Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Jeszcze nic nie dali, a już zabierają

Z czego zapłacimy za pisowskie obietnice

Banku, który z powodu wprowadzenia nowych podatków i opłat nie podniósł cen swoich usług, Expander nie znalazł. Banku, który z powodu wprowadzenia nowych podatków i opłat nie podniósł cen swoich usług, Expander nie znalazł. Oliver Burston/Ikon Images / Getty Images
Rząd Prawa i Sprawiedliwości nie spełnił jeszcze żadnej z wyborczych obietnic, a polskie rodziny już muszą za nie płacić. A przecież pieniądze miały pochodzić z innych, głębokich kieszeni.
Za prezenty zapłacimy z własnej kieszeni. Już trwa zrzutka.anrymoscow/PantherMedia Za prezenty zapłacimy z własnej kieszeni. Już trwa zrzutka.

Artykuł w wersji audio

Na sfinansowanie pisowskich obietnic mieli się złożyć w pierwszej kolejności właściciele banków, głównie zagranicznych. Podatek bankowy, który wszedł w życie od lutego, według zapewnień rządu – klientów banków miał nie dotknąć. Mimo że rząd liczy na dodatkowe kilka, nawet 6 mld zł. W porównaniu z 16 mld zł zysków, jakimi 2014 r. zakończyły banki, suma podatków nie wydawała się wygórowana. Wyborcy się cieszyli, że „banksterzy” zrzucą się po 500 zł na dziecko.

– Ceny bankowych usług nie wzrosną, pozostaną na dotychczasowym poziomie – przekonywali politycy PiS. Chętnie ujawniali mediom szczegóły planu. Otóż banki prywatne pośrednio miał utrzymywać w ryzach kontrolowany przez państwo PKO BP. Ma najwięcej klientów detalicznych i jeśli nawet zagraniczni konkurenci wliczą sobie podatek bankowy w opłaty i prowizje, to PKO BP pozostanie tańszy i klienci zaczną swoje pieniądze przenosić tutaj. Wtedy podatek bankowy pozwoli sfinansować część wyborczych obietnic i przy okazji wzmocni polskość sektora opanowanego przez kapitał zagraniczny.

Gwarantem, że tak się właśnie stanie, miał być prezes Zbigniew Jagiełło, którego przed kadrową miotłą chroniła, jak twierdzą bankowcy, bliska znajomość z wicepremierem Mateuszem Morawieckim, datująca się jeszcze z czasów Niezależnego Związku Studentów we Wrocławiu. Wydaje się jednak, że dni Jagiełły, jako prezesa PKO BP, zostały właśnie policzone. Wyznaczonej mu przez polityków roli nie odegrał dobrze, chociaż się starał.

Prezes PKO BP zszargał sobie w PiS reputację, zapowiadając na maj podwyżki: zdrożeją opłaty za prowadzenie niektórych kont, karty kredytowe, wypłaty z bankomatów. Paweł Szałamacha, minister finansów, skarcił publicznie prezesa za nowy cennik, ale wiarygodność rządu wzięła w łeb.

Oszczędności staniały

Prawdę mówiąc, prezesowi Jagielle nie można zarzucić braku patriotyzmu i tego, że sypie piasek w tryby misternego planu rządu, przedkładając interes państwowego banku nad interes władzy. Chciał dobrze. Przygotował nawet materiały, z których wynikało, że PKO BP od maja na klientach zarobi mniej, niż zarabiał do tej pory. W 2015 r. średnia marża wynosiła jeszcze 1,04 proc., a w obecnym spadnie do 1,01 proc. Zmiany zaś (czytaj – podwyżki) dotkną zaledwie 20 proc. klientów i nie mają nic wspólnego z podatkiem bankowym – zapewniał Jacek Obłękowski, wiceprezes PKO BP.

Drożeją więc tylko mało nowoczesne produkty bankowe, do korzystania z których zarząd chciałby nas zniechęcić. Po to, żebyśmy wybierali tańsze, bardziej zaawansowane technologicznie. Na przykład SMS zamiast zdrapek. Na te właśnie materiały powołał się wicepremier Mateusz Morawiecki w publicznej próbie obrony prezesa Jagiełły. Mówiąc, że wynika z nich coś zupełnie odwrotnego niż z nowej tabeli opłat i prowizji. PKO BP, per saldo, nie podwyższa opłat, tylko je obniża.

Jagiełło chciał dobrze, ale przedobrzył. Potraktował klientów jak osoby specjalnej troski. Trudno na przykład uznać, że płacenie kartami kredytowymi za granicą jest mniej nowoczesne niż wożenie gotówki. W PKO BP, podobnie zresztą jak u konkurentów, stało się to teraz nad wyraz kosztowne. Posługując się kartą Visa w USA, klient płaci najpierw za przewalutowanie dolarów na euro (po kursie wyjątkowo korzystnym dla banku), potem z euro na złote (jak wyżej). Teraz dojdzie opłata od transakcji zagranicznych. Sporo.

To wszystko jeszcze głupstwo. Furię internautów wywołało to, co PKO BP zrobił z lokatami. Bank najbardziej uderzył klientów po kieszeni, obniżając aż o dwie trzecie ich oprocentowanie. Jeszcze w październiku roczna lokata w PKO BP dawała zaledwie 0,6 proc. zysku (o wiele mniej niż średnio na rynku), obecnie już tylko 0,2 proc.

W rankingu Expandera PKO BP jest ostatnim bankiem na polskim rynku, w którym warto ulokować oszczędności. Wszyscy inni płacą lepiej. Klienci, którzy założyli roczną lokatę w styczniu tego roku, otrzymają zaledwie jedną trzecią sumy odsetek, na które liczyć mogli w grudniu roku ubiegłego. Expander nie ma wątpliwości, że jest to skutek podatku od instytucji finansowych oraz innych, dodatkowych obciążeń dla banków, np. podwyższenia składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny.

Klienci, zamiast przenosić do państwowego banku swoje pieniądze, wolą je z niego wyjmować. PKO BP, tnąc oprocentowanie lokat, zrobiło niezły prezent swoim prywatnym konkurentom. Oni też tną, ale bardziej finezyjnie. Na tle państwowego lidera oferta np. Deutsche Banku czy Aliora prezentuje się nad wyraz kusząco. Niemcy oferują na lokacie aż 5 proc., Alior – 4 proc. Tylko że to ściema. Bo lokata jest zaledwie dwumiesięczna, a jej górny limit wynosi 10 tys. zł. To nie wszystko. Warunkiem jej założenia jest przeniesienie konta do hojnego banku. Może się okazać, że opłaty i prowizje związane z jego obsługą „zjedzą” dużo więcej, niż wyniesie zysk z lokaty.

Banku, który z powodu wprowadzenia nowych podatków i opłat nie podniósł cen swoich usług, Expander nie znalazł.

Kredyty zdrożały

Sporo za obietnice wyborcze partii rządzącej muszą też płacić ci, którzy decydują się zadłużyć i wziąć kredyt na własne mieszkanie. – Przeciętna rodzina, zaciągając na dwupokojowe mieszkanie pożyczkę, musiała wydać w styczniu 2016 r. aż o 8 tys. zł więcej niż przed miesiącem – wyliczył portal nieruchomości Morizon oraz Lion’s Bank. Kupując własne M na kredyt w jednym z 10 największych polskich miast, trzeba się liczyć z kosztem aż o 2,4 proc. wyższym niż w grudniu minionego roku. Ceny mieszkań niemal zamarły, szybko natomiast rosną opłaty bankowe przy kredytach hipotecznych.

– Od trzyosobowej rodziny z dochodem netto w wysokości 5 tys. zł, gotowej się zadłużyć na 30 lat, przed kilkoma tygodniami banki żądały jeszcze 1,7 proc. marży, obecnie już ponad 2 proc. – wylicza Bartosz Turek z Lion’s Bank. Mimo to banki pożyczają mniej chętnie i bardziej ostrożnie. Tej samej rodzinie jeszcze niedawno skłonne były udzielić kredytu w wysokości 420 tys. zł, obecnie jej zdolność kredytową wyceniają na 380 tys. zł, o 40 tys. zł mniej. Przed rokiem takiej samej rodzinie bank nie obawiałby się pożyczyć nawet 450 tys. zł. Wierzyłby, że upora się ze spłatą rat. Jak widać, instytucje finansowe raczej nie sądzą, że młodym rodzinom się polepszy.

Raty też rosną w oczach. Za dwupokojowe mieszkanie w dużym mieście obecnie miesięczna rata wynosi przeciętnie 948 zł, w grudniu była jeszcze o 22 zł niższa. W sumie w koszt dwupokojowego mieszkania, kupionego za kredyt na 30 lat, banki wrzucą około 8 tys. podatku bankowego. Przy zakupie trzech pokoi dorzucimy bankowi na podatek już 12 tys. zł. Dla wielu rodzin oznaczać to może rezygnację z większego mieszkania na rzecz kawalerki. W takim przypadku dorzucą bankowi tylko 5 tys. zł. Za miesiąc te opłaty będą jeszcze wyższe – przewiduje portal.

Bankier.pl też patrzy bankom na ręce. Według Katarzyny Wojewody-Leśniewicz od grudnia opłaty pobierane przy okazji udzielania kredytów hipotecznych wzrosły przeciętnie z 1,78 do 1,95 proc. Jako pierwsze, jeszcze w grudniu, więcej zażądały: Bank Pekao, mBank i Deutsche Bank Polska. Za nimi z podwyżkami ruszyły Eurobank, Raiffeisen Polbank i Citi Handlowy. W styczniu doszlusował Alior, BPH, BGŻ, BNP Paribas, BOŚ, Bank Pocztowy, Getin Bank i Credit Agricole. Na razie – według Bankier.pl – warunków udzielania kredytu hipotecznego nie zmieniły tylko BZ WBK, ING Bank i Millennium. PKO BP podniósł opłaty jeszcze przed grudniem. Katarzyna Wojewoda-Leśniewicz uważa, że aż 80 proc. kosztów nowego podatku banki przerzucą na klientów.

Ci, którzy mieszkanie kupili wcześniej, też niekoniecznie mają się z czego cieszyć. Rozdęte obietnice wyborcze zaniepokoiły rynki finansowe, od których polski rząd pożycza pieniądze (rocznie 180 mld zł). Polska waluta gwałtownie się osłabiła. Raty kredytów walutowych poszły w górę.

Grzegorz Z. więc już na pomoc rządu nie liczy, ciągle natomiast liczy straty. Wziął kredyt wprawdzie nie we frankach, ale w euro. Spory, w 2010 r., o równowartości 500 tys. zł. Miesięcznie spłaca po 667 euro. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku w złotówkach wynosiło to 2837 zł, w styczniu już 2976 zł, 140 zł więcej. To skutek nagłego osłabienia złotego.

Prawicowi politycy traktują to jako zamach rynków finansowych na suwerenność naszego państwa, ekonomiści – jako skutek m.in. nadmiernego obciążenia finansów państwa nierealnymi obietnicami.

Do pierwszej stłuczki

Ubezpieczyciele też zrzucą się na realizację wyborczych obietnic. I odbiją sobie na nas. Według Bartosza Salwińskiego z zarządu porównywarki cenowej mfind.pl ceny polis od odpowiedzialności cywilnej dla kierowców już wzrosły przeciętnie o 19 proc. Po pierwszej fali podwyżek należy spodziewać się następnych.

Ten sam kierowca, który w 2015 r. za polisę OC zapłacił 552 zł, teraz musi się liczyć z wydatkiem 659 zł. Najmocniej dostali po kieszeni kierowcy we Wrocławiu. Tu średnia cena OC wynosi aż 807 zł. Wynika to z najgorszej statystyki wypadków drogowych. Często zdarzają się także w Gdańsku (OC przeciętnie kosztuje 786 zł) oraz w Warszawie (746 zł). Kierowcy młodzi, którym kolizje przytrafiają się częściej (branża mówi „szkodowi”), mogą zapłacić nawet dwukrotnie więcej.

Mfind nie pozostawia złudzeń. Za chwilę będzie jeszcze drożej. Nowe ceny jeszcze nie zawierają podatku, który od lutego muszą płacić także towarzystwa ubezpieczeniowe. A już zapowiedziany jest następny. Ministerstwo Zdrowia chce wrócić do podatku prof. Religi i od 2017 r. od każdej składki na OC pobierać 6 proc. na leczenie ofiar wypadków drogowych. Wysokość opłat za polisy OC porównać jest najłatwiej. W przypadku ubezpieczeń dobrowolnych, np. mieszkaniowych czy zdrowotnych, podwyżkę wkalkulować można subtelniej, klient nie od razu się zorientuje. Nie ma wątpliwości, że zapłacimy więcej.

Zachodni ubezpieczyciele przodem puszczają PZU. Czekają, jakie tempo podwyżek narzuci lider rynku. Według wytycznych nowego ministra skarbu świeżo mianowany prezes Michał Krupiński nie powinien kierować się kryterium zysku, ale patriotyzmem. Czyli – zachować się tak, żeby klienci konkurentów zaczęli przenosić się do narodowego ubezpieczyciela. Przede wszystkim musi więc zaoferować tańsze OC. – Ma zacząć sprzedawać pod wodą, po cenach dumpingowych – mówi prezes zagranicznego towarzystwa. – To haczyk, dzięki któremu złowionemu klientowi łatwiej jest wcisnąć inne produkty. My się wtedy z OC zaczniemy jednak wycofywać.

Z takiej polityki cenowej ubezpieczeni cieszą się tylko do pierwszej stłuczki. Wtedy bowiem okazuje się często, że za wymianę zniszczonych części towarzystwo zwraca kwotę symboliczną, a nie rzeczywistą. Jeszcze gorzej dzieje się, gdy z polisy sprawcy wypadku zapłacić trzeba odszkodowanie jego ofierze, która straciła zdrowie. Z raportu Instytutu Sprawiedliwości wynika, że sumy tych zadośćuczynień były przez ubezpieczycieli aż czterokrotnie zaniżane. Przekonywali się o tym jednak tylko ci, którzy po sprawiedliwość udali się do sądu. Komisja Nadzoru Finansowego już w zeszłym roku nakazała towarzystwom zakończyć wojnę cenową i urealnić ceny OC.

Nowy prezes PZU tak naprawdę nie ma wyboru, czy nowy podatek w ceny wliczać czy nie. Wiadomo, że wliczy, musi tylko zdecydować – jak. Jeśli wkalkuluje go w ceny polis, podniesie się krzyk. Odbije się to na wizerunku rządzących. Jeśli natomiast powstrzyma tempo podwyżek, to będzie pewnie próbował odbić sobie straty na wysokości odszkodowań. Słowem: za prezenty zapłacimy. Już trwa zrzutka.

Polityka 7.2016 (3046) z dnia 09.02.2016; Rynek; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Jeszcze nic nie dali, a już zabierają"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną