Bank wzięty!
Repolonizacja Pekao SA stała się faktem, jednak radość może nie trwać długo
Odzyskaliśmy Bank Pekao SA! Od włoskiego UniCredit pakiet prawie 32 proc. akcji odkupiło konsorcjum PZU i Polski Fundusz Rozwoju. To zarazem dobra i zła wiadomość, nie tylko dla klientów tego banku.
Dobra, bo dzięki tej transakcji ponad połowa sektora bankowego w naszym kraju znów znajdzie się w polskich rękach. Po wybuchu światowego kryzysu finansowego w 2008 r. jasne się stało, że kapitał jednak ma narodowość. Banki-matki nierzadko podejmowały decyzje korzystne dla kraju swego pochodzenia, a o wiele mniej korzystne dla kraju, w którym miały swoje „córki”. Na przykład ograniczały tam udzielanie kredytów.
To wtedy Jan Krzysztof Bielecki (były premier oraz były prezes Pekao SA), a także Stefan Kawalec, były wiceminister finansów, rzucili hasło o repolonizacji banków zagranicznych, mających spółki-córki w Polsce. Marzyło im się, by najważniejsze decyzje dużych banków znów zapadały w Warszawie, by decyzje te były zbieżne z interesem naszej gospodarki.
W to, że taka okazja nadarzy się szybko, wielu nie chciało uwierzyć. Polskie spółki córki przez wiele lat były dla swoich zagranicznych matek jak kury, znoszące złote jaja. Właściciele nie zamierzali się ich pozbywać. Ale te matki w swoich macierzystych krajach popadały w coraz większe kłopoty.
Dlaczego UniCredit sprzedał Pekao SA?
W przypadku włoskiego UniCredit kamieniem u szyi okazał się gruby portfel niespłacanych kredytów. Stress testy pokazały, że bank na gwałt musi zostać dokapitalizowany, bo ma za niski współczynnik wypłacalności. Czyli w razie jakiejś zawieruchy mógłby okazać się niewypłacalny. Żeby zdobyć gotówkę, spółka córka podjęła decyzję o sprzedaży polskiej córki. Pekao SA znów znajdzie się w polskich rękach.
Gdyby to były ręce drobnych, prywatnych inwestorów giełdowych, którzy kupiliby jego akcje na GPW – moglibyśmy się tylko cieszyć. Bank znów byłby polski, pozostając jednak bankiem prywatnym. Tak się jednak nie stało. Repolonizacja Pekao SA oznacza bowiem jego renacjonalizację. Stanie się bankiem kontrolowanym przez wielkie spółki skarbu państwa, czyli faktycznie kontrolowanym przez polityków. Podobnie jak drugi największy bank detaliczny, PKO BP.
Politycy nie tylko będą mieli ogromny wpływ na to, kto znajdzie tam zatrudnienie, a jak widać, preferowane są związki z ekipą rządzącą, nie zaś kompetencje. Gorzej, że politycy zaczną też wywierać wpływ na jego politykę kredytową. Ulegną pokusie, by udzielał pożyczek przedsiębiorstwom bez zdolności kredytowej, których inne banki kredytować nie będą chciały.
Stefan Kawalec, który był wielkim zwolennikiem repolonizacji, renacjonalizacji jest przeciwny. Uważa, że za kilka lat może się okazać, żeśmy wielką szansę repolonizacji banku zmarnowali. Że ma on, jak teraz jego włoska matka, tak duży portfel złych, nieściągalnych długów, że trzeba go będzie znów sprzedawać.
Tracić też będą polscy klienci. I to nie tylko banków odzyskanych, ale wszystkich. Skoro ponad połowa sektora nie będzie ze sobą konkurować, tylko grać pod dyktando rządowej orkiestry, to banki zagraniczne tylko na tym skorzystają. Polskie banki, działając mniej efektywnie, będą podnosić ceny, więc te zagraniczne zrobią to samo. Konkurencja na rynku zostanie zniszczona. Radość z powrotu banków do macierzy może nie trwać długo.