Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Jerzy Kwieciński prezesem PGNiG, czyli gaz dla premiera

Jerzy Kwieciński Jerzy Kwieciński Kancelaria Prezesa RM
Jerzy Kwieciński, były minister finansów, a wcześniej inwestycji i rozwoju, został nowym prezesem PGNiG. To wiadomość, która zapewne bardziej zainteresuje pisoznawców i analityków sceny politycznej niż inwestorów giełdowych i ludzi z branży gazowej.

O tym, że Jerzy Kwieciński ma zostać szefem jakiejś dużej i bogatej spółki państwowej, spekulowano już od listopada, gdy niespodziewanie okazało się, że w nowym rządzie nie będzie ministrem finansów jak w poprzednim. Dla wszystkich było jasne, że bliski współpracownik Morawieckiego, chwalony za sprawność i kompetencję, czeka na inne odpowiedzialne stanowisko. Przymierzano go do różnych spółek, ale wkrótce stało się jasne, że premier chce go umieścić w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie. Tu akurat dobiegła końca kadencja zarządu kierowanego przez Piotra Woźniaka i ogłoszono konkurs na następcę.

Czytaj także: Kim jest Tadeusz Kościński, nowy minister finansów?

Konkursy w spółkach skarbu państwa to rodzaj teatru udającego realia spółek prywatnych. Zgłaszają się rozmaici kandydaci, rada nadzorcza ich egzaminuje, a potem wybiera zgodnie z zasadą: „mogą wybierać, jak chcą, byle wybrali, kogo trzeba”. Tak było zawsze, za czasów PiS może nawet rzadziej, bo Kaczyński nie widział potrzeby teatralizacji procesów decyzyjnych. Wszyscy wiedzieli, że te i tak ostatecznie zapadają w jego gabinecie. Prezesi zmieniali się z dnia na dzień (najczęściej w Enerdze), nikt nie wyjaśniał, dlaczego, nikt też sobie nie zawracał głowy jakimiś kadencjami czy konkursami.

Zawodnik wagi ciężkiej kontra pisowski neofita

Tymczasem w PGNiG rzeczywiście doszło do konkursu, przy czym nie był to konkurs taki jak podczas normalnej rekrutacji na najwyższe stanowiska w gospodarce. To był konkurs o charakterze politycznym, bo głównym rywalem Kwiecińskiego był dotychczasowy prezes Piotr Woźniak. To polityczny zawodnik wagi ciężkiej, były minister gospodarki w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Ma spore doświadczenie menedżerskie, a na dodatek jest geologiem, specjalistą w branży gazowej. To był rzadki przypadek obsadzenia państwowej spółki zgodnie z kompetencjami.

Woźniak robił wszystko, co należało do prezesa z nadania PiS – darł koty z Rosjanami, a w końcu wypowiedział kontrakt Jamalski, zabiegał o kontrakty na amerykański LNG, szukał gazu w Norwegii, czcił żołnierzy wyklętych, wspierał Polską Fundację Narodową. PGNiG miał też niezłe wyniki finansowe także dlatego, że PiS, zmieniając prawo, uniemożliwił działalność jakiejkolwiek konkurencyjnej firmy. A monopol – wiadomo – to kura znosząca złote jaja.

Woźniak liczył, że wszystko to przesądzi o jego zwycięstwie. Tymczasem przegrał w starciu z pisowskim neofitą, wprawdzie doświadczonym urzędnikiem, ale człowiekiem, który nigdy nie kierował żadnym przedsiębiorstwem. No i oczywiście nigdy nie miał nic wspólnego z branżą. Co więc zadecydowało o tym zwycięstwie? Odpowiedź nasuwa się sama: zmienił się układ na szczytach władzy. Premierowi Morawieckiemu udało się przyłączyć do swego dominium wielką i bogatą spółkę, którą dotychczas rządzili ludzie Piotra Naimskiego wraz z ludźmi Zbigniewa Ziobry.

Woźniak, żołnierz Naimskiego

Piotr Naimski to jedna z najbardziej tajemniczych postaci polskiej polityki. Człowiek cienia, rzadko pokazujący się publicznie i stroniący od kamer. Zajmuje pozornie drugorzędne stanowiska. W rządzie Kaczyńskiego był wiceministrem gospodarki, teraz jest ministrem- pełnomocnikiem rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej. Jednak od dwóch dekad to on, guru od spraw energetyczno-gazowych, określa politykę PiS w tym obszarze. Jedną z jego idée fixe był gazociąg Baltic Pipe. Trzy razy próbował doprowadzić do jego realizacji – za czasu rządów AWS, pierwszego PiS i obecnie, kiedy jest najbliżej sukcesu.

Przez lata zbudował sobie zespół uczniów-menedżerów, którzy idą za nim, bo wierzą w jego teorie i są gotowi je realizować na stanowiskach, które im powierzy. Naimski był w stanie swoimi ludźmi obsadzać gospodarkę i administrację nie tylko w czasach AWS i pierwszego rządu PiS, ale także rządu PO-PSL i oczywiście obecnie.

Woźniaków dwóch. Który pilnuje którego?

Właśnie Piotr Woźniak był takim uniwersalnym żołnierzem Naimskiego rzucanym na różne odcinki. Towarzyszy mu zwykle Maciej Woźniak. Zbieżność nazwisk jest przypadkowa, ale poglądów już nie. Maciej, młodszy o pokolenie, w branży zwany „małym Woźniakiem”, nie odstępuje „dużego”. Kiedy duży był ministrem, mały był dyrektorem departamentu, kiedy duży był wiceministrem, mały był jego doradcą, kiedy duży został prezesem PGNiG, mały został wiceprezesem. Ludzie z branży spekulowali, który tak naprawdę jest ważniejszy. Były podejrzenia, że mały w imieniu Naimskiego po prostu pilnował dużego. Teraz oczywiście obaj stracili stanowiska w PGNiG.

Stracił je także wiceprezes Łukasz Korpolewski, który zdobył je dzięki związkom z Ziobrą.

Upadek Woźniaków, słabnąca pozycja Naimskiego

Upadek Woźniaków to świadectwo słabnącej pozycji Piotra Naimskiego, polityka od ponad pół wieku blisko związanego z Antonim Macierewiczem. Naimski to polityk najstarszego pokolenia, który w ostatnich wyborach startował nie jak zwykle z nowosądeckiego, ale z Warszawy. I do Sejmu się nie dostał, co podkopało jego pozycję. Na dodatek z okolic Nowogrodzkiej pojawiły się przecieki, że Woźniak miał jakieś konflikty z wpływowymi politykami PiS, i to ostatecznie zadecydowało, że prezes postanowił podarować PGNiG premierowi. Dzięki temu Morawiecki mógł tam ulokować swojego człowieka, mógł też pozbyć się ziobrysty Korpolewskiego.

Posada szefa PGNiG jest formą finansowej gratyfikacji, bo mający już swoje lata Kwieciński będzie mógł zbudować sobie fundusz na godną emeryturę, jak wcześniej przyjaciel Kaczyńskiego Wojciech Jasiński w Orlenie. Premier zaś będzie mógł powiększyć swoje dominium w gospodarce i poszerzyć grono zaufanych, którym zapewni wysokopłatne posady. I dzięki temu w przyszłości myśleć o samodzielnej pozycji w polityce.

Czytaj także: Ile i jak PiS daje zarobić zaufanym ludziom prezesa Kaczyńskiego?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną