Rynek

Piotr Woyciechowski odwołany ze stanowiska prezesa PWPW. I słusznie

Piotr Woyciechowski Piotr Woyciechowski Kuba Atys / Agencja Gazeta
Wygląda na to, że despotyczny styl zarządzania czołową spółką skarbu państwa przez zaufanego Antoniego Macierewicza to zbyt wiele, nawet jak na PiS.

Bezpośrednim powodem odwołania była prawdopodobnie tzw. afera podsłuchowa, którą opisał w ubiegłym tygodniu „Fakt”. Chodzi o podsłuchiwanie spotkań działaczy zakładowej „Solidarności”, by potem wykorzystywać je do wygrywania sporów pomiędzy pracownikami i związkami (w PWPW działają dwa). Celem, jak się wydaje, zupełnego obezwładnienia samorządu pracowniczego w tej czołowej spółce skarbu państwa.

Przyczyny odejścia Woyciechowskiego są jednak głębsze. Chodzi głównie o wyjątkowo folwarczny styl zarządzania w PWPW, który od wielu miesięcy ściągał uwagę nie tylko krytyków PiS, ale i części samego obozu dobrej zmiany.

O tym, że Woyciechowski nie toleruje w kierowanej przez siebie firmie nawet najmniejszego oporu ze strony pracowników, pisaliśmy w POLITYCE już w czerwcu. Pokazaliśmy wówczas, że pod trwającymi od początku 2016 roku rządami Woyciechowskiego doszło w PWPW do faktycznego rozmontowania działającego tam wcześniej dość prężnie mechanizmu współdecydowania pracowników o losach firmy.

Opisaliśmy, jak w ciągu półtora roku Woyciechowski spacyfikował najpierw radę nadzorczą, pozbywając się z niej Ewy Morawskiej-Sochackiej, wybranej tam głosami pracowników. Potem prezes wyciszył również głos pracowników w zarządzie, zastraszając i okrajając kompetencje wybranego przez pracowników Tomasza Sztangę. Zwolniony został również krnąbrny przewodniczący zakładowej komórki Solidarności Jacek Trabczyński, a jego następca Mariusz Worek przez dłuższy czas był szykanowany i niedopuszczany do podjęcia pracy.

Piotr Woyciechowski przeciw pracownikom

Mimo tak otwarcie antypracowniczego stylu zarządzania firmą Woyciechowski przez wiele miesięcy wydawał się nietykalny. „Solidarność” twierdziła, że naciska na prezesa, by się opamiętał. Ale robiła to raczej nieoficjalnie, nie chcąc zaogniać relacji wewnątrz obozu „dobrej zmiany”. Prawicowe media sprawy nie nagłaśniały. Przeciwnie. W razie potrzeby publikowały usłużne teksty przedstawiające wrogów prezesa PWPW w jak najgorszym świetle. Woyciechowski zaś odwdzięczał się „współpracą finansową” z wydawcami wielu prawicowych tytułów. A hojność (oczywiście za publiczne pieniądze) potrafił okazywać. Kiedy zaś działania Woyciechowskiego próbowali nagłośnić inni, musieli się liczyć z pozwami. Prezes zwykł bowiem traktować każdą, nawet najmniejszą krytykę pod swoim adresem jako wielki spisek wrogich sił. Wygląda jednak na to, że w końcu czara goryczy się przelała.

Odejście Woyciechowskiego to niewątpliwie cios we wpływy Antoniego Macierewicza. Obaj panowie znają się i blisko współpracują od lat. Byli razem zarówno w czasie słynnej „nocy teczek”, jak i przy likwidacji WSI.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną