Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Trend na prąd

Rewolucja w bateriach

Dziś przemysł akumulatorowy staje się branżą przyszłości. Fabryki baterii, zwłaszcza litowo-jonowych wykorzystywanych w autach elektrycznych, nie nadążają z realizacją zamówień. Dziś przemysł akumulatorowy staje się branżą przyszłości. Fabryki baterii, zwłaszcza litowo-jonowych wykorzystywanych w autach elektrycznych, nie nadążają z realizacją zamówień. Igor Morski / Polityka
Używamy wszyscy telefonów na baterie, komputerów na baterie, niebawem mamy jeździć samochodami na baterie. Nawet prąd w domowym gniazdku może być z baterii. Tylko skąd wziąć tyle baterii? I prąd do nich?
Pewną szansą byłoby odblokowanie rozwoju energetyki wiatrowej, co minister już chyba dostrzega, ale trudno mu cokolwiek zrobić, bo według PiS najlepsza jest energia z węgla, a najgorsza z wiatru.Kim Hansen/Wikipedia Pewną szansą byłoby odblokowanie rozwoju energetyki wiatrowej, co minister już chyba dostrzega, ale trudno mu cokolwiek zrobić, bo według PiS najlepsza jest energia z węgla, a najgorsza z wiatru.
Nie ustają poszukiwania nowych materiałów i rozwiązań, dzięki którym można budować lepsze, tańsze i pojemniejsze baterie.Pixtal/EAST NEWS Nie ustają poszukiwania nowych materiałów i rozwiązań, dzięki którym można budować lepsze, tańsze i pojemniejsze baterie.

Kiepska passa ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego zdaje się nie mieć końca. Najpierw przegapił, a potem zlekceważył ubiegłoroczny raptowny skok cen energii elektrycznej. Zaczął działać dopiero po kilku miesiącach, gdy państwowe koncerny już rozsyłały nowe umowy i cenniki. Wtedy narodził się ratunkowy plan administracyjnego zamrożenia cen prądu, niemający precedensu w ostatnim trzydziestoleciu. Ustawa o cenach energii została napisana na kolanie i uchwalona w ostatnich dniach roku.

Ponieważ wzrostu kosztów wytwarzania zamrozić się nie da, rząd obiecał, że pokryje dystrybutorom straty z publicznych pieniędzy. Ma na to, według oficjalnych szacunków, pójść 9 mld zł, a według nieoficjalnych dużo więcej. Ale konkretnie, ile pójdzie, kiedy i do kogo, to dopiero określi rozporządzenie, z którego wydaniem minister energii ma problem. Nie wiadomo więc, co z tymi nowymi umowami i cennikami. Odbiorcy mogą je wyrzucić czy płacić trzeba nowe ceny? Zwłaszcza że nawet premier nie wyklucza, iż całą operację może zakwestionować Komisja Europejska jako niezgodną z prawem. Tchórzewski już obiecał Brukseli, że ustawa zostanie do marca znowelizowana, więc sprawa rozporządzenia też się zapewne odwlecze.

Minister i górnicy

Na tym problemów ministra nie koniec, bo wymógł na dwóch podległych sobie państwowych koncernach Energa i Enea budowę w Ostrołęce kolejnej wielkiej elektrowni węglowej. W sens inwestycji wątpią nawet rządowi eksperci, a co gorsza także państwowi bankowcy (zagraniczne banki z zasady nie finansują inwestycji węglowych). Minister musi więc szukać pieniędzy wśród firm, nad którymi ma jeszcze władzę (bo część już mu premier odebrał). To doprowadziło do jego wojny z górnikami z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, którzy są przekonani, że minister chce wyrwać 1,5 mld zł, które zachomikowała spółka. Siłą bronią przed ministrem prezesa JSW, a on pieniędzy spółki.

Kolejny problem to energia odnawialna (OZE). W 2020 r. jej udział w krajowym bilansie energetycznym musi osiągnąć 15 proc., bo inaczej Polska zapłaci karę albo będzie musiała dokupić brakujące procenty od innego kraju, czyli finansować rozwój branży OZE za granicą. Minister długo uspokajał, że nie ma się czym przejmować, ale teraz jego resort oficjalnie przyznał, że celu 15 proc. nie zrealizujemy. Pewną szansą byłoby odblokowanie rozwoju energetyki wiatrowej, co minister już chyba dostrzega, ale trudno mu cokolwiek zrobić, bo według PiS najlepsza jest energia z węgla, a najgorsza z wiatru. Walka z wiatrakami była wyborczą obietnicą, której realizacji partia nie zmierza porzucić. Dlatego w przygotowanej właśnie „Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku” przewidziano, że do 2035 r. większość wiatraków działających na terenie kraju musi zniknąć. Pozbędziemy się instalacji o mocy prawie 6 tys. MW. W 2016 r. miały one ok. 9-proc. udział w produkcji prądu w Polsce.

Kiedy świat myśli, jak odchodzić od paliw kopalnych i przestawiać się na źródła odnawialne, my wybraliśmy kierunek odwrotny. Nie ma się więc co dziwić, że energia drożeje i coraz częściej hurtowe ceny prądu na rynkach krajów sąsiednich są niższe niż u nas. Minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz zaproponowała nawet, by przeciwdziałając wzrostowi cen energii w Polsce, które biją w krajowy przemysł, zwiększać import prądu. Wywołało to oburzenie resortu energii.

Niezależni eksperci podkreślają, że nasz opór w transformowaniu energetyki będzie powodował rozjeżdżanie się nożyc cenowych i konieczność coraz większego importu prądu, który już dziś jest niemały i ograniczony tylko przepustowością połączeń transgranicznych.

Trend jest taki, że energia z węgla będzie drożeć, natomiast ze źródeł odnawialnych tanieć. Już dziś na aukcjach organizowanych przez Urząd Regulacji Energetyki (URE) jedna megawatogodzina (MWh) z instalacji wiatrowych oferowana jest za ok. 200 zł, wówczas gdy inwestycja w nową elektrownię węglową, by była opłacalna, musi otrzymać państwową gwarancję ceny ponad 350 zł/MWh.

Na dodatek energia odnawialna jest coraz bardziej poszukiwana. Choć elektrony płynące po drutach nie mają koloru, to firmy produkcyjne coraz częściej chcą kupować tylko zielony prąd. Dotyczy to szczególnie zachodnich koncernów, które podjęły zobowiązania dotyczące ochrony klimatu albo chcą ograniczać emisję CO², czyli ślad węglowy swoich produktów, bo klienci zwracają na to uwagę. Przykładem spółka PepsiCo Polska, która podpisała umowę z PGE Obrót na dostawy energii zielonego pochodzenia, albo Mercedes-Benz, który buduje fabrykę silników w Jaworze na Dolnym Śląsku i już zakontraktował prąd z pobliskich farm wiatrowych należących do VSB Energie Odnawialne Polska. Własne instalacje OZE coraz częściej budują firmy spoza branży energetycznej, by choć częściowo ograniczyć ryzyko nieprzewidywalnego ekonomicznie i technicznie systemu energetycznego. Już nawet górnicy dostrzegli potencjał zielonej energii. Polska Grupa Górnicza chce na hałdach węgla budować elektrownię słoneczną.

Elektrorewolucja

Jeszcze niedawno energetykę odnawialną traktowano w Polsce jako kosztowne dziwactwo, z którym więcej kłopotów niż pożytku. Pod presją polityki energetyczno-klimatycznej UE musieliśmy zaakceptować jej obecność w Polsce, choć nie podobało się to górnikom i energetykom. Trwało nieustanne narzekanie, że OZE trzeba dotować, a na dodatek nie można nimi sterować, bo prąd produkują, kiedy chcą, a nie wtedy, gdy jest potrzebny.

Dziś to się zmienia za sprawą dwóch rewolucji – energetycznej i telekomunikacyjnej. Dzieją się tu zjawiska podobne do świata komputerowego – rośnie moc urządzeń i spada ich cena. Sztuczna inteligencja i tzw. internet rzeczy pozwalają na tworzenie inteligentnych sieci, w których urządzenia nieustannie komunikują się ze sobą, optymalizując działanie.

Świat odchodzi nie tylko od paliw kopalnych, ale w przyszłości odejdzie także od wielkich elektrowni, które nieefektywnie wykorzystują paliwo, wymagają też potężnych i kosztownych sieci przesyłowych. Awaria jednego wielkiego bloku może zagrozić całemu systemowi i doprowadzić do blackoutu. Sposobem na to jest energetyka rozproszona – wiele mniejszych niskoemisyjnych źródeł lokalizowanych w pobliżu odbiorców. To elektrociepłownie, farmy wiatrowe, elektrownie fotowoltaiczne, a także instalacje prosumenckie, czyli domowe źródła energii. Uzupełnieniem tego są magazyny energii, w których można gromadzić prąd w okresach jego nadmiaru i wykorzystywać, gdy zapotrzebowanie rośnie – wyjaśnia dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk, ekspert rynku elektroenergetycznego z Forum Energii.

Magazyny energii to część trwającej dziś rewolucji. Dotychczas prąd uchodził za coś, czego w zasadzie na większą skalę magazynować się nie da. W zasadzie, bo jedynym wykorzystywanym sposobem były elektrownie szczytowo-pompowe. To połączone ze sobą dwa zbiorniki z wodą, jeden na górze, drugi na dole. W nocy, kiedy jest nadmiar taniej energii, wodę przepompowuje się z dolnego zbiornika do górnego, by w momentach szczytowego zapotrzebowania, spływając z góry, napędzała turbiny elektrowni. W Polsce mamy sześć takich obiektów, w tym największą elektrownię Żarnowiec. Zbudowana została jako magazyn dla projektowanej obok elektrowni jądrowej, której budowę porzucono. Być może jednak siłownia atomowa tam powstanie, taki plan ma minister Tchórzewski.

Elektrownie szczytowo-pompowe to technologia przeszłości, z różnych powodów niedoskonała. Dziś wszyscy stawiają na magazyny elektrochemiczne, czyli wykorzystujące akumulatory – wyjaśnia Krzysztof Kochanowski, wiceprezes Polskiej Izby Magazynowania Energii. Powstała niedawno organizacja zrzesza pierwsze działające w Polsce firmy nowej branży.

Magazyn energii to odpowiednik znanego użytkownikom komputerów zasilacza awaryjnego, zwanego UPS. Mogą podtrzymywać zasilanie, kiedy nastąpi awaria sieci energetycznej, mogą uzupełniać bilans energii w okresach szczytowego zapotrzebowania, mogą także stabilizować napięcie w sieci. Znakomicie współpracują z odnawialnymi źródłami energii, które często wytwarzają energię nie wtedy, gdy jest najbardziej potrzebna. Dzięki temu na przykład energię produkowaną w ciągu dnia przez elektrownie fotowoltaiczne można efektywnie wykorzystywać po zachodzie słońca w czasie szczytu wieczornego – wyjaśnia Krzysztof Kochanowski.

Premia dla magazyniera

Już niebawem magazyny energii staną się formą niezależnego biznesu. Będą zarabiały na różnicy cen prądu w różnych godzinach doby. Można je ładować w czasie, gdy jest najtańszy, a sprzedawać, gdy energia kosztuje najwięcej. Dotychczas, zgodnie z prawem energetycznym, na tzw. rynku bilansującym cena megawatogodziny mogła się wahać od 70 zł do 1,5 tys. zł. Rynek bilansujący to system rozliczeń prowadzony przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne, które muszą dbać, by krajowy system cały czas zapewniał tyle energii, ile w danej chwili potrzeba. Czasem ten bilans trzeszczy. W sytuacji nagłego deficytu grożącego blackoutem każdy brakujący megawat staje się na wagę złota, więc kosztuje bardzo dużo. Dlatego od tego roku zgodnie z unijną dyrektywą maksymalna cena może sięgnąć 50 tys. zł/MWh. Równocześnie jednak cena minimalna może dojść do... minus 50 tys. zł/MWh. Ujemne ceny energii jeszcze dziś szokują, ale funkcjonują już na wielu rynkach. Elektrownia płaci za to, by ktoś zużył jej energię, bo wyłączenie instalacji kosztowałoby ją więcej. Zresztą i w Polsce bywały już takie dni, gdy PSE płaciły za możliwość wyeksportowania nadwyżki energii, z którą nie było co zrobić w kraju.

Żeby takich sytuacji było jak najmniej, potrzebne są magazyny energii. Pierwsze instalacje już powstały. W Pucku Energa uruchomiła niewielki magazyn o mocy 0,75 MW i pojemności 1,5 MWh, a buduje dużo większy koło Pruszcza Gdańskiego o mocy 6 MW i pojemności 27 MWh. Magazyny te gromadzą energię z licznych na Pomorzu farm wiatrowych. Natomiast PGE Energia Odnawialna buduje magazyn na górze Żar, by gromadzić energię ze swojej farmy słonecznej. Chętnych do budowy jest coraz więcej. Na aukcji mocy organizowanej przez URE inwestorzy zgłosili gotowość budowy 15 instalacji o łącznej mocy 111 MW. Światowy rynek magazynów energii to już 3,5 GWh.

Branża przyszłości

Magazyn energii nie jest imponującą budowlą. To zwykle kontenery z regałami, a na nich w długich szeregach połączone ze sobą baterie. Najlepsze są te, w których wykorzystano lit: litowo-jonowe lub litowo-tytanowe – ale wykorzystuje się też tańsze i łatwiej dostępne kwasowo-ołowiowe. Czasem są to baterie z odzysku, wcześniej wykorzystywane w samochodach elektrycznych. Choć straciły część pojemności, mogą kontynuować karierę stacjonarnie. Zresztą magazyny energii i samochody elektryczne są ze sobą ściśle związane. Rozwój elektromobilności będzie nakręcał biznes magazynowania energii. W przyszłości przewiduje się, że same auta elektryczne będą także w pewnych sytuacjach mogły działać jako rozproszone magazyny energii wspierające sieć.

Dziś przemysł akumulatorowy staje się branżą przyszłości. Fabryki baterii, zwłaszcza litowo-jonowych wykorzystywanych w autach elektrycznych, nie nadążają z realizacją zamówień. Wszyscy producenci uruchamiają produkcję aut na baterie lub hybrydowych spalinowo-elektrycznych, brakuje im jednak akumulatorów. Dlatego powstają kolejne fabryki. Tylko w Polsce trwa budowa trzech zakładów – koreańskiego koncernu LG Chem, niemieckiego Mercedes-Benz oraz belgijskiego Umicore.

Wszystkie, choć jeszcze nieuruchomione, mają wyprzedaną produkcję na kilka lat. Będą to jednak montownie składające baterie z ogniw wytwarzanych w Azji. Japończycy, Chińczycy i Koreańczycy właściwie zmonopolizowali tę branżę i pilnie strzegą swoich tajemnic technologicznych. Wszyscy zastanawiają się tylko, czy wystarczy im surowców, bo lit jest surowcem trudno dostępnym.

Łukasz Bednarski, właściciel brytyjskiej firmy konsultingowej Lithium Today, przekonuje, że surowca nie powinno zabraknąć. – Jest on pozyskiwany w kilku krajach świata. Najwięcej w Australii, Chile, Argentynie, Chinach, Zimbabwe, USA. W Europie jedynym liczącym się producentem jest Portugalia, ale próby eksploatacji litu ze skał podejmowane są w Serbii i Czechach. Spory potencjał ma też Boliwia, gdzie lit eksploatować mają firmy niemieckie. Jednak sam przerób surowca i produkcję węglanu litu, stosowanego w bateriach, zmonopolizowali Chińczycy – wyjaśnia Łukasz Bednarski.

Dlatego nie ustają poszukiwania nowych materiałów i rozwiązań, dzięki którym można budować lepsze, tańsze i pojemniejsze baterie. Być może to jest szansa dla Polski? Naukowcy z UW i AGH opracowali własne konstrukcje baterii na bazie litu i sodu, ale brakuje pieniędzy na ich komercjalizację. Na razie w Piastowie uruchomiono produkcję polskich akumulatorów węglowych. Elektromobilność na węglu. Minister Tchórzewski powinien być zachwycony.

Polityka 7.2019 (3198) z dnia 12.02.2019; Rynek; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Trend na prąd"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną