Podatek akcyzowy od używek to wyjątkowo pewne źródło dochodów budżetowych. Z alkoholu i papierosów Polacy rezygnują niechętnie, nawet jeśli muszą za nie więcej płacić. W ubiegłym roku palacze dostarczyli budżetowi blisko 20 mld zł, zaś konsumenci alkoholi 11,8 mld zł. Z tego na mocne trunki przypadało 7,8 mld zł, na piwo 3,5 mld zł, zaś na wina i pozostałe napoje alkoholowe 0,4 mld zł. Nic więc dziwnego, że rząd, rozglądając się za nowymi źródłami dochodów, w pierwszej kolejności na celownik wziął używki. Zwłaszcza że z innymi planowanymi w przyszłym budżecie wpływami pojawiły się problemy. A obietnic w kampanii wyborczej padło co niemiara. Dlatego w trybie obiegowym, bez konsultacji z zainteresowanymi, rząd przyjął projekt ustawy przewidujący wzrost akcyzy o 10 proc. Ten zabieg w skali roku ma przynieść 1,7 mld zł.
Dla branży tytoniowej i producentów alkoholu to był szok. – Kiedy przekazaliśmy tę wiadomość do centrali naszego koncernu, w pierwszej chwili nie mogli zrozumieć, co się u nas dzieje. Jak to możliwe, że tak poważne decyzje zapadają z zaskoczenia, na miesiąc przed wejściem w życie nowych podatków – tłumaczy jeden z menedżerów koncernu tytoniowego.
Podwyżka była wprawdzie zapowiadana już kwietniu, ale nie taka. „Wieloletni plan finansowy państwa na lata 2019–2022”, który przeszedł konsultacje społeczne, zakładał wzrost akcyzy o 3 proc., co według Ministerstwa Finansów wynikało ze wzrostu inflacji. „Ostatnia zmiana akcyzy dla alkoholu etylowego miała miejsce 1 stycznia 2014 r. i wynosiła 15 proc., zaś dla papierosów i tytoniu do palenia ok. 5 proc.” – przekonywano. Nowe stawki akcyzowe na alkohol miały dać budżetowi w 2020 r. dodatkowo 353 mln zł, a na wyroby tytoniowe, susz tytoniowy i tzw.