Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Rejtan na progu

Ministra Rostowskiego nerwowe Święta

Jeszcze się nie zdarzyło, żeby pod koniec roku Minister Finansów chciał wykupić - i to przed czasem - własne bony skarbowe za …17 mld złotych. Niby nie musiał, ale taką właśnie ofertę złożył krajowym i zagranicznym inwestorom. Czy finanse kraju faktycznie dławi nadmiar gotówki?

Niestety, aż tak słodko nie jest. Nasz dług publiczny, mimo względnej wstrzemięźliwości rządu w tegorocznych wydatkach, stale się powiększa i w końcu grudnia sięgnie najpewniej 812 mld złotych. To dużo. Mimo niezłego tempa wzrostu PKB (są szanse, że w br. wyniesie on 4 proc.) istnieje groźba - zdaniem MF niewielka - że relacja długu publicznego do Produktu Krajowego Brutto zbliży się do ustawowego progu 55 proc. Gdyby został on przekroczony, w roku następnym budżet państwa musiałby być obligatoryjnie zrównoważony, płace w sektorze publicznym zamrożone, waloryzacja rent i emerytur obcięta. Słowem, szykowałaby się społeczna katastrofa. A tego nikt rozsądny przecież nie chce.

Jak bronić się więc przed rosnącą falą publicznego długu? Najlepiej byłoby maksymalnie ograniczać pożyczki państwa, trzymać na uwięzi przez cały rok wydatki, czyli, jak mówi prof. Balcerowicz „reformować finanse publiczne”. To jednak program kontrowersyjny, politycznie trudny i długofalowy, a kłopot (w postaci przekroczenia bariery 55 proc. 31 grudnia 2011 roku) jest tu i teraz.

By mieć niemal pewność, że to się jednak nie zdarzy, Jacek Rostowski zdecydował się więc na przedwczesny wykup bonów (udało się ściągnąć z rynku papiery wartości tylko 2,25 mld złotych), nakłania samorządy co bogatszych miast, m.in. Warszawy, żeby na krótką metę wzięły na siebie część tego garbu (nie spowoduje to wzrostu ich zadłużenia), a przede wszystkim - mając poparcie NBP - walczy o podtrzymanie kursu złotego.

Skoro niemal 30 proc. polskiego długu jest denominowane w walutach obcych, to tylko utrzymywany w ryzach złoty jest gwarancją, że rząd nie wpadnie w naprawdę duże tarapaty. Interwencje na rynku walutowym są kosztowne, zjedzą część rezerw dewizowych państwa, ale przy obecnej skali kryzysu w eurolandzie, skrajnej nerwowości na rynkach i nieustannych próbach osłabiania złotówki, tak naprawdę lepszego wyjścia nie ma. Brak reakcji byłby dramatycznie gorszy, więc gotów jestem wybaczyć ministrowi te księgowe sztuczki.  W kolejnym roku będzie zapewne mu już o tyle łatwiej, że do wyliczania poziomu długu publicznego zaczniemy używać kursów średniorocznych, a nie tych z ostatniego dnia grudnia. Wówczas wejście w Nowy Rok przestanie być tak nerwowe i kosztowne jak obecnie.

„Godzina zero” w tym przypadku rzeczywiście nie wydaje się potrzebna.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną