Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Hurra, ten rower umie też skręcać!

Belgia nie zgadza się na CETA. Ale problem leży gdzie indziej

Oli Kerschen OK Photography / Mouvement Ecologique / Flickr CC by 2.0
Belgia tylko powiedziała głośno to, co szeptano od miesięcy.

Udany sprzeciw wobec TTIP i CETA upodabnia nas do rowerzysty, który właśnie odkrył, że zamiast dramatycznie wpaść w przepaść, może po prostu… skręcić.

Oj, będzie w mediach sporo lamentu. Jedni spróbują nas więc przekonywać, że CETA idzie do zamrażarki tylko przez obstrukcję maleńkiej Walonii. Bo wszyscy chcieli jechać prosto i tylko jakaś – pożal się Boże – autonomiczna społeczność francuskojęzycznych Belgów skręciła nam kierownicę w bok.

Tylko że to bzdura na (nomen omen) resorach. Bo powiedzmy sobie szczerze: władze Walonii tylko powiedziały głośno to, co szeptano od miesięcy. Że CETA, a wcześniej TTIP, są przedkryzysowym dinozaurami. Oparto je na anachronicznym przekonaniu, że więcej liberalizacji handlu międzynarodowego i więcej wolności dla kapitału jest ZAWSZE dobrą wiadomością. Tyle że dziś nawet na bogatym Zachodzie widać doskonale, że oparta wyłącznie na wolnym rynku globalizacja przenosi bardzo wymierne koszty społeczne: owszem, kapitał świetnie na niej zarabia, ale odbywa się to kosztem słabszych grup społecznych, rynków pracy i mechanizmów państwa opiekuńczego. I taka linia argumentacji nie jest jakimś walońskim „widzi mi się”. W ten sposób rozumuje dziś spora część obywateli wszystkich krajów członkowskich UE. Z Polską włącznie, co pokazał rodzący się w ostatnich miesiącach ruch protestu przeciw TTIP/CETA.

Inni będą nas z kolei przekonywać, że zapaść CETA to dowód, że w zachodnim świecie narasta fala straszliwego protekcjonizmu. Który ani chybi doprowadzi wkrótce do nowej wojny światowej. Albo przynajmniej destrukcji Unii Europejskiej.

Ta wizja na kilometr pachnie jednak szantażem. Bo zakłada, że integracja europejska i transatlantycka muszą przebiegać WYŁĄCZNIE według logiki neoliberalnej. Czyli muszą dawać kolejne przywileje wielkiemu kapitałowi i odbierać kolejne uprawnienia rządom narodowym. Bo jak nie, to wszystko się zawali. Taka argumentacja przypomina mi jednak postawę szaleńca, który jadąc na rowerze w kierunku przepaści, jeszcze przyspiesza. Krzycząc, że może i zginie, ale przynajmniej nie ryzykuje rozbicia kolana w wyniku ostrego hamowania.

TTIP i CETA – czyli jak sterować globalizacją?

Tymczasem nam dziś w Europie brakuje nie hamowania i nie wpadnięcia z przytupem w przepaść. My musimy po prostu… nauczyć się skręcać. Czyli po prostu sterować globalizacją. Tak żeby służyła ona nie tylko silnym, potężnym i bogatym, ale żeby zostawiała też trochę powietrza pozostałym.

Jak to zrobić? Trzeba tworzyć presję na inną globalizację. Po pierwsze, zaprząc impet instytucjonalny Unii Europejskiej do podjęcia realnej walki choćby z rajami podatkowymi czy podatkowym dumpingiem. Po drugie, szukać nowych ram funkcjonowania strefy euro. Bo sprawa nierównowagi makroekonomicznej w ramach obszaru wspólnego pieniądza trochę nam przycichła, ale ani chybi wróci z ogromną siłą.

Po trzecie, trzeba tworzyć nowe lepsze sposoby „wymiany globalizacyjnego pola manewru” (określenie popularnego ostatnio ekonomisty Daniego Rodrika).

Działa to tak: kraje przestają sobie zawracać głowę porozumieniami służącymi głównie interesom korporacji, jak choćby TTIP/CETA. Kierują się raczej zasadą obopólnej korzyści. Z jednej strony nowe porozumienia handlowe nie będą już odbierać biednym możliwości chronienia swoich rynków, a zwłaszcza dziedzin, na których szczególnie im zależy. W zamian biedni nie grają dalej w nieuczciwą konkurencję podatkowo-płacową. Nie starają się przyciągnąć inwestorów ulgami ani perspektywą nieświadomej swoich praw siły roboczej. Dzięki temu erozja miejsc pracy na Zachodzie zostaje wyhamowana, co pomaga tam rozwiązać problem rosnących nierówności i zaniku klasy średniej. A biedne peryferie przestają być zakładnikami rynków finansowych i kapryśnych fal kapitału. Dopiero na tym fundamencie budujemy logikę globalizacji dalej.

Te rozważania nie wejdą jednak same na polityczną agendę. Trzeba się ich domagać od polityków oraz od opinii publicznej. Również na polskim podwórku, na którym duopol PiS–antyPiS uwielbia ekscytować się innymi sprawami (czy oddadzą wrak? a cóż tam nowego wymyślił minister Macierewicz/profesor Chazan etc.? czy żołnierze wyklęci zasługują na upamiętnienie?).

Trzeba im tę „inną globalizację” za przeproszeniem wyciągnąć z gardła. Że się nie da? A niby dlaczego? W końcu CETA i TTIP wyciągnąć się udało!

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną