Na niebie coraz ciaśniej
Ostatni lot Air Berlin. Czy na niebie jest jeszcze miejsce dla małych firm?
Dla ośmiu tysięcy pracowników nadchodzi koniec. Piątek był ostatnim dniem lotów Air Berlin, drugiego pod względem wielkości niemieckiego przewoźnika i swego czasu poważnego konkurenta Lufthansy. Na początku października nagle zakończyła działalność brytyjska linia Monarch. Wciąż lata, choć od początku maja jest w stanie upadłości, włoska Alitalia, czekająca na inwestora. Te trzy przykłady pokazują zresztą ogromne różnice w polityce gospodarczej krajów europejskich.
Mamy bowiem bezwzględny kapitalizm brytyjski, gdzie istotna linia lotnicza upada nagle, z dnia na dzień. Konserwatywny rząd w żaden sposób jej nie wspiera, a tylko organizuje powroty do domu pechowych pasażerów. Z drugiej strony rząd włoski, bojąc się gniewu związkowców, udziela kolejnych kredytów Alitalii i wcale nie spieszy się z szukaniem inwestora dla dawnej narodowej dumy. Wszystko wskazuje na to, że decyzja o przyszłości Alitalii zostanie podjęta dopiero po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych, a na razie będą ją finansować włoscy podatnicy.
I wreszcie przykład niemiecki, niejako pośredni. Niemcy co prawda nie pozwolili upaść od razu Air Berlin, ratując go w sierpniu pożyczką rządową w wysokości 150 mln euro. Jednak negocjacje dotyczące podziału linii między konkurencję przebiegły bardzo szybko, a głównym wygranym jest Lufthansa. Wielu niemieckich polityków nawet nie ukrywało, że bankructwo Air Berlin ma wzmocnić narodowego czempiona, a nie jego zagranicznych konkurentów. W efekcie na wielu trasach wewnątrzniemieckich Lufthansa (albo jej spółka córka Eurowings) ma od soboty monopol, a do tego zagwarantowała sobie cenne sloty na lotniskach w Berlinie i Düsseldorfie, które były bazami Air Berlin.
Czy LOT znajdzie miejsce na rynku?
Upadki trzech dużych linii pokazują, jak zażarta jest dziś konkurencja na europejskim niebie.