Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Wirus przemeblowuje niebo. Jak sobie radzą linie lotnicze?

Pustki na terminalu lotniska w Los Angeles Pustki na terminalu lotniska w Los Angeles Lucy Nicholson / Forum
Część linii lotniczych pandemii nie przeżyje, innym będą musiały pomóc rządy. Zakup niemieckiego Condora przez Lot staje pod znakiem zapytania.

Decyzja Donalda Trumpa o zamknięciu Stanów Zjednoczonych dla pasażerów ze strefy Schengen, czyli 26 europejskich krajów, to kolejny cios dla branży lotniczej. Złe informacje nadchodzą praktycznie z każdej strony – ruch do Włoch i wewnątrz tego kraju zamarł, minie sporo czasu, zanim przywrócone zostaną połączenia do Chin, nie ma nawet po co latać do Izraela, który wprowadził dla wszystkich cudzoziemców obowiązkową kwarantannę. Linie każdego dnia odchudzają rozkłady, odwołują połączenia i uziemiają samoloty.

Flybe pierwszą ofiarą, Norwegian i Alitalia w kolejce?

W ten sposób można funkcjonować tylko na krótką metę. Brytyjski regionalny przewoźnik Flybe, który upadł na początku miesiąca, został szybko nazwany pierwszą ofiarą koronawirusa. W rzeczywistości miał już bardzo poważne problemy, a rząd nie zdecydował się go ratować. Jeśli inne państwa postąpią podobnie, w najbliższych tygodniach może czekać nas fala bankructw na europejskim niebie. Pierwszym kandydatem wydaje się Norwegian, który i tak wdrażał ostatnio program naprawczy. Linia mocno ucierpi z powodu drastycznego ograniczenia ruchu między Europą a USA. W jeszcze gorszej sytuacji jest Alitalia, od dawna latająca tylko dzięki państwowej kroplówce.

Najpotężniejsi gracze, tacy jak Ryanair, easyJet oraz grupa Lufthansy, IAG (British Airways z Iberią) i Air France/KLM, mają na tyle silną pozycję i spore rezerwy gotówki, że im na razie nic nie grozi. Po cichu liczą, że wirusowe zamieszanie wzmocni ich i pozwoli zająć miejsce po upadających liniach. Cieszą się z decyzji Komisji Europejskiej, która obiecała zawiesić przepisy dotyczące używania slotów (przydzielonych czasów startów) na popularnych lotniskach. Dotąd linie decydowały się na uruchomianie nawet prawie pustych lotów, bo zgodnie z obowiązującymi zasadami: kto nie wykorzystuje przyznanego slotu w 80 proc., ten może go stracić. Tymczasem w przypadku zapchanych lotnisk, jak londyńskie Heathrow, sloty są na wagę złota.

Czytaj też: Infodemia, uboczny skutek wirusa. Świat wpadł w panikę

Jak sobie poradzi Lot?

Jednak takie wsparcie linii, chociaż słuszne, a nawet spóźnione, może okazać się niewystarczające. Zwłaszcza w przypadku mniejszych przewoźników, którzy nie mają dużych rezerw finansowych. Nasz Lot również może łatwo wpaść w kłopoty, zwłaszcza po zamknięciu rynku amerykańskiego. Przewoźnik w ostatnich latach był co prawda na plusie, ale nie ma znacznych rezerw gotówki. Do tego pod znakiem zapytania staje przejęcie przez niego niemieckich linii Condor. Według „Spiegla” może ono nie dojść do skutku, bo wycena Condora dzisiaj byłaby znacznie niższa niż jeszcze kilka tygodni temu.

Sam Lot zaczął zawieszać nie tylko połączenia do Włoch czy Chin, ale również inne, np. na lotnisko Londyn City. Teoretycznie nie może liczyć na pomoc publiczną, bo skorzystał z niej w 2012 r., a unijne przepisy wykluczają ponowne wsparcie przynajmniej przez 10 lat. W praktyce może być inaczej, bo nadzwyczajna sytuacja wymusza nadzwyczajne rozwiązania. Bardzo możliwe, że państwa unijne uzgodnią zasady wyjątkowego wspierania linii w tym trudnym dla nich okresie. Tak właśnie zrobiły władze chińskie. Znacznie obniżają opłaty lotniskowe, wspierają finansowo swoje linie i kuszą ulgami tych przewoźników, którzy szybko zdecydują się wznowić połączenia do Państwa Środka.

Czytaj także: Covid-19. Najgorsze już za Chinami?

Tracą nie tylko przewoźnicy. Czy KE pomoże także pasażerom?

Najbardziej poszkodowani są dziś pasażerowie, bo nie ma wspólnych zasad anulowania biletów czy zmian rezerwacji. Podczas gdy większość linii sieciowych, jak Lufthansa czy Lot, zachęca do podróży, obiecując możliwość bezpłatnej zmiany terminu wylotu, przewoźnicy zwani tanimi, jak Ryanair czy Wizz Air, są dużo bardziej bezwzględni. Jeśli nie odwołują lotów zgodnie z wytycznymi władz, pasażerowie muszą albo wykorzystać rezerwację, albo tracą pieniądze. Komisja Europejska żadnych wyjątkowych rozwiązań pod tym względem nie wprowadziła. A szkoda, bo w ten sposób chęć rezerwowania biletów w tym bardzo niepewnym momencie jest jeszcze mniejsza. Liczba pasażerów nawet między krajami w niewielkim stopniu dotkniętymi koronawirusem dramatycznie spada, a linie liczą straty.

Zapomnieliśmy o 737 Max

Chaos ma tylko jedną dobrą stronę – nagle wszyscy zapomnieli o problemach z dostawami boeingów 737 max. Niedawno minęła pierwsza rocznica katastrofy samolotu linii etiopskich, po której wszystkie egzemplarze zostały uziemione. Jeszcze kilka tygodni temu wielu przewoźników narzekało na ich brak i tłumaczyło, że nie mogą uruchamiać nowych połączeń. Dzisiaj wszyscy mają w swojej flocie za dużo, a nie za mało maszyn do zaspokojenia bieżących potrzeb. Myślą nie o rozwoju, a o tym, jak przetrwać najbliższe tygodnie i znaleźć chętnych do podróży.

Czytaj też: Produkcja Boeinga 737 Max w końcu wstrzymana. Kto na tym straci?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną