Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

PiS wycofuje projekt likwidacji 30-krotności. Lewica zgłasza swój

Jarosław Gowin i Jarosław Kaczyński Jarosław Gowin i Jarosław Kaczyński Mateusz Wlodarczyk / Forum
Partia Jarosława Kaczyńskiego liczyła, że jeśli Jarosław Gowin i posłowie Porozumienia się zbuntują, to jej projekt zniesienia limitu składek dla najlepiej zarabiających poprą posłowie Lewicy. Nic z tego.

Przeliczyliśmy się, nic na siłę – mówili politycy PiS na gorąco w Sejmie. – Będziemy ten pomysł teraz szeroko konsultować, skoro wywołał taką dyskusję – dopowiadała Anita Czerwińska, rzeczniczka PiS.

W ubiegłym tygodniu partia Kaczyńskiego niepodziewanie zgłosiła projekt o likwidacji tzw. 30-krotności w systemie emerytalnym. Niespodziewanie, bo kilka tygodni przed wyborami prezydent wysłał sygnał, że taką ustawę zawetuje, a zdecydowanie przeciwny pomysłowi był także Jarosław Gowin, który ma w Sejmie 18 posłów.

Czytaj także: Co czeka obecnych i przyszłych emerytów? Przewodnik po zmianach 2019/2020

Bez porozumienia z Porozumieniem

Zasada 30-krotności ma już ponad 20 lat. Polega na tym, że składki emerytalne płaci się do momentu, gdy pracownik zarobi w roku kalendarzowym wysokość 30 średnich pensji (dziś to 142 tys. 950 zł). Od tego momentu składki nie są odciągane. Ma to uchronić system od wypłaty w przyszłości bardzo wysokich emerytur najlepiej zarabiającym.

PiS chciało pobierać składki od najbogatszych przez cały rok, bo brakuje mu pieniędzy w budżecie, a dzięki likwidacji 30-krotności zyskałby 7,1 mld zł na spełnienie obietnic wyborczych. Jednak duże, zatrudniające wysoko wykwalifikowanych specjalistów firmy szacowały, że zmusi je to do podniesienia kosztów pracy co najmniej o jedną dziesiątą. Dlaczego? Bo specjaliści zażądają podwyżek, żeby zrekompensować sobie mniejsze zarobki. Przeciwne były też związki zawodowe, w tym „Solidarność”.

Czytaj też: Co z limitem 30-krotności?

Sprzeciw Gowina w PiS traktowano jako licytację, bo wciąż jest do rozdania sporo stanowisk po wyborach, a lider Porozumienia – przypominali - wiele razy głosował tak, jak PiS chciał, choć „nie cieszył się”. – Wicewojewodowie, spółki, agencje, zarządy województw – wyliczał „Polityce” rozmówca z PiS. – Gowinowcy wysoko licytują i mają nadzieję, że za poparcie ustawy o zniesieniu limitu damy im więcej stanowisk – dodawał. Ale kiedy PiS projekt wprowadził do Sejmu, posłowie Porozumienia twardo deklarowali, że ręki za likwidacją 30-krotności nie podniosą. „Jeżeli doszłoby do głosowania, to wszyscy posłowie Porozumienia zagłosują przeciwko temu. To jest jednoznaczne stanowisko” – tak mówił w TOK FM prof. Wojciech Maksymowicz, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.

A co z Andrzejem Dudą? Jeszcze w połowie tygodnia wydawało się, że premier Mateusz Morawiecki i prezes Jarosław Kaczyński przekonali go do podpisania ustawy, jeśli udałoby się ją przegłosować. Spotkali się z nim w Belwederze w środę wieczorem.

Lewica nie pomogła

PiS liczył, że jeśli Gowin i posłowie Porozumienia się zbuntują, to pomysł zwiększenia obciążeń najlepiej zarabiających poprą posłowie Lewicy. Jeszcze w czwartek poseł Krzysztof Gawkowski mówił w TOK FM: „O zniesieniu limitu 30-krotności możemy rozmawiać, bo nikt nie twierdzi, że nie powinniśmy rozmawiać o tym, aby bogatsi płacili wyższe podatki. Jesteśmy w tej sprawie przed dyskusją. W klubie jest część takich parlamentarzystów, że ten projekt po modyfikacjach można przyjąć”.

W poniedziałek po wieczornym spotkaniu Lewica ogłosiła, że ma wspólne stanowisko, ale ujawni je dopiero we wtorek. Już po ogłoszeniu decyzji PiS o wycofaniu projektu Włodzimierz Czarzasty (SLD) mówił na konferencji w Sejmie: – W poniedziałek przyjęliśmy jednomyślnie własny projekt ustawy o zniesieniu 30-krotności i zdecydowaliśmy, że wszyscy członkowie klubu Lewica głosowaliby przeciw projektowi partii Jarosława Kaczyńskiego.

Czytaj też: Kim jest Tadeusz Kościński, nowy minister finansów?

Co jest w projekcie Lewicy dot. 30-krotności?

Magdalena Biejat, szefowa sejmowej komisji rodziny i polityki społecznej, tłumaczyła, że różnice w porównaniu z projektem PiS są dwie. Po pierwsze, Lewica chce wprowadzić emeryturę minimalną w wysokości 1600 zł. – Dzięki temu dwa miliony Polaków, które dziś nie mają prawa do świadczenia lub mają je groszowe, zyskałoby możliwość godnego życia. Pieniądze zaoszczędzone z likwidacji limitu zostałyby w systemie, a nie poszły na łatanie dziury budżetowej przez partię rządzącą – mówiła Biejat.

Drugi pomysł Lewicy to wprowadzenie emerytury maksymalnej w wysokości 15,6 tys. zł. – Liczymy, że pani marszałek nada naszemu projektowi bieg i rozpocznie konsultacje. Wychodzimy z kontrpropozycją konstruktywną. Żadnego zasypywania budżetu, tylko kasa z 30-krotności ma iść na emerytury. Czy PSL i PO nas poprą? Jeśli nie, to pójdzie na ich rachunek – stwierdził Czarzasty.

Wycofanie naszego projektu likwidującego 30-krotność składki ZUS nie zagrozi realizacji wydatków budżetowych – przekonywał we wtorek poseł PiS Marcin Horała. Czy jego partia poprze projekt Lewicy? – To już jest pytanie do władz klubu – odpowiedział.

Czytaj też: PiS łamie obietnicę i zawodzi emerytów. I co z tym fantem zrobi?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną