Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Przepis na drugie życie

Jak zrobić z siebie bankruta

Dobre przepisy o upadłości są nam potrzebne choćby dlatego, że im bardziej bogaci się społeczeństwo, tym groźba bankructwa – także tego osobistego – rośnie, a nie maleje. Dobre przepisy o upadłości są nam potrzebne choćby dlatego, że im bardziej bogaci się społeczeństwo, tym groźba bankructwa – także tego osobistego – rośnie, a nie maleje. Andrey Popov / PantherMedia
Coraz częściej ludzie są zadłużeni ponad możliwość spłaty. Prawo daje im szanse ogłoszenia konsumenckiego bankructwa. W ubiegłym roku skorzystało z tego ponad 6 tys. osób. Ale przepisy są nieprecyzyjne, wiele zależy od dobrej woli sędziego.
Kto chce skorzystać z upadłości konsumenckiej, ten musi oddać praktycznie cały swój majątek, łącznie ze wszystkimi nieruchomościami, jeśli je posiada.123 RF Kto chce skorzystać z upadłości konsumenckiej, ten musi oddać praktycznie cały swój majątek, łącznie ze wszystkimi nieruchomościami, jeśli je posiada.

Artykuł w wersji audio

Przez długi czas były sukcesy i wizja dalszego rozwoju. Jednak w pewnym momencie pojawiły się kłopoty. Pan Igor, współwłaściciel kilku powiązanych ze sobą firm produkcyjnych, walczył, brał kredyty i zabezpieczał je swoimi prywatnymi nieruchomościami. Nie udało się. Upadek biznesu oznaczał, że przedsiębiorca pozostał z kilkoma milionami długów, za które odpowiadał własnym majątkiem. Rozpadła się rodzina, a przed bezdomnością uratowała go pomoc mamy i siostry. Prywatne nieruchomości pana Igora zlicytowano, ale to nie zaspokoiło wielu wierzycieli, którzy za wszelką cenę próbowali odzyskać pieniądze. Jedni na drodze legalnej, inni niekoniecznie. Pan Igor popadł w depresję i był przekonany, że z gigantycznymi długami zostaje do końca życia.

Kilka lat temu zapisał się na terapię i postanowił spróbować skorzystać z szansy, jaką daje upadłość konsumencka – odkreślić swoje dotychczasowe życie i zacząć nowy rozdział. W napisaniu wniosku pomogli mu znajomi. Choć postępowanie przed warszawskim sądem trwało dosyć długo, udało się. – Sędzia wziął pod uwagę moją sytuację i zgodził się na ogłoszenie upadłości ze względów humanitarnych. Teraz czekam na akceptację planu spłat, czyli na to, w jaki sposób w ciągu trzech lat oddam część zobowiązań wierzycielom. Po długiej przerwie znowu mam pracę, wychodzę z depresji, odbudowałem relacje z dziećmi. Chciałbym ponownie być przedsiębiorcą, mam wiele pomysłów. Czuję się, jakbym znowu skończył szkołę i zaczynał nowe życie – mówi pan Igor. Miał sporo szczęścia, bo trafił na syndyka i sędziego, którzy go wsparli.

Wniosek o upadłość

Inaczej potoczyły się losy pani Lucyny. Ona również wpadła w kłopoty przez swoją firmę. Gdy musiała ją zamknąć z powodu długów, popełniła błąd, na który nie zwrócił uwagi jej ówczesny adwokat. Nie wystąpiła do sądu o upadłość swojej spółki. Taki wniosek sędzia i tak by odrzucił, bo firma nie miała majątku na postępowanie upadłościowe, ale pani Lucyna dysponowałaby odpowiednim dokumentem. Gdy chciała w Poznaniu skorzystać z upadłości konsumenckiej, tamtejszy sąd jej wniosek oddalił. Uznał ją za niedbałego przedsiębiorcę, który na żaden nowy start liczyć nie może. W jej przypadku nie dopatrzył się względów humanitarnych, chociaż pani Lucyna samotnie wychowuje córkę, a w kłopoty wpadła nie ze swojej winy.

Dwa lata później, po przeprowadzce do Warszawy, ponownie złożyła wniosek o upadłość konsumencką, tyle że w stołecznym sądzie. Znów bezskutecznie, chociaż zwracała uwagę, że udało jej się w międzyczasie zawrzeć ugodę z ZUS i ma stałą pracę. – Są przepisy z myślą o osobach takich jak ja, ale nie mogę z nich skorzystać. To bardzo frustrujące. Sześć lat temu zamknęłam firmę i od tego czasu żyję w zasadzie poza normalnym obiegiem – mówi pani Lucyna. Te dwie historie to dowód na to, że w Polsce upadłość konsumencka w dużej mierze zależy od dobrej woli sędziego. Przepisy są bowiem bardzo nieprecyzyjne.

Pierwszy poważny problem to pytanie, co zrobić z byłymi przedsiębiorcami, takimi jak pan Igor czy pani Lucyna. Zadłużyli się, biorąc na siebie zobowiązania własnych firm, ale najczęściej robili to w dobrej wierze, by ratować za wszelką cenę przedsiębiorstwa, a nie z chęci oszukania kogokolwiek. Kto nie złożył wcześniej wniosku o upadłość własnej spółki, ten jest dzisiaj w dużo trudniejszej sytuacji. Spore kontrowersje budzi też w obecnych przepisach sformułowanie „rażące niedbalstwo”. Jeśli sąd uzna, że dłużnik doprowadził do swoich kłopotów właśnie z tego powodu, wtedy na upadłość zgodzić się nie powinien.

Z drugiej strony istnieje specjalny wytrych w postaci względów słuszności czy humanitarnych. Czyli kto nie spełnia kryteriów formalnych, ale jest w wyjątkowej sytuacji, ten może liczyć na specjalne traktowanie. Oczywiście znów wszystko zależy od miłosierdzia orzekającego. – Praktyka pokazuje, że podejście sędziów jest bardzo różne. Na przykład w Warszawie o upadłość konsumencką stosunkowo łatwo, tu zdecydowana większość sędziów wykazuje zrozumienie. Inaczej jest choćby w Poznaniu, gdzie sporo spraw kończy się nie po myśli dłużników. To poważny problem, bo przecież wszyscy obywatele powinni być traktowani w ten sposób. Bez względu na to, gdzie mieszkają – podkreśla Lucyna Dassuj, która kiedyś sama przeszła tę bolesną procedurę, a dziś pomaga innym zadłużonym jako szefowa fundacji Moja Upadłość.

Nowy start

Po raz pierwszy taka możliwość w polskim prawie pojawiła się w 2009 r. Chodziło o to, żeby wzorem państw Europy Zachodniej dać nadmiernie zadłużonym szansę na nowy start. Oczywiście nie za darmo. Kto chce skorzystać z upadłości konsumenckiej, ten musi oddać praktycznie cały swój majątek, łącznie ze wszystkimi nieruchomościami, jeśli je posiada. Zostawia mu się tylko pieniądze pozwalające wynająć mieszkanie przez maksymalnie dwa lata. Dodatkowo przez trzy lata musi realizować plan spłat wierzycieli ustalony przez sąd. Jeśli spełni te wszystkie zobowiązania i nie wpadnie ponownie w kłopoty, reszta jego długów zostanie anulowana. Ponownie z upadłości konsumenckiej będzie mógł teoretycznie skorzystać po upływie dziesięciu lat, chociaż wątpliwe, żeby jakikolwiek sąd dał mu w życiu jeszcze jedną szansę.

Pierwsza wersja przepisów okazała się pomyłką. Korzystało z niej niewiele osób, choćby dlatego, że – podobnie jak w przypadku firm – także osoby prywatne musiały mieć pieniądze, aby za procedurę upadłości zapłacić. Prawo zmieniono w 2014 r. Od tego czasu liczba konsumenckich upadłości rośnie. Mimo że cała procedura może potrwać kilka lat, a wielu syndyków nie spieszy się z likwidacją majątku, na rozprawy, zwłaszcza w Warszawie, czeka się długo.

Jak wynika z danych Rejestru Dłużników BIG Info Monitor, w 2015 r. sądy ogłosiły nieco ponad 2 tys. takich upadłości, w 2016 r. – ponad 4 tys., a w 2017 r. – prawie 5,5 tys. W ubiegłym roku pobito rekord. Szansę na nowy start dostało 6,5 tys. osób, chociaż to wciąż liczby dosyć skromne. Eksperci sądzą, że prawidłowo funkcjonujące przepisy pozwalałyby na przynajmniej 20 tys. upadłości konsumenckich rocznie. Z korzyścią tak naprawdę dla całej gospodarki, bo zdecydowana większość osób w takiej sytuacji chce zacząć nowe życie, uczciwie pracując, i w ponowną pułapkę długów już raczej nie wpadnie. A bez upadłości wegetuje, ukrywa się przed wierzycielami i komornikami, ma ogromne kłopoty ze znalezieniem legalnej pracy, wynajęciem mieszkania czy podpisaniem jakiejkolwiek umowy.

Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje nad kolejnymi zmianami w przepisach. Być może wejdą w życie jeszcze w tym roku. Nowelizacja ma pomóc byłym drobnym przedsiębiorcom, od których sądy już nie będą wymagać starych dokumentów o upadłości spółki. Planowane jest także wykreślenie kontrowersyjnej kwestii „rażącego niedbalstwa”, która dziś przyprawia sędziów o ból głowy. Na upadłość będzie mógł zatem liczyć każdy, kto spełnił wymagania formalne i nie był zwykłym oszustem, który celowo brał kredyty, wiedząc, że ich nie spłaci. Jednak nie wszystkie proponowane zmiany spodobają się zadłużonym. Dziś spłata wierzycieli trwa przez trzy lata po orzeczeniu przez sąd upadłości, już wkrótce ten okres będzie mógł zostać wydłużony aż do siedmiu lat. W ten sposób zadłużeni oddadzą więcej wierzycielom, ale znacznie dłużej nie będą mogli normalnie funkcjonować.

To zapewne efekt nacisków branży finansowej, która bardzo sceptycznie patrzy na instytucję upadłości konsumenckiej. Banki po prostu boją się, żeby z takiej możliwości nie korzystało zbyt wielu ich klientów. Nieprzypadkowo Związek Banków Polskich negatywnie zaopiniował proponowane przez rząd zmiany. Tymczasem rosnąca liczba osób w pułapce długów ma wiele wspólnego z liberalnym podejściem i banków, i firm pożyczkowych do oceny wiarygodności finansowej klientów. – Wśród osób wnioskujących o upadłość konsumencką niewiele jest tych z kredytami hipotecznymi, nawet frankowymi. Zdecydowaną większość stanowią ci, którzy wpadli w spiralę zadłużenia z powodu zwykłych kredytów konsumpcyjnych. To z jednej strony osoby po siedemdziesiątce, ofiary zwłaszcza chwilówek, ale też coraz więcej ludzi młodych, na przykład hazardzistów. Średnia wieku występujących o upadłość konsumencką zresztą stopniowo spada – mówi Lucyna Dassuj. Według danych BIG Monitor z ubiegłego roku, jedna czwarta osób w takiej sytuacji miała od 36 do 45 lat, a 17 proc. nie skończyło 35 lat.

Tabu większe niż seks

Średnie zadłużenie tych, którzy korzystają z upadłości konsumenckiej, w ubiegłym roku wyniosło 142 tys. zł, podczas gdy w 2015 r. ta kwota wynosiła prawie 100 tys. zł więcej. Taka jest średnia, ale zadłużona rekordzistka w 2018 r. winna była bankom ponad 8 mln zł. Takie dane znajdują się w bazach Biura Informacji Kredytowej oraz BIG Info Monitor. Możemy się z nich również dowiedzieć, że wśród decydujących się na upadłość jest więcej kobiet (55 proc.).

Dobre przepisy o upadłości są nam potrzebne choćby dlatego, że im bardziej bogaci się społeczeństwo, tym groźba bankructwa – także tego osobistego – rośnie, a nie maleje. Pokus jest bowiem coraz więcej, z każdej strony atakują reklamy kredytów i chwilówek, a konsumpcja na kreskę staje się obowiązującym standardem. W takich warunkach tych, którzy przecenili swoje możliwości, musi przybywać. Tymczasem, jak przekonują ci, którzy wpadli w pułapkę zadłużenia, o problemach finansowych w naszym społeczeństwie się nie mówi. To tabu większe niż seks. Kto wypada z konsumpcyjnego wyścigu o coraz wyższy standard życia, ten jest pozostawiony sam sobie. Najpierw zadłuża się coraz bardziej, aby nikt nie zorientował się, że wpadł w kłopoty. Aż jest już za późno, by samemu wyjść z finansowej matni.

Reakcje społeczne na oficjalnych bankrutów bywają różne. Jedni wykazują zrozumienie i akceptują taką finansową amnestię. Inni podkreślają, że długi trzeba spłacać, a nie uciekać od odpowiedzialności. Nie brakuje inwektyw typu „złodziej” albo „malwersant”. Wierzyciele często próbują upadłość blokować, bo zakładają, że bez niej uda im się od zadłużonego odzyskać więcej niż poprzez sądowy plan spłaty.

Osobom w spirali długów nie pomagają głośne sprawy, taka jak choćby Michała Wiśniewskiego, celebryty, wokalisty zespołu Ich Troje. Kiedyś miał własny reality show w telewizji TVN, tymczasem w ubiegłym roku warszawski sąd ogłosił jego upadłość. Wiśniewski pogrążył się na ok. 35 mln zł. Jednak widocznie sędzia nie dopatrzył się u niego żadnego „rażącego niedbalstwa”, skoro postanowił dać mu drugą szansę. Oceny wśród zwykłych Polaków były dla upadłego gwiazdora zdecydowanie mniej przychylne.

Polityka 7.2019 (3198) z dnia 12.02.2019; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Przepis na drugie życie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną