Nie wygląda na bojownika o interesy konsumentów ani postrach firm ubezpieczeniowych. Mówi cicho i powoli. Z Poznania, gdzie dziś mieszka, przyjechał do Warszawy na kolejną rozprawę przed Sądem Ochrony Konkurencji i Konsumentów (SOKiK). W 2011 r. zaskarżył kilka zapisów ogólnych warunków umowy ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym firmy HDI Gerling Życie jako zawierających klauzule niedozwolone. Nie dlatego, że sam padł ich ofiarą, ale dlatego, że jako prawnik zajmujący się prawem ubezpieczeniowym doszedł do wniosku, iż nie powinien być obojętny. Robi to nie dla sławy ani pieniędzy, nie traktuje jako szczebla w karierze. Przeciwnie, wydatki finansuje z własnej kieszeni, a pracę w Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) już stracił. Na karierę w branży ubezpieczeniowej, z którą był związany od kilkunastu lat, raczej nie ma już co liczyć.
To trzecia tego typu sądowa interwencja Kamieńskiego w sprawie pseudoubezpieczeń, czyli polis z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (UFK). Ta jednak wywołała największą burzę, której skutków przestraszył się sam przewodniczący KNF, jego były pracodawca.
Wielka kariera firm ubezpieczeniowych
Ubezpieczenia na życie i dożycie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym to finansowy hit ostatnich lat. W ok. 2,9 mln takich polis Polacy ulokowali już 9 mld zł. Oferują je firmy ubezpieczeniowe, banki oraz pośrednicy finansowi. Wszystko w ramach bankowo-ubezpieczeniowych sojuszy tzw. bancassurance. – Spotykamy różne rodzaje umów o charakterze inwestycyjnym opakowanych w umowę ubezpieczenia. Konieczność pakowania narzuca licencja, która zezwala ubezpieczycielowi jedynie na działalność ubezpieczeniową. Polisy z UFK mają jednak niewiele wspólnego z ubezpieczeniami – wyjaśnia Cezary Orłowski, prawnik z Biura Rzecznika Ubezpieczonych.