Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Węgiel na spalonej pozycji

Węgiel coraz mniej się światu opłaca. Ale Polska wciąż inwestuje

Elektrownia w Opolu Elektrownia w Opolu Wojtek Wilczyński / Forum
Do końca 2030 roku prawie wszystkie węglowe elektrownie w Europie będą przynosić straty – wynika z raportu brytyjskiego think tanku Carbon Tracker.

Autorzy raportu dokładnie przeanalizowali rentowność wszystkich 619 elektrowni węglowych działających w Unii. Z ich wyliczeń wynika, że już teraz 54 proc. ma straty na produkcji energii z węgla. Do końca przyszłej dekady odsetek ten wzrośnie do 97 proc. Los elektrowni na węgiel przypieczętują rosnące ceny uprawnień emisji CO2 i coraz ostrzejsze środowiskowe wymagania Unii. Jednak prawdziwym game changer’em są taniejące OZE. Carbon Tracker szacuje, że już w 2024 roku energia z morskich farm wiatrowych stanie się tańsza od tej z węgla, a trzy lata później tańszy będzie też prąd z elektrowni fotowoltaicznych.

Jeśli dodamy do tego równania szybko taniejące magazyny energii, które mogą stabilizować pracę wiatraków i farm słonecznych, to może się okazać, że w perspektywie najbliższych kilkunastu lat wielkie konwencjonalne elektrownie staną się zupełnie niepotrzebne. Węgiel w Europie nie odejdzie do historii zupełnie. Dalej będzie potrzebny do wytwarzania stali i cementu, ale już nie do produkcji energii.

Nie wszyscy rezygnują z elektrowni na węgiel

W tej sytuacji koncerny energetyczne mają przed sobą dwie drogi: albo będą dalej inwestować w węgiel, mając nadzieję, że rządy zapewnią im hojne subsydia, albo przestawią się na wytwarzanie energii z innych źródeł. Większość firm energetycznych na Zachodzie wybiera drugą opcję, stopniowo ograniczając zaangażowanie w węgiel na rzecz OZE. Od inwestowania w węgiel odchodzą też banki, fundusze emerytalne, a nawet organizacje dobroczynne i kościoły.

Kolejne europejskie rządy ogłaszają też konkretne terminy wygaszenia znajdujących się na ich terenie elektrowni na węgiel. Do tej pory zrobiły to Wielka Brytania, Portugalia, Francja, Włochy, Dania, Holandia i Finlandia. W kolejce czekają następne; duża debata na ten temat toczy się w Niemczech. Są jednak firmy, które ryzykują i pozostają przy paliwach kopalnych. Czeskie EPH na masową skalę skupuje stare elektrownie na węgiel, a niemieckie RWE nosi się z zamiarem przejęcia starych siłowni Unipera. Wśród hazardzistów są też polskie koncerny.

Carbon Tracker szacuje, że pełne wycofanie się z węgla do 2030 roku mogłoby ograniczyć straty europejskich firm energetycznych o 22 mld euro. To koszty, jakie trzeba będzie ponieść na zakup uprawnień do emisji CO2 czy modernizacji starych jednostek i dostosowania ich do nowych wymagań środowiskowych UE. Z tego aż 2,7 mld euro mogły zaoszczędzić polskie firmy – PGE, Enea i Tauron.

Raport nie precyzuje, jakie koszty musiałaby ponieść Polska, aby szybko wyjść z węgla, z którego powstaje ponad 80 proc. krajowej energii. Zrobienie tego do 2030 roku jest zupełnie nierealne, bo nasze koncerny są zbyt biedne, by nagle zastąpić ogromną flotę węglówek jednostkami na gaz czy paliwo jądrowe. Nie wytrzymałaby tego też gospodarka, która z roku na rok musiałaby płacić więcej na prąd, dając ogromną premię inwestorom, którzy zbudowaliby nowe moce. W Polsce jednak nikt nie dyskutuje o tym, jak szybko odchodzić od węgla. Zamiast tego rząd zastanawia się, co zrobić, by to paliwo zostało z nami jak najdłużej.

Polska i tak stawia na węgiel

Dziś Polska jest jedynym krajem w Unii, w którym powstają nowe elektrownie na węgiel na taką skalę. Obecnie w budowie jest 4,3 GW mocy na węglu. W Europie bloki na węgiel buduje jeszcze Grecja, a poza tym nikt. Rząd chce rozwijać technologię zgazowania węgla, budować nowe kopalnie i postawić jeszcze jeden wielki węglowy blok w Ostrołęce, tak by utrzymać przynajmniej 50-proc. udział tego paliwa w miksie energetycznym Polski do 2050 roku.

Aby tak się stało, potrzebne są jednak hojne subsydia. W ostatni piątek, 8 grudnia, parlament przyjął i wysłał do prezydenta ustawę o rynku mocy. Zgodnie z nią elektrownie będą dostawać wsparcie nie za wyprodukowaną energię, ale za samą gotowość do jej wytworzenia. Ustawa była konieczna, bowiem ceny prądu w hurcie są obecnie tak niskie, że żaden inwestor nie podejmie się budowy nowej elektrowni, a bez tego Polskę w ciągu kilku lat czekałyby blackout.

Z drugiej strony wiele wskazuje na to, że zakonserwuje ona na dekady obecny kształt sektora energetycznego. Jej twórcy skupili się bowiem na stworzeniu systemu, który będzie pokrywał brakujące przychody elektrowniom, zamiast wykorzystać go jako narzędzia do dywersyfikacji miksu energetycznego Polski i pobudzania niskoemisyjnych inwestycji. W efekcie szeroki strumień pieniędzy popłynie m.in. do starych elektrowni, niepotrzebnie wydłużając ich żywot. Jeśli szacunki Carbon Tracker się spełnią, pod koniec 2030 roku polski sektor energetyczny będzie jednym z najmniej rentownych w Europie. Stracimy szanse nie tylko na czystsze powietrze, ale też na utrzymanie konkurencyjnej gospodarki.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama