tak nie ma dobrych notowań.

Prymusi

Centrum konferencyjne kosztowało budżet 15 mln euro. Wypadło drożej, niż planowano, i rząd musiał się tłumaczyć z rozrzutności. Udana prezydencja miałaby poprawić notowania rządu i prawicowej koalicji. Słoweńcy są prymusami w regionie. Nie czekając na pieniądze z Brukseli, jeszcze przed akcesją zbudowali sieć autostrad. Całkiem własnymi siłami, uważając, że budowa dróg napędza gospodarkę i pomaga przezwyciężyć bezrobocie. Pierwszy etap zakończył się w 2007 r., kolejny potrwa do 2023 r., dokończona zostanie autostrada z Mariboru nad morze, do Kopru i Portoroża oraz połączenie z Węgrami. Już dziś 130 km z Lublany nad Adriatyk jedzie się godzinę, można wyskoczyć na weekend, a nawet na popołudnie. Tam jest zielono i śródziemnomorsko, a tu są Alpy Julijskie, z centrum stolicy widać jak na dłoni Triglav, magiczny szczyt, którego obrys trafił na słoweńską flagę. Słoweńcy są euroentuzjastami i optymistami. Przystąpienie do Unii poparły wszystkie partie. Traktat konstytucyjny przyjęto tu już w 2005 r. przez aklamację.

Skąd ta miłość do Europy? Socjolog Miha Kovač z Uniwersytetu w Lublanie uważa, że Słoweńcy zawsze dobrze się czuli w wielonarodowym towarzystwie. Mają za sobą doświadczenie Austro-Węgier oraz pierwszej Jugosławii, powstałej po I wojnie światowej, czyli królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, z trzema stolicami. Po II wojnie Słowenia znów znalazła się w Jugosławii. Jej odrębność narodowa i tożsamość nie były szanowane, Serbia próbowała dominować, ale mimo to Słoweńcy nie chcieli rozpadu państwa. Nawet opozycja mówiła o konfederacji. – Dopiero kiedy okazało się, że Miloszević wybiera wojnę, która nie jest naszą, zdecydowaliśmy się na suwerenność. Jeśli chcieliśmy zachować tożsamość, musieliśmy wyjść z Jugosławii. A w Unii wróciliśmy do naszego naturalnego środowiska – mówi Kovač.

Wiano

To właśnie w czasach Jugosławii Słowenia stała się nowoczesnym, najbardziej rozwiniętym w bloku socjalistycznym regionem. – Oczywiście socjalizm był tu inny, mieliśmy świetne kontakty z Europą Zachodnią, otwarte granice i wymienialnego dinara – przypomina Alja Brglez, kiedyś rzeczniczka słoweńskiego rządu, a dziś szefowa niezależnego Instytutu Cywilizacji i Kultury. Tu zawsze była europejska perspektywa, także ze względu na położenie. Mówiło się, że choć Słoweńcy są etnicznie Słowianami, kulturowo bliżej im do Madrytu niż do Belgradu czy Zagrzebia.

To, że kraj był liderem gospodarczym, stało się fundamentem niezależności. Słowenię ominęła wojna, która spustoszyła pozostałe kraje byłej Jugosławii i zachodnie Bałkany. Nie było tu agresywnych mniejszości narodowych, granicy z Serbią i sporu terytorialnego. Wojska federalne wycofały się po 10 dniach. Nie było sankcji ekonomicznych: kiedy inni skoczyli sobie do gardeł, tu zaczęto zmieniać gospodarkę i szukać nowych rynków.

Nie ogłosiliśmy początku świata, przechowaliśmy wszystko, co było tego warte. Staraliśmy się nie burzyć, lecz budować, to był mądry pomysł – chwali Kovač.

Przemiany toczyły się spokojnie. Prezydent Milan Kučan pełnił urząd przez dwie kadencje i mógłby pełnić do dziś, gdyby pozwalała na to konstytucja. Przez 13 lat krajem rządziła duża koalicja centrowa, złożona z ugrupowań prawicy i lewicy (przez 10 lat był ten sam premier). – Ekstrema pozostawały na zewnątrz, a rządzące partie poszukiwały kompromisu. Udawało się osiągnąć konsens w sprawie przystąpienia do NATO i UE. W sprawach gospodarczych nie słuchaliśmy obcych doradców – uważa politolog Jernej Pikalo. Co nie znaczy, że uniknięto błędów, ale były one mniej rażące, niż gdyby je popełniła jedna opcja.

Recepta na rządzenie była prosta: przezwyciężyć historyczne podziały. Dzięki temu udało się zachować balans między państwem liberalnym a socjalnym. Nie było wysokiego bezrobocia, rozległych obszarów biedy. Słoweńscy politolodzy i ekonomiści wierzą, że taka równowaga jest nadal możliwa.

Może pomógł nasz charakter narodowy. Słoweńcy nie są indywidualistami, zawsze starają się dostrzegać drugiego człowieka. Bogactwo nie było dobrze widziane, bo kojarzyło się z nieuczciwością. Dopiero dziś to się zmienia, rozwarstwienie jest bardziej widoczne, ale istnienie obszarów biedy jest nadal odbierane jako błąd systemu – podkreśla Pikalo. Prawicowy rząd jest dziś krytykowany, wahadło przesunęło się na lewo, co było widoczne podczas niedawnych wyborów prezydenckich: wygrał Danilo Türk, kandydat niepopierany przez rząd, otrzymał 70 proc. głosów.

Prawicowość i lewicowość wyznacza stosunek do roli Kościoła katolickiego w państwie. Pod rządami obecnej koalicji wprowadzono kapelanów do wojska i policji, dwóch duchownych zasiada nawet w radzie nadzorczej publicznej telewizji. – Za dużo tego i źle opakowane. Społeczeństwo reaguje alergicznie. Socjaldemokracja ma ponadtrzydziestoprocentowe poparcie; jeszcze nigdy opozycja nie była notowana tak wysoko – mówi Pikalo.

Partyzanci

Nie było też rozliczeń z jugosłowiańską przeszłością. Pomysł ustawy lustracyjnej upadł w 1997 r. Pytania o Jugosławię nie były istotne, Słoweńcy mieli inne priorytety: potrzebę jedności, dążenie do integracji z UE, a wreszcie wprowadzenie euro.

Teraz nabrała znaczenia inna sprawa z przeszłości, pytania o II wojnę światową, współpracę z okupantem, rolę Kościoła czy mord dokonany przez reżim Tito na kilku tysiącach domobrańców (członków policyjno-wojskowych formacji pomocniczych w okupowanej przez Niemców Słowenii). – Nie chodzi o dzielenie społeczeństwa na patriotów i zdrajców, ale zbadanie, jak rządziła powojenna komunistyczna władza. Trzeba będzie to przetrawić – mówi Alja Brglez z Instytutu Cywilizacji i Kultury.

Młode pokolenie, które nie interesuje się rozliczeniami, niespodziewanie zaczęło sympatyzować z partyzantami Tito, nastała moda na pieśni z tamtego czasu, książki, spektakle. Politolodzy są przekonani, że to efekty przekory wobec obecnego rządu, który przesunął wahadło zanadto w prawo. Jednak dla młodych liczy się najbardziej sukces, pieniądze, dobra praca. Dobrze wyczuła to jedna z sieci telefonii komórkowej, reklamując swój najnowszy produkt hasłem ITAK, czyli bez względu na wszystko.

Niedawny koncert barda jugosłowiańskiego Zdravko Ciolicia był sukcesem w Lublanie, tak jak w Belgradzie. Choć młodzi Słoweńcy nie znają już serbskiego i bliższy jest im angielski, umieją na pamięć teksty piosenek i śpiewają na koncertach.

Kiedyś byliśmy we wspólnym państwie, prawie każdy ma bliskich w postjugosłowiańskich krajach. Tymczasem Dubrownik czy Sarajewo to dziś zagranica. Oczywiście, jugonostalgia nie jest w Słowenii problemem pierwszoplanowym, ale jest obecna – przyznaje Alja Brglez.

Euro

Słoweńcy po raz pierwszy w historii mają własne państwo i są z niego dumni. Po raz pierwszy mieli też własną walutę, tolara. Był atrybutem suwerenności jak słoweński język. W sondażach z lat 90. wymieniano obie kwestie jako najważniejsze. Ale z własnym pieniądzem pożegnano się bez żalu: Słowenia ma dziś euro (od 1 stycznia 2007 r.) jako jedyny kraj spośród nowo przyjętych do Unii. Słoweńcy są narodem praktycznym, uznali, że europejska waluta będzie lepsza dla gospodarki. Stąd jeździ się tradycyjnie na zakupy do Klagenfurtu w Austrii, do Triestu. Z euro podróże okazały się prostsze. Przez pół roku podawano ceny w obu walutach, do dziś nadal tak jest w niektórych sklepach. Ze względu na starszych ludzi, którzy porównują ceny, by czuć się bezpieczniej. Ceny zresztą zamrożono na pół roku.

Teraz nagle inflacja skoczyła do 5,7 proc. Drogie jest pieczywo, nabiał, energia elektryczna i zapowiadają się dalsze podwyżki. Związki zawodowe wyszły na ulice, domagając się wyższych zarobków. Ale za inflację i pogorszenie sytuacji materialnej wini się rząd, światowe tendencje w ekonomii, przenoszenie produkcji tekstylnej do Azji. Ekonomiści uważają, że wina euro, jeśli jest, to minimalna. Ich zdaniem w gospodarce istnieje za dużo monopoli i karteli, wobec których rząd jest bezradny. Za mała jest konkurencja, brakuje obcego kapitału, bo wpuszcza się go niechętnie. Obecny rząd obiecywał otwarcie rynku, ale stało się inaczej. Taki powrót do starego modelu zaskoczył Słoweńców. Rząd natomiast za polityczne kłopoty obwinia dziennikarzy i media.

Jako powód inflacji wymienia się też syndrom amerykański; ludzie zaciągają kredyty, a banki ochoczo je dają. Każdy, kto otwiera konto, dostaje 300 euro debetu, na zachętę. Słoweńcy lubią nowe, drogie auta. Najchętniej lepsze niż sąsiedzi. Lubią się pokazać, wyjść wieczorem do restauracji lub na dobre wino.

Becikowe

Żyją spokojnie i przewidywalnie, przestrzegają porządku. Wszędzie są ścieżki rowerowe, bo na rowerach jeżdżą młodzi i starzy. Młodzież chętnie jeździ też na wrotkach, bo chodniki są równe i posprzątane. To nie znaczy, że nie ma w kraju biednych. To obywatele dawnej Jugosławii, najczęściej Serbowie, wszyscy, którzy stracili pracę w przemyśle lekkim, cukrowniczym, część uchodźców z Bośni. Ale rynek otworzył się dla 50 tys. imigrantów, bo brakuje pracowników w budownictwie, kierowców ciężarówek, kelnerów. Także blisko 800 lekarzy.

Lekarze właśnie walczą o podwyżki, chcą zarabiać trzy średnie krajowe (dziś zarabiają 2,3 średniej). System opieki zdrowotnej jest przyjazny dla pacjenta, a dzięki dodatkowym ubezpieczeniom – w wysokości 25 euro miesięcznie – większość leków jest nieodpłatna, nawet aspiryna i witaminy.

Słoweńcy kochają swój rozbudowany system socjalny, darmowe dojazdy do pracy, ekwiwalenty urlopowe, zakładowe wczasy za granicą, zwykle w Chorwacji, drugie śniadania, trzynaste i czternaste pensje, a jeśli kondycja zakładu pozwala – nawet bilety do kina. Do czasu pracy wliczana jest przerwa na śniadanie i lunch. Becikowe to dodatkowe 250 euro, plus prezent od gminy, często nawet 500 euro. Płatny urlop macierzyński trwa rok.

W gospodzie U Myśliwego, w centrum stolicy, jest pełno już w południe. Większość gości to studenci, którym państwo funduje bony obiadowe. Bony respektuje większość restauracji w mieście, obiady są śmiesznie tanie. Zresztą studenci mogą dorobić rocznie 3 tys. euro bez podatku. Pracodawcy też sobie chwalą, bo płacą jedynie 16 proc. na rzecz studenckich organizacji. To widać, młodzi pracują w knajpkach, sklepach, hotelach.

Słowenia ma tylko 2 mln mieszkańców. Jej budżet wynosi 9 mld euro. Pewnie łatwiej wszystko tu ogarnąć. Kraj zapracował na sukces, ale jego mieszkańcy drogo za to płacą: Słowenia jest w czołówce pod względem liczby samobójstw, coraz więcej osób skarży się na samotność. Ambicje, żeby być najlepszym, przeszkadzają przyjaźniom.

Na placu nad rzeką, na starym mieście, gdzie wszyscy się spotykają, by wypić wino lub zjeść pieczone kasztany, stoi pomnik poety France Prešerena. – Nie mieliśmy bohaterskiej przeszłości ani walecznych przodków. Wyznacznikiem naszej tożsamości jest język i kultura – przypomina Pikalo. Dlatego takie ważne jest, że słoweński stał się jednym z oficjalnych języków w Brukseli. Słoweńcy mówią, że to ich nobilituje i uspokaja. Zawsze żyli pomiędzy dwiema potęgami, włoską i germańską. Zawsze mieli powód, żeby się obawiać. Dopiero w Unii poczuli się idealnie, bo nie ma żadnego ze starych niebezpieczeństw.

Choć są nowe, może trudniejsze do wykrycia. Wciąż żywa jest dyskusja o tym, co jest interesem Słowenii w ekonomii, czy, ile i jaki kapitał można wpuścić do gospodarki. Ludzie mają obawy przed obcym kapitałem, chcą zatrzymać okręty flagowe: banki, pocztę, kolej, KRKĘ, słynnego producenta leków, sieć supermarketów Merkator, ubezpieczenia.

Nie ma obawy przed utratą tożsamości, bo nie ma takich tendencji we wspólnej Europie, żadne państwo nie chce dominować, jak próbowała to robić Serbia w byłej Jugosławii – przekonuje socjolog Rudolf Riznar, badacz zagrożeń globalizmem i autonomii. Słoweńcy myślą jednak, co będzie za 10 lat i co zrobić, by zwrócić na siebie uwagę. Mają ambicje, żeby stworzyć produkt, markę, która będzie na świecie utożsamiana z ich krajem. Tak jak kiedyś narty Elan. Dlatego Gorenje, lider w branży gospodarstwa domowego i jedna z najbardziej rozpoznawalnych słoweńskich firm, zatrudniła najlepszych francuskich projektantów, którzy mają wykreować nową linię i zadziwić nią świat.

Może spełnienie tych nadziei przyniesie europejska prezydencja. Jej priorytetem mają być Bałkany. Jeszcze przed II wojną światową Słowenia utożsamiała się z Bałkanami. Kiedy w 1933 r. w Lublanie wybudowano 70-metrowy, liczący 12 pięter, neboticznik, drapacz chmur, wszystkie gazety zachwycały się „najwyższym budynkiem na Bałkanach”. Dziś Słoweńcy chętniej mówią, że ich kraj nie leży na Bałkanach, i w tym upatrują jedno ze źródeł sukcesu. Ale byli w jednym państwie z Chorwacją, Serbią, Bośnią, Macedonią i Czarnogórą. Rozumieją mentalność i fobie sąsiadów. – Gdyby za naszej prezydencji udało się rozwiązać problem Kosowa, Słowenia zasłużyłaby na pomnik w Brukseli – uważa Miha Kovač.

Tygiel

Tyle że dobrego rozwiązania nie ma i nie ma zgody w Europie. Etnolog Božidar Jezernik obawia się, że niepodległość Kosowa pogłębi zamieszanie w regionie, w Macedonii i Bośni. Tymczasem Rudi Riznar, socjolog i politolog, twierdzi, że niepodległość jest mniejszym złem niż pozostanie w granicach Serbii. Ale Słowenia jest w trudnej sytuacji. Bałkany to tradycyjny obszar zainteresowania i ekspansji ekonomicznej i Lublana chce powrócić na te rynki. Ma interesy w Serbii i Kosowie. Tym trudniej opowiedzieć się jej jednoznacznie po którejś stronie.

Marzeniem Lublany jest też, by przybliżyć do Unii pozostałe kraje byłej Jugosławii, zwłaszcza Chorwację. Tu działa zresztą we własnym interesie, z Chorwacją ma nieuregulowany od lat spór graniczny na wodach Adriatyku. Tylko w Unii można będzie załagodzić konflikt, który odżywa dziś w obu krajach przy okazji każdych wyborów. Z Chorwatami Słoweńcy się nie lubią, choć starają się tego nie okazywać. No, chyba że przy okazji meczu piłki nożnej.

Z Belgradem nie ma Lublana złych stosunków, choć jej dzisiejsza pozycja w UE daje powody, by mieć poczucie wyższości. Z kolei Belgrad wie, że jeśli teraz nie ułoży sobie stosunków z Brukselą, taka szansa już się nie powtórzy. Słoweńskie przewodnictwo jest dla Serbów ostatnią deską ratunku.

W Lublanie pokazano właśnie znaczek prezydencji. Jest na nim alpejski szczyt Triglav, europejska gwiazdka, kolory słoweńskiej flagi i kontury liścia dębu, ważnego drzewa w mitologii Słowian. Projektant Robert Kuhan wyjaśnia, że przywołał żywioły: ogień, ziemię, powietrze, wodę. Wszystko, co jest ważne dla Słowenii.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną