Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Kryzysowa wymiana kadr

W niedzielę wybory w Hiszpanii

W niedzielę Hiszpania jako ostatni - z pogrążonych w kryzysie krajów - wymienia władze. Ale czy nowi premierzy dokonają cudu gospodarczego?

Żaden dotąd nie stanął na wysokości zadania, żaden nie okazał się mężem stanu w tych dramatycznym okolicznościach, w jakich przyszło im rządzić. Ale czy którykolwiek miał w ogóle predyspozycje do tego, aby walczyć z największym kryzysem od wielu lat? Niektórzy byli zwykłymi politycznymi wyrobnikami, inni mieli spore talenty, ale niekoniecznie gospodarcze. Właśnie odchodzi ostatni z nich. Nawet nie kandyduje w wyborach, bo wie, że nie miałby najmniejszych szans na zwycięstwo.

Premierzy z grupy krajów pogardliwie nazwanych PIIGS (czyli „świnkami”) jak najszybciej chcieliby zapomnieć o trudnym czasie. Ich kariery polityczne utonęły w deficytach i długach krajów, które stały się śmiertelnym zagrożeniem dla europejskiej waluty. Brian Cowen w Irlandii nie poszedł do wyborów i słusznie zrobił, bo jego partia Fianna Fáil poniosła druzgocąca klęskę. José Sócrates w Portugalii odważył się, ale przegrał z opozycją, choć początkowo sondaże wróżyły mu sukces. Jeorjos Papandreu poległ w starciu z własną partią i ustąpił jeszcze przed wyborami, które mają się zakończyć katastrofę jego PASOK-u. Silvio Berlusconi zrezygnował, bo nie dał rady i swojej rozpadającej się koalicji i rynkom finansowym, które przepędziły go z urzędu. Wreszcie José Luis Rodríguez Zapatero już dawno ogłosił, że nie będzie kandydował w nadchodzących wyborach. Jego partię czeka prawdopodobnie fatalny wieczór w niedzielę, a opozycja konserwatywna liczy na bezwzględną większość głosów.

Trudno mieć pretensję do wszystkich tych liderów o gospodarczą klęskę, bo tak naprawdę zbierali oni żniwa wielu lat zaniedbań, życia ponad stan i rosnących baniek nieruchomości czy sektora bankowego, które po prostu eksplodowały podczas ich rządów. Zapatero i Sócrates na pewno zbyt długo przekonywali, że ich krajom nic złego nie grozi i zbyt późno rozpoczęli bolesne reformy. Cowen przejął władzę w najgorszym momencie, gdy załamanie było nieuchronne, choć wielu o tym jeszcze nie wiedziało. Papandreu odkrył górę długów i ujawnił kłamstwa polityków zaraz po wygranych wyborach. Od samego początku musiał podejmować niepopularne decyzje i od pierwszych dni urzędowania wiedział, że przypadła mu najbardziej niewdzięczna rola w nowożytnej greckiej historii. A Berlusconi to zupełnie odrębne zjawisko – człowiek, który nigdy nie nadawał się do rządzenia jakimkolwiek krajem, nawet w dobrych gospodarczo czasach.

Ale co przyniesie państwom pogrążonym w kryzysie wymiana na szczytach władzy? W najlepszej sytuacji wydaje się być premier Irlandii Enda Kenny, bo jego kraj jako jedyny ze „świnek” rośnie i ma szansę - po olbrzymich wyrzeczeniach - wrócić do pierwszej ligi europejskiej. Pedro Passos Coelho tnie i oszczędza jak może, ale jego sytuacja jest znacznie trudniejsza, bo Portugalię czeka w przyszłym roku ciężka recesja, a cierpliwość mieszkańców zacznie się powoli wyczerpywać. Lucas Papademos w Grecji stoi przed jeszcze trudniejszym wyzwaniem, a nowy premier po lutowych wyborach podejmie się wręcz samobójczej misji. Mario Monti korzysta na razie z bycia anty-Berlusconim pod każdym względem, ale gdy zacznie wprowadzać reformy, nie mając trwałego oparcia w żadnej sile politycznej, przejdzie prawdziwy chrzest bojowy. Wreszcie szykujący się do władzy w Madrycie Mariano Rajoy w ogóle podczas kampanii - w obawie przed słabym wynikiem - nie przygotował obywateli na pot i łzy. Nie wiadomo, jak poradzi sobie ten dotąd słabo oceniany polityk, który prawdopodobnie nigdy by nie wygrał wyborów bez kryzysu.

Na pewno południe kontynentu w tych wyjątkowych czasach potrzebowałoby wielkich liderów, którym społeczeństwa zaufałyby i zgodziły się na olbrzymie wyrzeczenia w imię wiary w lepszą przyszłość. Ale trzeba pogodzić się z rzeczywistością i korzystać z istniejących kadr. Odchodzący premierzy okazali się ludźmi, których kryzys swoimi rozmiarami zdecydowanie przerósł. Nowi mają nadzieję, że przejdą do historii jako ci, którzy stawili mu czoła i mimo olbrzymiej presji wewnętrznej i zewnętrznej podjęli słuszne decyzje dla swoich krajów. Oby tak było, bo od Papademosa, Coelho czy Montiego zależy dziś nie tylko przyszłość Południa, ale całego kontynentu.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną