Jak podał wczoraj serwis „The Information”, firma Lime – światowy lider współdzielonych elektrycznych hulajnóg – planuje zamknąć ten rok stratą ponad 300 mln dol. przy przychodach wynoszących 420 mln dol. Mówiąc prościej, wpływy pokryją niespełna 60 proc. wydatków. Także najpoważniejszy rywal Lime’a Bird jest mocno pod kreską. Oficjalnych danych żadna z wypożyczalni nie publikuje, ale wszystkie przecieki wskazują, że to biznes mocno deficytowy. Chociaż hulajnogi pojawiają się w kolejnych miastach, a zatem rośnie skala działalności, na razie żaden start-up nie jest w stanie znaleźć recepty na finansowy sukces przedsięwzięcia.
Czytaj także: Kłopotliwe publiczne hulajnogi elektryczne
Lime, Bird czy Hive mają ciężkie życie na polskich ulicach
Powodów jest kilka. Pierwszy to zażarta konkurencja między samymi wypożyczalniami – w dużych miastach działa przynajmniej po kilka sieci, co uniemożliwia podniesienie cen i zmusza rywali do organizowania ciągłych promocji. Same hulajnogi zużywają się znacznie szybciej, niż zakładano, bo użytkownicy o nie specjalnie nie dbają, a baterie często padają łupem złodziei.
Do tego część miast (np. Paryż) ma już dosyć blokowania chodników i chce wprowadzić płatne koncesje dla operatorów. Zajmowanie przestrzeni publicznej przez pojazdy będzie kosztować, a to dodatkowy wydatek, którego dotąd wypożyczalnie w ogóle nie musiały uwzględniać.
Czytaj także: Szybka jazda hulajnogą po chodniku? Zagrożenia są niemałe
Hulajnogi nie stały się alternatywą dla zbiorkomu
Jednak najpoważniejszym problemem jest to, że chociaż hulajnogi elektryczne na pewno rzucają się w oczy i wywołują emocje (zarówno pozytywne, jak i negatywne), to wcale nie stały się zapowiadaną rewolucją w miejskiej mobilności. Świetnie nadają się do jazdy rekreacyjnej i w tym celu głównie się ich używa, ale nie są żadną alternatywą dla transportu zbiorowego ani nawet roweru. A to oznacza, że krąg osób często z nich korzystających, czyli wydających na nie sporo pieniędzy, pozostanie raczej niewielki. Inaczej niż miejskie rowery takie hulajnogi nie mogą liczyć na publiczne dotacje. A jako przedsięwzięcie komercyjne okazują się nieopłacalne.
Jeśli zatem inwestorzy przestaną dokładać kolejne setki milionów dolarów do Lime’a, Birda, Hive’a i innych wypożyczalni, elektryczne jednoślady mogą bardzo szybko zniknąć z naszych ulic.