Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Biznes ma interes

Jakie zmiany czekają polską gospodarkę

Nieformalne spotkania przedsiębiorców podczas kongresu bywają dla nich ważniejsze niż oficjalne wystąpienia ministrów. Nieformalne spotkania przedsiębiorców podczas kongresu bywają dla nich ważniejsze niż oficjalne wystąpienia ministrów. Beata Zawrzel / Reporter
Polska gospodarka ma niebawem rozpocząć podbój światowych rynków. Na razie trwa reorganizacja armii i wymiana dowódców. Generałowie kreślą śmiałe plany, a każdy ma własny. Tylko kto tu dowodzi?
W jednym z paneli dyskusyjnych EKG uczestniczyli (od lewej): prof. Jerzy Buzek, wicepremier Mateusz Morawiecki, Micheil Saakaszwili i Istvan Mikola.Beata Zawrzel/Reporter W jednym z paneli dyskusyjnych EKG uczestniczyli (od lewej): prof. Jerzy Buzek, wicepremier Mateusz Morawiecki, Micheil Saakaszwili i Istvan Mikola.

Artykuł w wersji audio

To pytanie szczególnie dręczyło uczestników tegorocznego Europejskiego Kongresu Gospodarczego. W nowoczesnym budynku centrum kongresowego w centrum Katowic przez trzy dni kilka tysięcy przedsiębiorców wszystkich branż próbowało dowiedzieć się, co im przyniesie „dobra zmiana”. Katowicki kongres to doroczne, zapewne największe spotkanie świata polskiej gospodarki, ekspertów i przedstawicieli administracji państwowej oraz unijnej. Tegoroczny był jednak wyjątkowy. Było to pierwsze poważne spotkanie z nową władzą. Władza nie ukrywała nieufności, a biznes strachu.

Nieufność władzy pojawiła się już na starcie: skorzystać z zaproszenia na katowicki kongres czy go zbojkotować? W końcu to impreza kojarzona z rządami Platformy. Premier Donald Tusk inaugurując pierwszy EKG w 2009 r., triumfalnie ogłaszał, że dzięki jego polityce Polska pozostaje zieloną wyspą w pogrążonej w kryzysie Europie, a sala nie szczędziła mu oklasków. Potem co roku setki ministrów, wiceministrów, dyrektorów departamentów jeździły do Katowic, by przekonywać tysiące prezesów, dyrektorów i menedżerów do polityki rządów PO-PSL. Czy władza „dobrej zmiany” nie powinna zerwać z tym zblatowaniem polityki i biznesu?

Katowicki EKG organizuje prywatna spółka Polskie Towarzystwo Wspierania Przedsiębiorczości. Na czele rady kongresu stoi od początku Jerzy Buzek, europoseł PO, były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Co gorsza, organizator nie był tak przewidujący, jak twórcy Forum Ekonomicznego w Krynicy i nie przyznał zawczasu Jarosławowi Kaczyńskiemu tytułu Człowieka Roku. Słynny ubiegłoroczny „hołd krynicki” sprawił, że tamtejsza impreza będzie się mogła odbyć w tym roku w zupełnie innej atmosferze.

Nic więc dziwnego, że pojawiły się nawet wątpliwości, czy tegoroczny kongres dojdzie do skutku. Zadecydowało być może miejsce, bo „Śląsk jest kwintesencją gospodarki” – jak przekonywała podczas otwarcia premier Szydło. Błyskawicznie jednak znikła z Katowic, bo tego samego dnia miała ważniejsze obowiązki: wizytę u ojca Rydzyka. W towarzystwie samego prezesa i najważniejszych członków swojego rządu uczestniczyła w konsekracji kościoła, który ojciec dyrektor postawił w Toruniu.

Dla biznesu był to wyraźny sygnał: to nie ja kieruję gospodarką. A zatem kto? Premier wszystkich odesłała do wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego. Jego plan ma być dla polskiej gospodarki „ordre de bataille”, planem bitwy, która doprowadzi do „zbudowania silnej polskiej gospodarki na arenie międzynarodowej i światowej” – jak przekonywała.

Pod dywanem

Mateusz Morawiecki zaakceptował katowicką imprezę jako miejsce do promocji swoich gospodarczych koncepcji. Przekonywał, że „niewidzialna ręka rynku dobrze działa wtedy, kiedy jest wsparta przez jak najbardziej widzialną rękę państwa”. Dlatego państwo będzie powiększało swoją obecność w gospodarce, bo najważniejsza jest innowacyjność, industrializacja, a przede wszystkim ekspansja eksportowa. Tam gdzie nie było wicepremiera, pojawiali się jego urzędnicy. Dla przedstawicieli gospodarki była to ważna wskazówka, kto tu dowodzi.

Ważna, choć nie do końca precyzyjna. Bo jednocześnie widoczny był brak przedstawicieli Ministerstwa Skarbu Państwa uważnego dotychczas za najważniejszy gospodarczy resort. Nie było także przedstawicieli wielu ważnych firm państwowych, kontrolowanych przez ten resort. Zwracała uwagę absencja Polskiej Grupy Energetycznej czy innych wielkich spółek energetycznych, co, przy dominacji tematyki energetyczno-klimatycznej podczas obrad, było zadziwiające. W kuluarach pojawiła się informacja, że to decyzja ministra Dawida Jackiewicza. Uznał, że kongres zawłaszczył Morawiecki, więc zakazał swoim ludziom pojawiania się w Katowicach.

Jedyną spółką z branży elektroenergetycznej widoczną na kongresie był śląski Tauron. Aktywność prezesa Remigiusza Nowakowskiego tłumaczono jego afiliacją do grupy Zbigniewa Ziobry, który w gospodarce ma wielu swoich ludzi. Ziobro, choć sam w Katowicach się nie pojawił, wystawił silną reprezentację. Był nawet wiceminister Wojciech Hajduk i prokurator krajowy Bogdan Święczkowski.

Nie zdawałem sobie sprawy, że podziały w tej ekipie są aż tak głębokie. Widać już, jak gryzą się pod dywanem – komentował po cichu jeden z uczestników. Po cichu, bo atmosfera nie sprzyjała nadmiernej szczerości. Jeśli w poprzednich latach ludzie gospodarki przyjeżdżali do Katowic, by wylewać żale i pretensje do administracji rządowej, to w tym roku czuło się atmosferę napięcia i strachu. Wysłuchiwano w pokorze, gdy przedstawiciele rządu objaśniali, jak ma wyglądać nowy, lepszy świat, który będziemy budować. Choć często były to opinie kontrowersyjne, niepoparte wiedzą, nikt nie protestował. Uczestnicy panelowych dyskusji kiwali głowami ze zrozumieniem lub dyplomatycznie milczeli. Potem część audytorium ustawiała się, by nowemu urzędnikowi przynajmniej się przedstawić i zostawić wizytówkę. – Czuć strach i wazelinę – skomentował w kuluarach prof. Robert Gwiazdowski, ekspert podatkowy, prezydent Centrum im. Adama Smitha.

Przedstawiciele prywatnego biznesu tłumaczyli, że wolą nie zwracać na siebie uwagi i nie denerwować nowej władzy. Bo to może się skończyć niedobrze, nie tylko dla nich, ale dla całej branży. Nerwy puściły jedynie przedstawicielom firm energetyki odnawialnej, wzburzonym ogłoszonym właśnie projektem nowej ustawy o OZE. „Dobra zmiana” od początku nie kryła niechęci do energetyki odnawialnej, zwłaszcza wiatrowej, ale nowa ustawa wygląda na wyrok śmierci dla dziesiątków firm. – Kiedy po boomie na farmy wiatrowe dwie nasze fabryki były gotowe do rozpoczęcia produkcji pełną parą, to sprzedaż i zamówienia spadły nagle do zera – ubolewa Jacek Łukaszewski, prezes Schneider Electric Polska.

Przedstawiciele innych branż w kuluarach nie kryli rozczarowania. – Dużo mówi się o gospodarce narodowej, ale nadal nie wiemy, czy na liście leków darmowych dla osób 75+ będą leki polskich producentów, czy jednak tańsze odpowiedniki np. z Indii. Słyszymy piękne deklaracje, ale rząd nie wie, w jaki sposób wspierać polskie firmy – narzekał przedstawiciel polskiej firmy farmaceutycznej. Handlowcy nie kryli zmęczenia kolejnymi projektami ustawy o podatku od handlu. Zamiast zajmować się biznesem, przygotowujemy różne scenariusze działania – narzekali.

Księgowy

Co gorsza, nie było wiadomo, kogo z przedstawicieli rządu obstawiać. Bo ambicji w dziedzinie rządzenia gospodarką nie kryje też Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki, występujący w Katowicach jako promotor przyszłościowej gospodarki innowacyjnej. Wszyscy wsłuchiwali się też w głos szefa resortu energii Krzysztofa Tchórzewskiego.

Natomiast co do Pawła Szałamachy, ministra finansów, uczestnicy raczej nie mieli złudzeń. On gospodarką nie rządzi. Widać to było szczególnie, gdy tłumaczył dziennikarzom założenia liberalizacji ustawy hazardowej. Chodzi tu m.in. o częściowe zalegalizowanie hazardu w internecie. – Ale czy pan mówi o projekcie wicepremiera Gowina? – padło pytanie. W tym momencie Szałamacha zamilkł i zaczął się bezradnie rozglądać po sali. – Jaki projekt?Ten, o którym w niedzielę wicepremier mówił po spotkaniu z prezesem PZPN – próbował pomóc pytający (Zbigniew Boniek zabiega o liberalizację zakładów bukmacherskich). – Przepraszam, ale ja nic nie wiem, w niedzielę nie śledzę informacji – tłumaczył się skonfundowany minister, dodając, że mówił o ministerialnej wersji nowelizacji ustawy, a nie o tej, którą ogłosił wicepremier. Ta konfuzja stanowiła kolejne potwierdzenie niskiej pozycji ministra finansów w hierarchii władzy. Nawet projekty o charakterze fiskalnym można ogłaszać, nie konsultując tego z szefem finansów.

Rola Szałamachy to rola księgowego, który ma zapewnić finansowanie gospodarczej ofensywy na wszystkich frontach. Bo plany są ogromne: budowa infrastruktury, zwłaszcza energetycznej, rozbudowa państwowego przemysłu, ratowanie górnictwa, wielki program mieszkaniowy, regulacja głównych rzek, by były żeglowne. A jeszcze ogromne obciążenia związane z programem 500+ i realizacją kolejnych obietnic wyborczych (wcześniejsze emerytury, wyższa kwota wolna od podatku). Jak to sfinansować? Wygląda na to, że w dziedzinie cudownego rozmnożenia pieniędzy minister musi radzić sobie sam. Bo plany, bez względu na koszty, zrealizowane być muszą.

Tego wymaga interes narodowy – to zwrot kluczowy, który kończył każdą dyskusję. Zwłaszcza w dziedzinie górnictwa. Powołanie Polskiej Grupy Górniczej, utworzonej za pieniądze energetyki na gruzach Kompanii Węglowej, pani premier prezentowała jako jeden z wielkich sukcesów swojego rządu. „To droga nie tylko w kierunku utrzymania górnictwa węgla kamiennego w Polsce i danie mu nowej szansy, ale też przekształcenie go w nowoczesny przemysł” – zapewniała.

I tylko Michal Heřman, prezes PG Silesia, jedynej prywatnej firmy górnictwa węgla kamiennego w Polsce (kapitał czeski), nie mógł się nadziwić, dlaczego interes narodowy wymaga topienia pieniędzy w ratowanie nierentownych spółek węglowych w sytuacji, gdy Polska ma na Śląsku problem z nadprodukcją węgla? Kiedy każda dodatkowa tona powiększa straty, trwa intensywne myślenie, jak zwiększyć wydobycie. – W tym samym czasie kopalnia Bogdanka na Lubelszczyźnie, w której najtaniej produkuje się węgiel, musiała ograniczyć wydobycie o 20 proc. Ja tego nie rozumiem – dziwił się prezes Silesii.

Nie rozumieli tego także polscy eksperci, którzy uważają, że w ten sposób problemów na Śląsku nie rozwiązano, tylko je nieco odsunięto. Będą one wisieć młyńskim kołem na szyi nowemu rządowi. Bo scenariusz ratowania górnictwa za pomocą pieniędzy z energetyki (czytaj: dopisywanych do rachunków za prąd) będzie niebawem powielony w przypadku kolejnych śląskich spółek JSW i KHW.

Kiedy o tym w Katowicach powiedział minister Tchórzewski, giełdowy kurs JSW zapikował. Jednocześnie poleciały w dół kursy państwowych koncernów energetycznych, które, jak spodziewają się akcjonariusze, będą musiały wziąć na garnuszek kolejne kopalnie. Ceny energii znów wzrosną, a już są wyższe niż w krajach sąsiednich. To może zabić część przemysłu, a przecież mamy reindustrializować Polskę. Tak więc górniczy zawał może pogrzebać szanse planu Morawieckiego. Tyle że górnictwem i energetyką, jak się mogli zorientować uczestnicy kongresu, wicepremier nie dowodzi.

Wszystko stoi

„To ambitny plan, ale w biznesie i gospodarce jest potrzebna odwaga, optymizm oraz odpowiedzialność. Nie brakuje nam odwagi i optymizmu, ale jesteśmy też przede wszystkim odpowiedzialni” – przekonywała pani premier. A Morawiecki precyzował: „chodzi nam o to, żeby rósł polski kapitał i własność, a dobrobyt rozprzestrzeniał się po całym kraju”.

– Niech przestaną mówić, a wreszcie zaczną coś robić. Bo na razie wszystko stoi – komentował poirytowany szef jednego z prywatnych przedsiębiorstw. Jak większość rozmówców pod nazwiskiem nic nie powie i prosi o zrozumienie. Takie czasy. Jego firma jest powiązana umowami kooperacyjnymi z kilkoma spółkami Skarbu Państwa. Oczywiście spółki te, jak wszystkie, przeszły kadrowe trzęsienie ziemi. Zaczęło się od wymiany prezesów i zarządów, teraz proces idzie w dół. Nowi ludzie na ogół brani są z klucza polityczno-rodzinno-towarzyskiego i słabo orientują się w biznesie. Ale z natury są czujni.

Wszystkie umowy długoterminowe rozwiązali z automatu. Nowych nie podpisują, bo się boją. Na razie kopią w papierach, szukając haków na poprzedników. Taką podobno mają instrukcję z ministerstwa. Nie wiem, jak długo wytrzymamy ten zastój – mówi dyrektor.

W podobnej sytuacji znalazły się wielkie firmy audytorsko-doradcze. Spółki Skarbu Państwa wypowiadają im umowy. Z audytu być może skorzystają, ale za doradztwo dziękują. Nie mają zaufania. Zresztą na starcie, kiedy panuje polityczna euforia i poczucie, że za chwilę góry będziemy przenosić, nikt nie jest zainteresowany mnożącymi wątpliwości i ostrzeżenia mądralami. Na szukanie porad, jak wyjść z opresji, przyjdzie czas, kiedy wielka polska ofensywa gospodarcza ruszy.

Polityka 23.2016 (3062) z dnia 31.05.2016; Rynek; s. 45
Oryginalny tytuł tekstu: "Biznes ma interes"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną