Właściciele ziemi, na której są działki (czyli głównie samorządy lokalne) obawiają się, że poszczególne ugrupowania polityczne zaczną się ścigać o głosy kilku milionów użytkowników ogródków. Tego, jak najlepiej dla wspólnego dobra wykorzystać ogromną przestrzeń w centrach wielkich miast, mogą nawet nie próbować rozważać.
Na działkach wrze.
Sojusz Lewicy Demokratycznej z pewnością nie zrezygnuje z walki o przywrócenie władzy nad działkowiczami Polskiemu Związkowi Działkowców. Zakwestionowaną przez TK ustawę ta kilkudziesięciotysięczna struktura ogródkowych działaczy zawdzięcza właśnie SLD oraz PSL. To właśnie w nadziei na poparcie Związku lewica obdarowała go niekonstytucyjnymi przywilejami. To PZD decydował, kto może uprawiać działkę i jaką składkę do związkowej kasy corocznie musi za to zapłacić. Niezadowoleni działkowicze nie mogli mu „podskoczyć”, bo mógł ich możliwości uprawiania ogródka pozbawić. Nie mogli też się wydzielić w konkurencyjna strukturę, ponieważ inny związek nie miałby przywileju uprawiania cudzej własności bez żadnej opłaty.
Z kolei Prawo i Sprawiedliwość usiłowało już przed kilkoma laty kokietować szeregowych członków związku działkowców, obiecując im uwłaszczenie na uprawianych przez nich terenach. Takie obietnice pobudzały wyobraźnię, ziemia pod pojedynczą działką w centrum stolicy warta jest setki tysięcy złotych. Partia, mająca w nazwie „prawo”, bez problemów przełykała fakt, że prawnym właścicielem tych terenów jest miasto.
Paradoksalne jest to, że właśnie ten prawowity właściciel został przez polityków osierocony. Przed laty o jego prawa - a więc prawo wszystkich mieszkańców - najbardziej dbała Unia Demokratyczna, potem Wolności. Kiedy zniknęła z parlamentu, inne partie nie poszły jej śladem. Platforma Obywatelska unika wyraźnego opowiedzenia się, po czyjej jest stronie.
Wyrok TK nie oznacza wcale, że starsi ludzie, uprawiający rodzinne ogródki, będą musieli się z nich wynieść. Tym straszył ich i mobilizował do walki PZD. Trybunał powinien jednak skłonić parlament do decyzji, aby prawowity właściciel mógł w większym - niż dotychczas - stopniu, dysponować swoja własnością. Tak jednak wcale być nie musi. Niewykluczone, że zamiast jednej złej ustawy, politycy zafundują nam kolejną, jeszcze gorszą.