Bitwa handlowa
Przeciwko nowemu podatkowi PiS najgłośniej protestują ci, którym miał pomóc
Jak na dwa miliardy złotych planowanego przychodu, podatek od handlu wywołuje kontrowersje wręcz niewspółmierne do swojego znaczenia dla budżetu. Dlaczego? Można oczywiście stwierdzić, że nikt nie lubi płacić więcej niż dotąd, więc każda branża protestowałaby przeciwko nowym obciążeniom.
Jednak handel, zwłaszcza ten na poziomie małych sklepów, jest wyjątkowo konkurencyjnym sektorem o bardzo niskich marżach. Jako klienci na tym korzystamy, bo mamy – między innymi dzięki tak dużej liczbie graczy – przykładowo najtańszą żywność w całej Unii Europejskiej. Jednak już właściciele sklepów walczą często o przetrwanie.
Nic dziwnego, że wielu z nich z nadzieją popierało PiS, obiecujące w kampanii wyborczej opodatkowanie wielkich, zachodnich sieci i wzięcie w obronę polskich sklepów. Tyle tylko, że chyba eksperci PiS zapomnieli o jednym, acz istotnym elemencie, przygotowując nowy podatek.
Coraz mniej polskich małych sklepów działa samodzielnie, bo tak jest po prostu najtrudniej. Wiele, żeby przetrwać, przystąpiło do sieci franczyzowych, zyskując znaną markę, wsparcie marketingowe i nieco niższe ceny w hurtowniach. Za Żabkami, Lewiatanami, małymi Carrefourami czy Małpkami kryją się rodzinne firmy, które z wielkim kapitałem mają tylko tyle wspólnego, że oddają mu co miesiąc część zysków. Tymczasem nowy podatek ma objąć również takie sieci, więc zostanie zrzucony na małe, polskie sklepy, działające w ich ramach.
Sklepikarze postanowili zatem głośno wyrazić swoje niezadowolenie. Przeciw podatkowi głośno protestuje polska sieć Lewiatan, krytycznie o ustawie wypowiada się nawet szef „Solidarności”, będącej przecież w ostatnich latach wiernym sojusznikiem PiS.
Właściciele sklepów boją się nie tylko nowego podatku, ale także specjalnej, weekendowej stawki, która dodatkowo utrudni im życie.