Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Parapalacze

Interes e-papierosowy

Choć nikt nie ma już wątpliwości co do szkodliwości palenia, liczba palaczy maleje powoli. Choć nikt nie ma już wątpliwości co do szkodliwości palenia, liczba palaczy maleje powoli. Andrey Armyagov / 123 RF
Świat bez papierosowego dymu – czy można to sobie wyobrazić? Przemysł tytoniowy już sobie wyobraził i na razie nie rozpacza.

Nadzieję na lepsze jutro koncerny tytoniowe czerpią z transformacji technologicznej, podobnej do tej, jaką przechodzi motoryzacja. One też zamierzają porzucić modele spalinowe i zastąpić je nowymi, na baterie. Dlatego inwestują miliardy dolarów w tworzenie kolejnych zaawansowanych elektronicznych urządzeń i alternatywnych produktów nikotynowych, niewydzielających szkodliwego dymu. Na razie branża tytoniowa i samochodowa są na podobnym etapie. Jedni i drudzy dużo mówią o przełomie, ale sprzedaż zaawansowanych urządzeń jest niewielka.

Koncernom tytoniowym utrzymanie zapewnia produkcja tradycyjnych trujących papierosów, cygaretek, cygar, tytoniu do fajek i skrętów. Żyją z tego całkiem dobrze. Światowym paleniem rządzi big tobacco, czyli tytoniowa wielka czwórka: Philip Morris International (PHI), Japan Tobacco International (JTI), British American Tobacco (BAT) oraz Imperial Tobacco Group (ITG). Wprawdzie pod względem obrotów góruje nad nimi China National Tobacco (CNT), chiński państwowy gigant, ale jest on skoncentrowany na rodzimym rynku, gdzie ma prawie monopolistyczną pozycję. Łączne obroty pięciu największych koncernów są zbliżone do polskiego PKB.

Sprzedaż wzrasta

Polska ma zauważalny udział w tych obrotach, bo nasz rynek tytoniowy, wraz z przemysłem po prywatyzacji, podzieliło między siebie big tobacco. Dzięki temu jesteśmy dziś dużo większym producentem niż konsumentem wyrobów tytoniowych, a przemysł tytoniowy to jedna z najważniejszych branż polskiego przemysłu rolno-spożywczego. Jeśli w 2001 r. 11 proc. wytwarzanych u nas papierosów trafiało na eksport, to w 2016 r. było to już 73 proc. Daje nam to drugie miejsce w Europie, choć jako palacze lokujemy się w środku unijnej stawki z 1363 papierosami wypalanymi w ciągu roku przez jednego mieszkańca (powyżej 15. roku życia). Daleko nam na szczęście do największych palaczy, takich jak Belgowie (2,4 tys.), ale mamy też sporo do zrobienia, by rywalizować z zamykającymi listę Szwedami (716 papierosów).

Choć nikt nie ma już wątpliwości co do szkodliwości palenia, liczba palaczy maleje powoli. Dziś na świecie blisko miliard osób jest uzależnionych od nikotyny. W szczytowym 2009 r. wypalili ok. 5,9 bln papierosów, a w 2017 r. ok. 5,5 bln. W krajach najbogatszych, gdzie władze starają się aktywnie zniechęcać obywateli do palenia, amatorów nikotyny ubywa szybciej. W Polsce ten proces toczy się w umiarkowanym tempie i dotyczy głównie osób lepiej wykształconych i zamożnych. Im niższy poziom edukacji i społecznego statusu, tym palaczy więcej. Najwięcej – wśród bezrobotnych mężczyzn z wykształceniem zasadniczym, mieszkańców małych miejscowości lub wsi.

Technologia w służbie przemysłu tytoniowego może sprawić, że palacze pozostaną przy nałogu, ale istotnie zredukują jego szkodliwe skutki.VAKSMANV101/PantherMediaTechnologia w służbie przemysłu tytoniowego może sprawić, że palacze pozostaną przy nałogu, ale istotnie zredukują jego szkodliwe skutki.

Z najnowszego badania CBOS dla Biura ds. Substancji Chemicznych wynika, że co czwarty dorosły Polak pali papierosy, ale gdy doliczy się inne formy nikotynowego uzależnienia (np. samemu robione skręty), to grono rozrasta się do prawie 30 proc. W wynikach sprzedaży papierosów nie widać też, by skłonność do palenia malała. Przeciwnie – w ub.r., po kilku latach stabilizacji, sprzedaż wzrosła. Koncerny tytoniowe tłumaczą to wysychaniem źródeł nielegalnego zaopatrzenia. Rośnie skuteczność walki państwa z przemytem i nielegalną produkcją papierosów. – Sporo papierosów napływa do Polski z Ukrainy. Przywożą je osoby pracujące w naszym kraju, na handel, ale i do własnego użytku. Coraz częściej Ukraińcy zapuszczają u nas korzenie i zamiast przemycać, wolą kupować papierosy z polskich legalnych źródeł – wyjaśnia jedną z przyczyny wzrostu sprzedaży Adam Suchenek, rzecznik Philip Morris Polska.

Polska branża tytoniowa drży jednak, bo gromadzą się nad nią ciemne chmury. Od 2013 r. akcyza tytoniowa utrzymywała się na stałym poziomie, jednak już w 2017 r. zapadła decyzja o jej podwyżce o 3 proc. Branża rzuciła na front wszystkie siły, by przekonywać polityków, że taka operacja się nie opłaci. W tej wojnie aktywnie uczestniczyli też polscy plantatorzy tytoniu, których los jest zależny od powodzenia big tobacco. Mamy uprawy o powierzchni ponad 12 tys. ha, prowadzone przez 6,5 tys. rolników.

Tłumaczono, że podwyżka sprawi, iż cena paczki papierosów wzrośnie o ok. 60 gr. Niby niewiele, ale nie dla słabo zarabiającego nałogowego palacza. Może stać się to impulsem dającym nowe życie tytoniowemu podziemiu. Nie zapobiegnie temu nawet wprowadzany właśnie unijny system śledzenia wyrobów tytoniowych Track&Trace, który teoretycznie ma zapewnić kontrolę nad każdą paczką papierosów będącą w obrocie. W efekcie może się okazać, że zamiast przewidywanego wzrostu wpływów (o ponad 0,5 mld zł) nastąpi spadek. Dziś tytoń daje budżetowi 19 mld zł z akcyzy, a razem z VAT 25 mld zł. Udział podatków w cenie paczki to ok. 80 proc. Walka przyniosła taki efekt, że podwyżka podatku została odłożona do lipca przyszłego roku.

Najwięcej emocji wzbudziła zapowiedź jednoczesnego objęcia akcyzą e-papierosów i nowatorskich wyrobów tytoniowych. Tak ustawa o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych nazywa owoce trwającej rewolucji technologicznej. Na rynku jest już wiele urządzeń i produktów będących alternatywą dla tradycyjnych papierosów i wciąż rodzą się nowe. Wszystkie umożliwiają aplikowanie nikotyny do płuc bez konieczności wdychania kancerogennego papierosowego dymu, groźnego nie tylko dla palacza, ale i otoczenia. Dotychczas nie były obłożone akcyzą, gdyż panowało przekonanie, że to nie używka, ale środek terapeutyczny pomagający osobom uzależnionym rzucić palenie.

Najpopularniejsze są dziś elektroniczne papierosy – niewielkie inhalatory, do których wlewa się specjalny płyn, z angielska zwany liquidem. Zawiera on wodny roztwór nikotyny oraz rozmaitych dodatków chemicznych, substancji smakowych i zapachowych. Wybór jest ogromny. Od tradycyjnego aromatu tytoniowego lub mentolowego po najdziwniejsze – truskawkowe, jabłkowe, kawowe, a nawet gumy balonowej czy mleka. Użytkownik e-papierosa inhaluje się oparami uwalnianymi dzięki ukrytej w urządzeniu grzałce, zasilanej z akumulatorka. Procesem steruje układ elektroniczny, który czuwa nad temperaturą, ciśnieniem, dozowaniem dawek pary i jej odpowiednim aerozolowaniem.

Pierwsze e-papierosy powstawały w latach 60. ubiegłego stulecia, ale nie zachwyciły palaczy i koncerny szybko z nich zrezygnowały. Na nowo odkryli je Chińczycy i tym razem przyjęły się na dobre. Big tobacco długo lekceważyły tytoniową rewolucję. Dlatego e-papierosy stały się domeną niewielkich firm dostarczających liquidy do urządzeń made in China.

W Polsce rynek e-papierosów zawojowali młodzi przedsiębiorcy Dawid Urban i Miłosz Dziurłaj, którzy w 2005 r. założyli firmę CHIC i stworzyli sieć sklepów eSmoking World, z czasem zaczęli też wytwarzać liquidy. Moda na e-papierosy uczyniła z nich multimilionerów. W 2015 r. British American Tobacco kupiła od nich grupę CHIC. – Jako jedyny koncern tytoniowy BAT ma w Polsce nowoczesną fabrykę płynów do papierosów elektronicznych, która zaopatruje sieć eSmoking World oraz sieci partnerskie w Polsce i na kilku rynkach zagranicznych. W Poznaniu działa laboratorium BAT, pracujące nad rozwojem papierosów elektronicznych – wyjaśnia Estera Józefowicz z BAT Polska. Dzięki tej transakcji połowa polskiego rynku e-papierosów należy do BAT.

Trochę zawracania głowy

E-papierosy są wyrobami o obniżonej szkodliwości, ale problemem są płyny wykorzystywane w urządzeniach, różnej jakości, często samodzielnie komponowane przez użytkowników z rozmaitych składników. To może być czasem niebezpieczne – wyjaśnia Adam Suchenek. Dlatego Philip Morris postawił na inny typ urządzeń opartych na podgrzewaniu tytoniu. Promuje własny podgrzewacz IQOS. Użytkownik inhaluje się oparami uwalnianymi z wkładu przypominającego papierosa. To odpowiednio spreparowany tytoń, z którego po podgrzaniu do 300 stopni wydziela się aerozol z nikotyną. Zawiera on ok. 90 proc. mniej szkodliwych substancji niż dym papierosowy. – Nie zachęcamy nikogo do palenia, ostrzegamy przed skutkami i namawiamy do rzucenia. Jeśli jednak ktoś jest uzależniony od nikotyny, to lepszym rozwiązaniem od palenia jest używanie urządzeń podgrzewających tytoń – zapewnia Suchenek.

Philip Morris International, największy z big tobacco, w konstruowanie nowego urządzenia zainwestował ponad miliard dolarów. IQOS nie jest zresztą jedynym tego typu produktem. Swój podgrzewacz o nazwie glo wprowadził BAT. Koncern Japan Tobacco ma podgrzewacz Ploom Tech, a niedawno ogłosił, że zainwestuje 100 mln dol. w rozwój polskiej fabryki produkującej kapsułki tytoniowe.

E-papierosy i podgrzewacze tytoniu obok zalet mają i wady. Wymagają zainwestowania w drogi sprzęt (IQOS w zależności od modelu kosztuje 150–400 zł, glo – 130 zł). Jest trochę zawracania głowy z obsługą, ładowaniem baterii, pilnowaniem materiałów eksploatacyjnych itd. Dostarczają wprawdzie nikotynę, ale zmuszają palacza do zmiany rytuałów. Dlatego Philip Morris wprowadza kolejne produkty o obniżonej szkodliwości, w użytkowaniu bardziej zbliżone do tradycyjnych papierosów.

Takie imitacje w przypadku e-papierosów usiłowano stosować już dawno. Pierwsze urządzenia przypominały atrapę papierosa, miały nawet czerwoną diodę na końcu, imitującą żarzący się popiół. Teraz jednak wchodzi TEEPS, który jest rodzajem jednorazowego papierosa podgrzewanego. Użytkownik podpala zapalniczką końcówkę z wkładem z węgla drzewnego, a ten nie spala tytoniu, tylko zapewnia ciepło uwalniające nikotynę. Koncern testuje też inne rozwiązania, jak choćby podgrzewacze soli nikotyny.

Ponad 2 proc. dorosłych Polaków korzysta dziś z e-papierosów, a nieco ponad 1 proc. z urządzeń podgrzewających tytoń. Dominują ludzie młodzi, wykształceni, o wyższym statusie majątkowym. Większość deklaruje, że traktuje to jako drogę do całkowitego rozstania z nikotynowym nałogiem.

Dlatego trzy koncerny tytoniowe produkujące nowatorskie urządzenia naciskają, by państwo, w interesie zdrowia obywateli, zrezygnowało z akcyzy i zezwoliło im na informowanie konsumentów o tym, że są to produkty dostarczające do organizmu o 90–95 proc. mniej szkodliwych substancji niż papierosy. Przeciwny jest Imperial Tobacco, który pozostaje przy tradycyjnych papierosach i nie chce, by konkurenci wykorzystali taką furtkę do reklamy, która w przypadku tytoniu jest surowo zakazana. Walka idzie też o akcyzę, która może zniechęcić palaczy do sięgania po nowatorskie wyroby. Dziś paczka 20 jednorazowych tytoniowych wkładów do podgrzewacza kosztuje bez akcyzy tyle, ile paczka papierosów z akcyzą.

Spór dotyczy tego, na ile bezpieczniejsza jest tytoniowa alternatywa. Bo tego, że jest całkowicie bezpieczna, nie twierdzą nawet sami producenci. Eksperci przyznają, że zdrowotne skutki vapowania, jak nazywa się wdychanie oparów tytoniu, poznamy po latach. Wątpliwości budzą rozmaite substancje dodawane przez producentów do tytoniu. W USA żywe jest wspomnienie afery, kiedy okazało się, że wielcy producenci papierosów tak preparowali tytoń, by zmienić jego pH, bo wtedy nikotyna była intensywniej wchłaniana przez płuca palacza, powodując szybsze i silniejsze uzależnienie.

Na razie jest zbyt mało niezależnych badań naukowych, bo te, które się pojawiają, najczęściej przygotowywane są na zamówienie firm tytoniowych. Amerykańska Agencja Żywności i Leków FDA zapowiedziała, że dopiero w 2022 r. dokona ostatecznej oceny e-papierosów. A są one w USA niezwykle popularne, głównie za sprawą sukcesu urządzeń Juul. Niewielkie, ładowane z gniazda USB, przypominają komputerowe gadżety. Pojawiły się niedawno i wśród młodych Amerykanów zapanowała na nie taka moda, że dziś mówi się o zjawisku juulingu. W Europie Juul jeszcze się nie pojawił ze względu na wyjątkowo wysokie (30 proc.), niedopuszczalne w UE, stężenie nikotyny.

Jedno na razie jest pewne: e-papierosy nie są ścieżką wyjścia z tytoniowego nałogu. W Polsce zaledwie 16 proc. tych, którzy przestawili się z palenia na vapowanie, osiągnęło sukces. Pozostali wrócili do papierosów lub równolegle palą i vapują. W przypadku podgrzewaczy tytoniu trudno jeszcze o jednoznaczną ocenę, bo zbyt krótko są na rynku. Mimo to z badania CBOS wynika, że statystycznie dużo większe powodzenie osiągają użytkownicy podgrzewaczy tytoniu niż e-papierosów.

Modny wygląd i cukierkowe smaki

Ponad 5 proc. dorosłych Polaków deklaruje, że w przeszłości używało e-papierosów, choć dziś robi to tylko ok. 2 proc., co może świadczyć o ich malejącej popularności. O ile starsi użytkownicy e-papierosów zaczynali nałóg od tradycyjnych papierosów, o tyle wśród młodych palaczy coraz więcej jest takich, którzy zaczynali od e-papierosów. Powód jest prosty – środowiskowa moda, dla której wielu młodych gotowych jest zrobić wszystko.

Producenci sprzętu dbają o jego modny wygląd, zaś wytwórcy liquidów do e-papierosów starają się kokietować młodego odbiorcę, oferując mu cukierkowe smaki, przypominające dziecięce łakocie, i nadając zgrywne nazwy w rodzaju: Lolitka, Anna’s Ass, Black Puss, Blachara. Choć przemysł tytoniowy mówi o rewolucji, a Jacek Olczak, dyrektor ds. operacyjnych w Philip Morris International, publicznie deklaruje, że w dającej się przewidzieć przyszłości koncern całkowicie zaprzestanie produkcji papierosów, na razie wygląda na to, że mamy do czynienia z kolejną odmianą nikotynowego uzależnienia. Papierosy tak szybko nie znikną.

***

Udziały firm big tobacco w polskim rynku tytoniowym w 2018 r. (w proc.)
Philip Morris International ... 38
British American Tobacco ... 30
Japan Tobacco International ... 18
Imperial Tobacco Group ... 14
Źródło: Dane producentów.

Spór dotyczy tego, na ile bezpieczniejsza jest tytoniowa alternatywa. Bo tego, że jest całkowicie bezpieczna, nie twierdzą nawet sami producenci.Adrian Ślązok/Reporter/EAST NEWSSpór dotyczy tego, na ile bezpieczniejsza jest tytoniowa alternatywa. Bo tego, że jest całkowicie bezpieczna, nie twierdzą nawet sami producenci.
Polityka 24.2019 (3214) z dnia 11.06.2019; Rynek; s. 41
Oryginalny tytuł tekstu: "Parapalacze"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama