Dieselgate, czyli słynna afera Volkswagena, choć dawno zeszła z pierwszych stron gazet, daleka jest od finału. Właściwie to dopiero wchodzi w decydującą fazę. Hiltrud Werner, członek zarządu VW kierująca pionem prawnym, ostrzegła niedawno akcjonariuszy, że ten rok może okazać się najcięższy w historii koncernu. W pięćdziesięciu krajach trwają postępowania sądowe i administracyjne (w Polsce od dwóch lat prowadzi je UOKiK), co może oznaczać konieczność płacenia kolejnych kar i odszkodowań. A te pochłonęły już 28 mld euro. Szczęśliwie na biednego nie trafiło. Mimo dieslowskiej afery Grupa VW pozostaje największym producentem samochodów na świecie. W 2018 r. sprzedała 10,8 mln aut, osiągając 12,2 mld euro zysku.
Duża część kar i odszkodowań trafiła do USA, gdzie afera się zaczęła. Niemieckie władze potraktowały Volkswagena łagodniej, skończyło się na razie na 1 mld euro kary plus 800 mln euro dla Audi i 535 mln euro dla Porsche – marek z Grupy VW. Amerykanie są jednak wyjątkowo zacięci, ścigają też menedżerów VW, kilku aresztowali, a za byłym prezesem Martinem Winterkornem wystawili list gończy. W USA czeka go wieloletnie więzienie, ale i we własnym kraju ma kłopoty. Niemiecka prokuratura wniosła właśnie akt oskarżenia. Spośród licznych zarzutów postawionych byłemu prezesowi i czterem wysokim menedżerom najpoważniejszy jest ten, że nie poinformowali właściwych władz w Europie i USA o sprzecznych z prawem zmianach w konstrukcji silników Diesla.
Postępowania objęły nie tylko Volkswagena, ale i innych niemieckich producentów. Federalny Urząd Transportu Samochodowego (KBA) prowadzi dziś intensywne śledztwo w sprawie Daimlera, do którego należy Mercedes-Benz. Sprawą Mercedesa zajmuje się równolegle amerykański Departament Sprawiedliwości. Obiektem śledztwa stał się też koncern Bosch, producent osprzętu i elektroniki do dieslowskich silników.