Rynek

Kiedy PiS spełni swoje obietnice?

Premier Mateusz Morawiecki pokazał „mapę drogową” wprowadzania w życie poszczególnych obietnic PiS. Premier Mateusz Morawiecki pokazał „mapę drogową” wprowadzania w życie poszczególnych obietnic PiS. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
PiS przed jesiennymi wyborami będzie po kolei spełniał obietnice z tzw. piątki Kaczyńskiego. W ten sposób chce utrzymać poparcie. Pieniądze na dzieci czy emerytów mogą jednak podburzać kolejne grupy zawodowe domagające się podwyżek.

23 lutego prezes PiS Jarosław Kaczyński oraz premier Mateusz Morawiecki ogłosili nowe obietnice PiS przed wyborami parlamentarnymi. Jest ich pięć, stąd nazwa „piątka Kaczyńskiego”. PiS obiecał zniesienie kryterium dochodowego przy świadczeniu 500 plus na pierwsze dziecko oraz wypłatę 13. emerytury w wysokości 1100 zł. Osoby do 26. roku życia, zatrudnione na umowę o pracę lub zlecenie, mają być zwolnione z podatku PIT. Wzrosnąć mają też koszty uzyskania przychodu, co obniży klin podatkowy. Kaczyński i Morawiecki obiecali też obniżenie 18-proc. stawki PIT i odbudowanie lokalnych połączeń autobusowych.

We wtorek premier Mateusz Morawiecki pokazał „mapę drogową” wprowadzania w życie tych planów.

Czytaj więcej: PiS obieca wszystko

Na początek PKS-y i emerytury

PiS zamierza „rozsmarować” spełnianie swoich obietnic na kolejne miesiące. Zgodnie z zapowiedziami premiera projekty odpowiednich ustaw mają być gotowe już do końca marca, zaś ich podpisywanie przez prezydenta zakładane jest, w zależności od projektu, od połowy kwietnia do połowy czerwca. Będzie to wymagało zwołania dodatkowych posiedzeń Sejmu i Senatu (obecnie odbywają się tylko raz w miesiącu).

Na początek ma być przyjęta nowelizacja ustawy o publicznym transporcie zbiorowym, którą przygotował resort infrastruktury. Ma ona pomóc w odbudowie lokalnych połączeń autobusowych, co zwiększy mobilność mieszkańców wsi i małych miast. Na ten cel rząd chce przeznaczyć ok. 800 mln zł.

Morawiecki w lutym obiecał, że zmiany w przepisach wejdą w życie już w kwietniu. Ale ze słów ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka wynika, że może to nastąpić w maju.

W maju PiS skupi też uwagę emerytów, bo to wtedy ma być wypłacona tzw. 13 emerytura w wysokości 1100 zł brutto. Sam projekt ustawy wprowadzający „trzynastkę” ma być gotowy już w najbliższych dniach, a prace parlamentarne nad nim mają się zakończyć w pierwszym tygodniu kwietnia.

Wokół świadczenia pojawia się jednak sporo wątpliwości, np. czy i w jakiej wysokości powinny je dostać osoby, które obecnie otrzymują emeryturę poniżej minimalnej (wynoszącej 1100 zł brutto). Nie jest też pewne, czy będzie ono wypłacone w kolejnych latach. To zależy od sytuacji m.in. budżetu państwa i Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

Czytaj także: Matczyne emerytury to seksizm, a nie polityka społeczna

Później 500 plus i obniżka podatków

PiS obiecał, że od lipca zniesie kryterium dochodowe przy wypłacie 500 plus na pierwsze dziecko. To oznacza, że świadczenie będzie przysługiwało na każde dziecko. Zakładając, że wszyscy będą je pobierali, roczny koszt programu 500 plus wzrośnie z ok. 23 do ponad 40 mld zł.

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska zapewniła podczas wtorkowej konferencji w KPRM, że przygotowywane w tym celu zmiany przepisów będą wcześniej konsultowane z partnerami społecznymi, m.in. związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców.

Wejście w życie ustawy od 1 lipca oznacza, że od lipca rozpocznie się zbieranie wniosków, a dodatkowe pieniądze dla rodzin z dziećmi będą wypłacane prawdopodobnie już pod koniec lipca lub w sierpniu.

Zmiany obniżające PIT, znoszące PIT dla osób poniżej 26. roku życia oraz podwyższające koszty uzyskania przychodu mają zgodnie z zapowiedzią rządu wejść w życie od 1 października, czyli tuż przed wyborami.

Czytaj też: Czy wyborcy PiS mają dokąd odejść

Czy będzie nowelizacja budżetu?

Ekonomiści zastanawiają się, czy obietnice PiS, które w tym roku mogą kosztować nawet ok. 20 mld zł, będą wymagały nowelizacji budżetu. Nawet jeśli tak, to nie nastąpi to szybko, bo na razie kondycja finansów publicznych jest bardzo dobra. Budżet państwa po styczniu miał 6,6 mld zł nadwyżki. Koszty wypłaty dodatkowych emerytur prawdopodobnie weźmie na siebie ZUS, bo sytuacja Funduszu Ubezpieczeń Społecznych jest dobra dzięki świetnej sytuacji na rynku pracy (wzrost zatrudnienia i wynagrodzeń powoduje wyższe wpływy ze składek).

Wyzwaniem może być jednak budżet na 2020 r., który będzie musiał uwzględniać już pełne koszty „piątki Kaczyńskiego”, które mogą sięgnąć ok. 40 mld zł rocznie. Niewykluczone, że wydatki budżetowe dodatkowo obciąży spełnianie przed wyborami żądań płacowych kolejnych grup zawodowych, np. nauczycieli czy pracowników sądów. Ich przedstawiciele widzą, że rząd ma pieniądze np. na dzieci i emerytów, więc także domagają się podwyżek.

Premier Morawiecki liczy, że dodatkowe wydatki uda się sfinansować m.in. dzięki zmniejszeniu luki w VAT, uszczelnieniu podatku CIT, a także uszczelnieniu NFZ i FUS, co ma w sumie przynieść kilkanaście miliardów złotych dodatkowych wpływów budżetowych. Dodatkowe przychody mają pochodzić też z podatku od cyfrowych gigantów (ok. 1 mld zł rocznie). Jest też prawdopodobne, że programy PiS spowodują wzrost konsumpcji, a więc złagodzą spowolnienie gospodarcze w Polsce i zwiększą wpływy np. z VAT.

Jeśli okaże się, że wzrost gospodarczy będzie wolniejszy od oczekiwań, np. z powodu gorszej koniunktury na świecie, to sytuacja polskich finansów publicznych pogorszy się w 2020 r. Deficyt sektora finansów publicznych może wtedy zbliżyć się do dopuszczalnego w Unii poziomu 3 proc. PKB. Jeśli go przekroczymy, Komisja Europejska będzie mogła uruchomić względem Polski procedurę nadmiernego deficytu, co będzie oznaczało konieczność wprowadzenia oszczędności.

Czytaj także: Rząd przyjął nową matrycę stawek VAT. Nie chce zadbać o nasze zdrowie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama