Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Dieta bardzo nieświąteczna

Moda na żywność bez glutenu

Dietetyk ułoży nam menu tak, aby niczego w nim nie brakowało. Dietetyk ułoży nam menu tak, aby niczego w nim nie brakowało. Andrejs Zemdega / Getty Images
Wielkanoc bez tradycyjnych mazurków, jajek, serów, pieczywa, a nawet sałatki z majonezem? Coraz więcej osób eliminuje z diety produkty, bez których – jak się wydaje – nie da się żyć, a już na pewno świętować. Coraz więcej firm na tym zarabia. Bo uboższe jedzenie to nie jest propozycja dla ubogich.
Przybywa osób, dla których wrogiem numer jeden stał się gluten i nabiał.Sue Jackson/Getty Images Przybywa osób, dla których wrogiem numer jeden stał się gluten i nabiał.
Z pobranej z palca kropli krwi możemy się dowiedzieć, jak nasz organizm reaguje na 59, 120 albo nawet 200 rodzajów produktów.spflaum/PantherMedia Z pobranej z palca kropli krwi możemy się dowiedzieć, jak nasz organizm reaguje na 59, 120 albo nawet 200 rodzajów produktów.

Billa Clintona, byłego prezydenta USA, skłonił do drastycznej zmiany diety Dean Ornish, obecnie doradca Baracka Obamy. Ornish jest kardiologiem, w Białym Domu zajmuje się zdrowiem publicznym. Clinton trafił w jego ręce po kilku operacjach bajpasów, które nie powstrzymały jednak rozwoju miażdżycy. Dr Ornish zapewnił, że jeśli wycofa z jadłospisu gluten (czyli pieczywo, mąkę, makarony itp.), nabiał (mleko, ale także sery i jajka) i, oczywiście – mięso, to miażdżyca się cofnie. To było w 2011 r., od tej pory Clinton publicznie zachwala zalety nowej diety.

W Polsce przyznaje się do jej stosowania Aleksander Kwaśniewski oraz jego żona Jolanta. W przeciwieństwie do Clintona nie stali się jednak weganami. Mogą jeść mięso, byle nie za często. Była pierwsza dama musiała jednak wyeliminować indyki, które do tej pory wydawały jej się najzdrowsze.

Przybywa osób, dla których wrogiem numer jeden stał się gluten i nabiał. Podstawa do tej pory zalecanej piramidy żywieniowej. Nie powinien ich jeść także Ryszard Kalisz, który skorzystał z rad byłego szefa i dał sobie zbadać krew, aby się dowiedzieć, czego jeść nie może. Brakuje mu jednak silnej woli, aby się do tych wskazówek stosować. Jego dietę można więc chyba nazwać naprzemienną.

Nie mogę się karmić wyłącznie brokułami i pestkami – tłumaczy Kalisz, który lubi dobrze zjeść. W związku z kampanią do Parlamentu Europejskiego dużo jeździ po Polsce i nie wyobraża sobie wożenia pojemniczków z dietetycznym jedzeniem. Więc zasady łamie, a za sukces uważa to, że zdrowie mu się nie pogarsza, a stan wagi, a raczej nadwagi, utrzymuje na stałym poziomie. Wielkanocnego stołu bez jajek na twardo i mazurków (gluten!) też sobie nie wyobraża.

W przeciwieństwie do Doroty Warakomskiej, byłej dziennikarki, obecnie działaczki Kongresu Kobiet, która nowych zasad trzyma się mocno, choć także dużo podróżuje. – Dopiero teraz widzę, jak bardzo polskie lotniska, nie mówiąc o dworcach kolejowych, ignorują coraz większą grupę konsumentów, która szuka jedzenia bez glutenu i nabiału – zauważa. Dlatego zawsze zabiera w drogę kilka jabłek. Jeszcze niedawno w swoim kręgu towarzyskim czuła się jak dziwadło kapryszące na bankietach i przyjęciach. Teraz widzi, że takich jak ona jest coraz więcej. – Nie dlatego, że chcą schudnąć, ale dlatego, że zdrowie zaczyna szwankować, a kuracje farmakologiczne nie pomagają – uważa Dorota Warakomska.

Przybywa również lekarzy traktujących dietę eliminacyjną jako ostatnią deskę ratunku dla pacjentów, którym żadne leki nie pomagają. Utrata wagi staje się niejako produktem ubocznym. Czasem Warakomskiej bywa jednak trudno. Zwłaszcza wtedy, gdy „chodzi” za nią zapach świeżo smażonego sadzonego jajka.

Sprawa delikatna medycznie i politycznie

Każda dieta cud, zwłaszcza odchudzająca, ma swoich ambasadorów. Znane osoby, którym pomogła, polecają ją innym. Bez celebrytów biznes kręci się wolniej. Więc to, że trendsetterami nowego stylu odżywiania, pozbawionego pieczywa i mleka, stali się czołowi politycy, a także aktorzy z naprawdę dużym dorobkiem, jak Stanisława Celińska, także nikogo nie dziwi. Wpisują się w znaną tendencję. W firmach organizujących diety (niektórzy wolą je nazywać klinikami) można usłyszeć o wielu prominentnych pacjentach, którzy po wskazówki dietetyczne przyjeżdżają z ochroniarzami albo nawet zapraszają doradcę do siebie, żeby rzecz cała odbywała się dyskretniej. Polityk, który rezygnuje z produktów rodzimego rolnictwa, naraża się przecież na gniew wiejskich wyborców. A z pieczywa i nabiału rezygnują dziś nawet niektórzy prominentni przedstawiciele PSL. W sprawach diet podzieleni są sami lekarze, co konsumentom także nie ułatwia decyzji. Do zwolenników eliminowania glutenu i nabiału należy dr Edyta Biernat-Kałuża, internistka oraz reumatolog. Medycyną żywienia (tylko kilka godzin wykładów na sześcioletnich studiach!) zajęła się przed sześcioma laty, gdy poruszała się o kulach. Od kilkunastu lat cierpi na stwardnienie rozsiane. Jeździ na szkolenia do Stanów, śledzi tamtejsze najnowsze badania. Odkąd wyłączyła nabiał i gluten, a także mięso, porusza się bez problemów.

Niektóre amerykańskie ośrodki, np. Mayo Clinic, mają banki krwi pacjentów, którą zbierają od lat 70. – mówi dr Biernat-Kałuża. Z badań ich próbek wynika, że co 15 lat podwaja się liczba osób, których organizmy źle reagują na gluten. W populacji Amerykanów już 10 proc. powinno unikać pieczywa, makaronów, ciast i wielu innych, zawierających gluten, pokarmów. Podobne badania dotyczą mleka. Bo dzisiejsze, przemysłowe, mleko coraz bardziej różni się od tego sprzed lat. Skoro nawet dziczyznę produkuje się dziś przemysłowo.

 

Do podobnych wniosków dochodzą Brytyjczycy. Według raportu uznanej w świecie nauki British Allergy Foundation już ponad 45 proc. populacji może doświadczać dolegliwości z powodu nierozpoznanej nietolerancji pokarmowej. Objawiać się ona może w układzie pokarmowym, nerwowym, kostno-stawowym, mięśniowym, a także płciowym oraz na skórze. Czyli – wszędzie.

U nas się takich badań nie prowadzi. Ze starych danych wynika, że mleka nie powinny pić osoby, których organizmy nie wytwarzają laktozy (czyli – nie więcej niż 2 proc. populacji) oraz już kilkanaście procent dzieci. Ale nawet w ich przypadku spożywanie kefirów i jogurtów jest jak najbardziej wskazane.

Z jednej strony mamy utytułowanych lekarzy, jak dr hab. Dorota Waśko-Czopik, gastroenterolog z Wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego, którzy polecają nową dietę części swoich pacjentów, z drugiej naukowców będących jej gorącymi przeciwnikami. Prof. Jadwiga Charzewska, biolog, oraz Małgorzata Rogalska-Niedźwiedź z Instytutu Żywności i Żywienia uważają, że szklanki mleka, zwłaszcza w przypadku dzieci, praktycznie nie da się niczym zastąpić. Żaden inny produkt spożywczy nie zawiera tak dużo dobrze przyswajalnego wapnia. Szklankę mleka zastąpić może tylko inny produkt z tegoż mleka zrobiony. Albo 0,5 kg warzyw (kapusty, marchwi, brokułów, fasolki lub groszku). A które dziecko tyle zjada? Można też, zamiast szklanki mleka, zaserwować dziecku „1 kg pomarańczy lub 8 kg jabłek albo 2 duże bochenki chleba – drwią badaczki. – Porównywalna ilość wapnia znajduje się też w 2,5 kg ugotowanej kaszy gryczanej, pięciu kotletach schabowych lub 67 parówkach”.

Ale zwolennicy bezmlecznej diety kontrują: wystarczy do dużej ilości warzyw dodać garść orzechów, siemienia lnianego, ziaren sezamu lub pestek z dyni czy słonecznika. Dostarczymy organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje. Nie tylko wapnia, ale także niezbędnych mikroelementów, które wielu z nas bezsensownie próbuje zastąpić suplementami.

Także wśród konsumentów podziały żywieniowe stają się równie silne jak te polityczne. Obie grupy wyznawców najchętniej dają im wyraz w internecie. Każda przytacza naukowe argumenty. Znany muzyk Maciej Miecznikowski oraz mieszkająca w Irlandii polska dietetyczka Małgorzata Desmond popularyzują bezmleczną i bezglutenową dietę na Facebooku oraz portalu wiemycojemy.pl. Deklarują, że to „medycyna oparta na dowodach naukowych”. Więc Miecznikowscy głęboko wierzą, że bez mleka i pieczywa ich dzieci będą zdrowsze. Grono internautów podzielających ich poglądy błyskawicznie rośnie. Przekazują sobie przepisy, jak zrobić naleśniki bez mąki i jaj. Jajka świetnie da się zastąpić świeżo zmielonym siemieniem lnianym.

Odmienne teorie głosi portal nowadebata.pl. Do zachowania zdrowia wystarczą tłuszcze i mięso. Pod nimi również podpisują się nazwiska z naukowymi tytułami. Do grona nabiałowych fundamentalistów zaliczyć można prof. Tadeusza Trziszkę z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, który przekonuje, że tygodniowo zjadać powinniśmy co najmniej 20–30 jajek.

Nowe diety – nowe pieniądze

Więc kiedy dr Biernat-Kałuża, szkoląc innych lekarzy, wygłasza poglądy, które wielu z nich uważa za herezję, po prostu podaje im linki do badań amerykańskich. Również dr. Deana Ornisha, który obserwował swoich pacjentów z rakiem prostaty i zauważył, że przy diecie zawierającej nabiał nowotwór rozwija się szybciej. Inny link pokazuje tzw. talerz Harvardu, czyli coś w rodzaju zalecanego przez naukowców tej renomowanej uczelni menu. Już bardzo ograniczono tam mleko.

Konsumenci gubią się w tych sprzecznych zaleceniach. Nie tylko w Polsce. Joanna Blythman, dziennikarka angielskiego „Guardiana”, wręcz uważa, że „poradom specjalistów od żywienia powinny towarzyszyć podobne ostrzeżenia, jak te na pudełkach papierosów – stosowanie się może prowadzić do chorób serca i śmierci”.

Ale walka o konsumentów będzie przybierać coraz ostrzejsze formy. Bo to nie jest tylko wojna o ich zdrowie, ale także o portfele. W przypadku grupy mlecznych i glutenowych niejadków chodzi bowiem o znacznie większe pieniądze, niż wydają na jedzenie zwykli zjadacze chleba. Tak radykalna zmiana zwyczajów żywieniowych jedną grupę rolników i producentów artykułów spożywczych pozbawia części uzyskiwanych do tej pory dochodów, innym (np. uprawiającym kaszę gryczaną, proso czy amarant) ich przysparza. Nie chodzi tylko o producentów żywności, ale także leków, a zwłaszcza suplementów.

 

A zaczęło się od testów na nietolerancję pokarmową, które wymyślili Anglicy i które od kilku lat wykonywane są także w Polsce. Internet roi się od ich reklam. Z pobranej z palca kropli krwi możemy się dowiedzieć, jak nasz organizm reaguje na 59, 120 albo nawet 200 rodzajów produktów. Za kilkaset, nawet do 2 tys. zł dostajemy listę pokarmów, które nam szkodzą. Każdy inną. Najczęściej znajdują się na niej gluten, nabiał, jajka. Mogą być też orzechy (zwykle najgorzej reagujemy na ziemne), ale także seler czy marchewka, drożdże itp. Ryszardowi Kaliszowi wyszło, że powinien zrezygnować m.in. z wina, które lubi. Może je zamienić na wódkę, za którą jednak nie przepada. To jeden z powodów jego niekonsekwencji. Kocha życie i nie będzie go sobie obrzydzał rygorystyczną dietą.

Na tym wydatki się nie kończą, właściwie dopiero zaczynają. Żeby bowiem z jednych kłopotów zdrowotnych nie wpaść w inne (związane z niedoborem pewnych składników), trzeba z zakazaną listą udać się do profesjonalnego dietetyka. Dietetyk ułoży menu tak, aby niczego w nim nie brakowało. I pouczy, że jeśli jednego dnia zrekompensujemy brak wapnia z nabiału garścią orzechów włoskich, to następną powinniśmy zjeść nie wcześniej niż za trzy dni. Żeby się po dwóch latach nie okazało, że po takiej diecie nasz organizm nie toleruje także orzechów. Codzienne spożywanie może nas uczulić nawet na bardzo polecaną kaszę jaglaną.

Im częściej będziemy odwiedzać dietetyka, tym bardziej może nam się wydawać nieodzowny. Z uzależnienia od gluteno- czy kazeinomorfin, podobno zawartych w pieczywie i nabiale, od którego tak trudno się odzwyczaić, możemy popaść w uzależnienie od dietetyków. To dzisiaj zawód, w którym zarabia się coraz większe pieniądze. Firmy wykonujące testy na nietolerancję pokarmową od razu kierują klientów do współpracujących z nimi dietetyków.

Prof. Grażyna Rydzewska, krajowa konsultantka do spraw gastrologii, uważa, że dieta ułożona pod potrzeby konkretnego człowieka to dobry krok w stronę przyszłości. Mleko zdrowiu jednych będzie służyć, ale innym może szkodzić. Podobnie jak inne pokarmy. Do testów na nietolerancję pokarmową podchodzi jednak z rezerwą: – O ile nauka wyposażyła nas już w narzędzia pozwalające zidentyfikować szkodzące naszemu zdrowiu antygeny glutenu czy te zawarte w nabiale, o tyle w przypadku innych produktów kategoryczne wskazywanie, że nam szkodzą, nie wydaje się naukowo uzasadnione. Nie znamy antygenu selera czy marchewki, więc skreślanie ich z jadłospisu nie uważam za wskazane. Poza tym oprócz firm, które wykonują testy certyfikowane, jest mnóstwo naciągaczy.

Do dr Doroty Waśko-Czopik zgłosiła się międzynarodowa firma ubezpieczeniowa, która sprzedaje także prywatne polisy na zdrowie. Jest gotowa umieścić w pakiecie testy na nietolerancję pokarmową i późniejszy dobór właściwej diety. – Rozmowy zostały jednak przerwane, ponieważ ich biznesplan przewidywał, że pierwsza wizyta pacjenta nie powinna trwać dłużej niż 15 minut. W takim tempie leczyć nie umiem. W Hiszpanii prywatne ubezpieczenia ten rodzaj usługi już zawierają. Otwierają się kolejne rynki.

Menu na receptę, z dostawą do domu

Żeby stosować się do zaleceń dietetyków, trzeba mieć bardzo dużo czasu i pieniędzy. Komponowanie posiłków z pestek, kiełków, orzechów, nasionek i kasz oraz dużo większej niż przywykliśmy ilości warzyw i owoców łamie nasze przyzwyczajenia, jak powinno wyglądać śniadanie, obiad czy kolacja. Ludziom brakuje wyobraźni, jak jeść. Bez chleba naszego powszedniego? Stąd popularność takich portali, jak wiemycojemy.pl, oraz forów, na których niejedzący pieczywa i mleka internauci wymieniają się przepisami.

Powstaje też coraz więcej małych firm, w których produkty dla glutenowych i mlecznych niejadków kupić można przez internet. Jak piekarnia Margita, gdzie 80 dkg chleba gryczanego kosztuje 24 zł. Wystarczy kliknąć „pieczywo bezglutenowe” i pojawia się spore grono dostawców, np. Bulik, Provena i inni. W ofercie są pączki, a nawet bezglutenowa babka wielkanocna. Obok – recenzje klientów.

Firmy oferujące pieczywo, a nawet cukierki, też zaczynają współpracować i tworzą coś w rodzaju sieci. Dzięki temu docierają do klientów w całym kraju, a zamówienia składać można przez internet. Przesyłka kurierem kosztuje 18,50 zł, na terenie Warszawy – 15 zł. Jeśli koszt zamówienia przekracza 300 zł, dostawa jest bezpłatna.

Dieta bezmleczna i bezglutenowa to nie jest propozycja dla ubogich. Do takiego wniosku doszedł informatyk Tymoteusz Chmielewski, kiedy okazało się, że jego jadłospis także wymaga gruntownej przebudowy. I że połączyć to z intensywną pracą zawodową jest coraz trudniej. A ponieważ Chmielewski od kilku lat śledził zalecenia i wyniki badań Deana Ornisha, postanowił je zamienić na biznes. Tak powstała firma Jarmuż, która opracowuje i dostarcza posiłki przyrządzane na receptę. Zgodnie ze wskazaniami, które wcześniej klientom firmy przygotował dietetyk.

Nie jest tanio. Dostarczany każdego ranka zestaw pięciu posiłków, w zależności od zawartości kalorii, kosztuje 80–85 zł. Za trzy płaci się 55–60 zł. – To nie jest drogo – zapewnia jednak Tymoteusz Chmielewski. – Ponieważ sam przyrządzałem sobie tego rodzaju posiłki, wychodziło mniej więcej na to samo. Klient zyskuje jednak na czasie. Firma działa na razie tylko na terenie Warszawy. Najwięcej zamówień składają 40-letni menedżerowie z korporacji. Niestety, w święta Jarmuż nie pracuje. Wielkanocny stół jego klienci będą musieli nakryć sobie sami.

Dr Edyta Biernat-Kałuża przestrzega jednak przed ortoreksją. W tę chorobę, wynikającą z niejedzenia i podobną do anoreksji, wpadają ci, którzy usiłują zaleceń dietetyków przestrzegać z żelazną konsekwencją.

Bo gluten czy złe białka mogą być wszędzie. Nie tylko w wielkanocnej babce, ale także w sałatce jarzynowej, a nawet w suszonych owocach.

Więc zdrowiej przyjąć inną opcję. Według dr. Ornisha na pożądane efekty zdrowotne można liczyć wtedy, gdy przestrzega się jego zaleceń w 87 proc. Robi się luz, w którym można zmieścić i wielkanocne jaja, i kawałek mazurka.

Polityka 16.2014 (2954) z dnia 15.04.2014; Rynek; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Dieta bardzo nieświąteczna"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną