Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Niebezpieczne ubezpieczenie

Niebezpieczne polisy

Być może Komisja Nadzoru Finansowego trochę ucywilizuje rynek polis inwestycyjnych. Być może Komisja Nadzoru Finansowego trochę ucywilizuje rynek polis inwestycyjnych. Łukasz Rayski / Polityka
Kto na przedwczesnej likwidacji polisy stracił wszystkie wpłacone oszczędności, ma szansę odzyskać pieniądze. Ruszają pozwy zbiorowe przeciw ubezpieczycielom.
Czy towarzystwa ubezpieczeniowe zmienią swoje praktyki?Mirosław Gryń/Polityka Czy towarzystwa ubezpieczeniowe zmienią swoje praktyki?

O nich nie słychać tyle, co o klientach z kredytami hipotecznymi we frankach szwajcarskich. Im z odsieczą nie spieszą politycy. Jednak także ci, którzy stracili mnóstwo pieniędzy na polisach inwestycyjnych, próbują coraz śmielej walczyć o swoje prawa. Niedawno pozew zbiorowy złożyła grupa klientów towarzystwa ubezpieczeniowego Skandia, a jesienią ubiegłego roku do sądu poszli uważający się za poszkodowanych przez Aegon. Przygotowywane są kolejne pozwy zbiorowe przeciwko ubezpieczycielom, takim jak Generali, Axa czy Nordea. Wszystkie dotyczą skomplikowanych produktów, potocznie nazywanych polisami inwestycyjnymi. To ubezpieczenia na życie połączone z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi.

Zarzuty wobec tego typu produktów dotyczą nie tylko ich konstrukcji, ale też sposobu sprzedaży. Polisy inwestycyjne są co prawda oferowane przez towarzystwa ubezpieczeniowe, ale sprzedają je także pośrednicy, wśród nich banki, które w ostatnich latach bardzo skutecznie zachęciły wielu swoich klientów do kupna takich dziwnych produktów. Dziwnych, bo kwoty ubezpieczeń na wypadek śmierci czy poważnego uszczerbku na zdrowiu są zazwyczaj niskie. Sednem tych polis jest możliwość inwestowania pieniędzy klienta przez długi czas w różne fundusze. Reklamowane są w związku z tym jako idealna forma oszczędzania na starość albo na wykształcenie dzieci.

Główny powód problemów to fakt, że takie produkty zazwyczaj wymagają zobowiązania się do płacenia przez kilka albo kilkanaście lat regularnych składek – rocznych lub miesięcznych. Kto zerwie umowę przed czasem, naraża się na olbrzymie kary. Zwłaszcza w ciągu pierwszych dwóch lat trwania polisy inwestycyjnej bywają one drastyczne, bo oznaczają utratę większości albo nawet wszystkich wpłaconych dotąd pieniędzy! Jak to możliwe?

Ubezpieczyciele tłumaczą, że na początku sami muszą sporo zainwestować. Chodzi przede wszystkim o sowite prowizje, jakie płacą pośrednikom. Wynoszą one zazwyczaj tyle, co cała pierwszoroczna wpłata. Kto grzecznie wpłaca ustalone składki przez 10 czy 15 lat, ten daje regularnie zarabiać ubezpieczycielom dzięki sukcesywnie pobieranym opłatom za zarządzanie rzędu 2–4 proc. wartości aktywów rocznie i innym drobnym prowizjom. Poniesione zatem na początku koszty są oni w stanie odzyskać z nawiązką. Kto jednak szybko straci ochotę do polisy inwestycyjnej i chce ją zamknąć, ten musi zostać ukarany. Wykorzystuje się do tego opłaty nazywane w regulaminach likwidacyjnymi albo za wykup jednostek. W rzeczywistości chodzi o odstraszanie zniechęconych, którzy szybko rozczarowują się do polisy i nie chcą już wpłacać kolejnych składek.

Klient sobie winny

Z punktu widzenia towarzystw ubezpieczeniowych sprawa jest jasna. Klienci przeczytali regulaminy, załączniki, tabele opłat, ogólne warunki ubezpieczeń i wszelkie inne możliwe dokumenty. Podpisali się pod nimi. Powinni pamiętać, że sankcje za przedwczesne zerwanie umowy są ogromne, zatem teraz nie mają prawa do roszczeń. Jednak ci, którzy w ten sposób stracili kilka czy kilkanaście tysięcy złotych, zaczęli szukać możliwości dochodzenia swoich praw.

Kilka lat temu do warszawskiej adwokat Anny Lengiewicz zgłosił się jej zrozpaczony przyjaciel. Razem z żoną i córkami kupili polisy inwestycyjne Aegon i na każdą wpłacili po 5 tys. zł. Co więcej, zobowiązali się do podobnych składek w kolejnych latach. Jednak produkt zamiast przynosić obiecane zyski, szybko stał się workiem bez dna. Po pół roku z 5 tys. zostało już tylko 3,5 tys., bo fundusze, w które zainwestowali eksperci ubezpieczyciela, przynosiły straty. Powstała sytuacja praktycznie bez dobrego wyjścia. Albo nadal płacić składki i patrzeć, jak oszczędności topnieją zamiast się pomnażać, albo zrezygnować z polisy, mimo że ubezpieczyciel groził zabraniem wszystkich pieniędzy na poczet opłaty likwidacyjnej.

Rodzina postanowiła wybrać drugą opcję, tracąc zainwestowane dotąd środki. Mecenas Lengiewicz zdecydowała się walczyć w imieniu swoich znajomych i rozpoczęła długą, trwającą ponad trzy lata batalię sądową. Zakończyła się ona wyrokiem Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który uznał, że wysokość opłat likwidacyjnych ustalona przez Aegon jest nadmierna i sprzeczna z zasadami współżycia społecznego.

 

Wydawało się wówczas, że skruszony Aegon odda pieniądze poszkodowanym klientom, ale ubezpieczyciel stwierdził, że i tak chce odzyskać poniesione przez siebie koszty. Sporne zapisy w regulaminach zmodyfikował, jednak zabranych środków automatycznie nie zwraca. – Byłym klientom, zgłaszającym się do nas z żądaniami zwrotu opłat likwidacyjnych, proponujemy porozumienie. Jesteśmy gotowi obniżyć kwotę, którą zatrzymamy, tak aby odpowiadała rzeczywistym kosztom, które ponieśliśmy w związku z zawarciem polisy. Część osób zgadza się na takie warunki – podkreśla Michał Biedzki, prezes Aegon Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie. Natomiast wśród niezadowolonych narodził się pomysł pozwu zbiorowego, do którego dotąd przeciw Aegonowi przyłączyło się już prawie 170 osób. Jakie mają szanse na odzyskanie wszystkich pieniędzy?

Wydaje się, że spore, bo przecież sąd zakwestionował wysokość opłat likwidacyjnych i nie zaproponował alternatywnego sposobu ich wyliczenia. Kłopot w tym, że nasze prawo w ogóle nie radzi sobie z tego typu sprawami. W przypadku nie tylko każdego ubezpieczyciela, ale nawet każdego spornego produktu, trzeba składać osobny pozew, aby unieważnić zbyt wysokie opłaty i wpisać je na listę klauzul niedozwolonych. Na szczęście są też dobre wiadomości.

Udało nam się dla poszkodowanych zarówno przez Aegon, jak i Skandię uzyskać wsparcie ze strony rzeczników konsumenta. To oznacza, że przyłączający się do tych pozwów zbiorowych nie muszą wnosić opłat sądowych. Normalnie trzeba zapłacić 2 proc. żądanej kwoty w przypadku uczestnictwa w pozwie zbiorowym i aż 5 proc., gdy o pieniądze chcemy walczyć samemu – wyjaśnia mec. Anna Lengiewicz. Pozostają jednak koszty samej kancelarii LWB z Warszawy, reprezentującej poszkodowanych, z których część trzeba opłacić od razu, a resztę w przypadku wygranej sprawy. Kancelaria zbiera wnioski od kolejnych osób, które straciły wszystkie albo większość środków zainwestowanych w te dziwne polisy. Zapewne w najbliższych miesiącach do sądów trafią kolejne pozwy zbiorowe. Czy jednak towarzystwa ubezpieczeniowe w ogóle zmieniły swoje praktyki?

Czekanie na wyrok

Okazuje się, że niekoniecznie. Gdy ich tabele opłat likwidacyjnych są kwestionowane przez SOKiK, towarzystwa minimalnie modyfikują ich wysokość, ale pozostają wierne zasadom. Kto zwłaszcza w pierwszych dwóch latach nie chce już polisy, a zobowiązał się do długoterminowego oszczędzania, musi ponieść surowe konsekwencje.

Axa w przypadku Planów Inwestycyjnych o nazwie Selekt czy Multi zastrzega, że przez dwa pierwsze lata odzyskanie wpłaconych środków jest w ogóle niemożliwe. W trzecim roku trwania polisy można dostać z powrotem zaledwie 20 proc., a w czwartym – 40 proc. Dopiero po 11 latach kary są minimalne.

Plan Systematycznego Oszczędzania Nordei przewiduje opłaty likwidacyjne w wysokości 60 proc. stanu rachunku w pierwszych dwóch latach. Generali zabiera w tym czasie aż 120 proc. pierwszorocznej składki, a w kolejnych 5 latach niewiele mniej. Skandia, przeciw której pozew zbiorowy już leży w sądzie, wcale nie złagodziła swojego stanowiska. W przypadku produktu Skandia Future opłata likwidacyjna przez pierwsze 2 lata wynosi porażające 98 proc. środków, a poniżej 50 proc. spada dopiero po 6 latach inwestowania.

Natomiast Aegon w programach Multi PIN w pierwszym roku zatrzymuje w tej chwili 99 proc. wpłaconych pieniędzy jako opłatę dystrybucyjną. Oddaje je klientowi na zakończenie planu inwestycyjnego, pod warunkiem że wcześniej umowa nie została rozwiązana. Nieoficjalnie ubezpieczyciele twierdzą, że czekają na wyroki sądów i decyzje państwowego nadzoru. Z własnej woli swoich wyników finansowych pogarszać nie zamierzają.

 

Przy tak gigantycznych karach i braku nadziei na odzyskanie pieniędzy rozwinął się dość kuriozalny obrót używanymi polisami inwestycyjnymi. Ludzie poszukują w internecie kupców na swoje polisy, starając się odzyskać w ten sposób przynajmniej część środków. Często zmiana zdania nie wynika wcale ze znudzenia czy nieznajomości regulaminów, ale na przykład z utraty pracy czy konieczności ograniczenia wydatków, gdy zadeklarowane wcześniej składki stają się zbyt wielkim obciążeniem. Natomiast niektórzy sprytni inwestorzy wykorzystują okazję i chętnie nabywają takie polisy, nierzadko za dwie trzecie czy połowę ich wartości, robiąc znakomity interes. Tylko czy o takie zachęty do inwestowania powinno chodzić?

Kto chce odzyskać opłaty likwidacyjne, musi w sądach walczyć z ubezpieczycielami, bo dotąd żaden dobrowolnie nie zgodził się oddać pieniędzy. Są już pierwsze korzystne dla klientów wyroki, jednak wszyscy czekają na efekty pozwów zbiorowych. Trochę w cieniu zaczyna się też wyciąganie konsekwencji wobec nieuczciwych pośredników, zwłaszcza banków. To właśnie one są współwinne wielu dramatów, bo bardzo wybiórczo informowały o pułapkach tych polis inwestycyjnych, a zachęcone ogromnymi prowizjami dla siebie próbowały sprzedawać jak najwięcej, często mało świadomym klientom.

Nadzór niezbędny

Niedawno Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukarał Getin Noble Bank właśnie za niewłaściwą sprzedaż tego typu produktów. Sankcja jest dość symboliczna, bo wynosi ok. 6 mln zł, a zysk holdingu Getin przez trzy kwartały ubiegłego roku wyniósł prawie 200 mln zł. Dobrze jednak, że zrobiono choć pierwszy krok. – Prowadzimy postępowania wyjaśniające w sprawie kolejnych 10 podmiotów, które sprzedawały takie polisy inwestycyjne. W tym roku dokładnie zbadamy ten rynek i przedstawimy raport – obiecuje Małgorzata Cieloch, rzecznik prasowy UOKiK.

Także Komisja Nadzoru Finansowego wreszcie zaczyna reagować. Przygotowała projekt nowej rekomendacji U, która ma uregulować m.in. sprzedawanie ubezpieczeń. KNF oczekuje od banków, że jako pośrednicy nie będą z tego powodu czerpali tak dużych zysków jak dotąd, co powinno zmniejszyć wysokość opłat likwidacyjnych. Poza tym KNF przypomina bankom, że mają dbać przede wszystkim o interes klienta, którego reprezentują w kontakcie z ubezpieczycielem, a nie swój jako pośrednika, który chce zarobić jak najwięcej. Być może te kroki KNF, której banki raczej się boją, trochę ucywilizują rynek polis inwestycyjnych.

Szkoda, że stanie się to dopiero teraz. A przecież można było zareagować dużo wcześniej. Podobne polisy wywołały olbrzymie kontrowersje także na innych, bardziej rozwiniętych rynkach. W Wielkiej Brytanii i Holandii w ogóle zakazano pośrednikom pobierania prowizji przy sprzedaży takich produktów. W Niemczech natomiast sądy określiły ich maksymalną wysokość. A w Polsce żaden z państwowych urzędów, powołanych do chronienia naszych interesów jako konsumentów, nie miał ochoty niczego uregulować, zanim nie rozpętała się medialna burza. I znowu mądry Polak po szkodzie.

Polityka 7.2014 (2945) z dnia 11.02.2014; Rynek; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Niebezpieczne ubezpieczenie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną