Tę prawdę zna doskonale każdy inwestor z branży energetycznej, ale chyba żadna firma w Polsce nie odczuła tego tak mocno, jak PGE Polska Grupa Energetyczna. Wart 11 mld zł przetarg na budowę dwóch nowoczesnych bloków Elektrowni Opole o łącznej mocy 1800 MW spółka ogłosiła we wrześniu 2009 r. Potem przedłużały go protesty firm, które w nim odpadły. Ale największą niespodzianką był cios z zupełnie nieoczekiwanej strony. Organizacja ekologiczna Client Earth zaskarżyła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego decyzję środowiskową, a sąd uwzględnił jej skargę. W maju 2011 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny unieważnił pozwolenie na budowę nowego bloku w Opolu. Powód? Spór wokół wymaganej przez unijne dyrektywy dokumentacji dla instalacji wychwytywania i składowania CO2. Sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ostatecznie budowa Opola ruszyła w 2014 r. – Bez kilkuletniej mrówczej pracy osób odpowiedzialnych za inwestycję nie byłoby to możliwe – mówi rzecznik PGE Maciej Szczepaniuk.
Przez protesty przeciąga się też budowa bloku w Turowie, gdzie rozstrzygnięcie o wyborze wykonawcy zaskarżyła chińska firma Shanghai Electric. Kontrakt wart jest 4 mld zł, więc jest o co walczyć.
Takich spraw jest wiele. Na pytanie, dlaczego przygotowanie inwestycji energetycznych w polskich realiach tak niemiłosiernie się wlecze, fachowcy wymieniają trzy powody – przepisy o zamówieniach publicznych, wymogi środowiskowe oraz opór społeczności lokalnych.