Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Trafił Ziobro na Sasina. Karuzela stanowisk w spółkach

Zbigniew Ziobro i Jacek Sasin Zbigniew Ziobro i Jacek Sasin Andrzej Hulimka / Forum
Wirus wirusem, a życie w spółkach skarbu państwa toczy się tradycyjnym rytmem – trwa karuzela kadrowa. A do zmian dochodzi tradycyjnie nocą.

W ostatnich dniach rada nadzorcza PZU odwołała prezesa Pawła Surówkę, zastąpiła go Beata Kozłowska-Chyła. Wymiany dokonano tradycyjnie w środku nocy. Los Surówki ważył się do ostatnich dni. Prezes liczył, że publikując znakomite ubiegłoroczne wyniki finansowe (3,3 mld zł zysku netto, sprzedaż Grupy PZU 24,2 mld zł) i odpowiednio to nagłaśniając, stanowisko ocali. Okazało się, że wyniki to nie wszystko. Musiał podać się do dymisji. Po nim do dymisji podał się jeszcze Roman Pałac, prezes PZU Życie.

To powyborcze wtórne ruchy tektoniczne. Ścierają się frakcje najważniejszych polityków PiS i Zjednoczonej Prawicy, tworzą się nowe sojusze i doraźne koterie. Toczy się walka o posady, astronomiczne pensje i kontrakty dla zaprzyjaźnionych firm. Bo bez tego nie ma dziś polityki. Swojsi zastępują swoich, oceniani nie wiadomo przez kogo, usuwani i nominowani w trakcie poufnych negocjacji. Choć czasem towarzyszą temu jakieś konkursy na stanowiska prezesów i członków zarządów, to nikt nie traktuje ich poważnie, to tylko sztafaż. Nikt przecież nie odda spółki w ręce menedżera tylko dlatego, że jest fachowcem w branży i geniuszem zarządzania. Zresztą z takimi lepiej ostrożnie, bo nie wiadomo, co jeszcze wymyślą, a najważniejsze sprawy i tak są rozstrzygane w gabinetach polityków.

PZU już nie należy do Ziobry

PZU SA, jedna z najbogatszych polskich grup finansowych, tradycyjnie leży na pierwszej linii frontu walki o władzę. Od 2015 r. przez nią przebiega linia rozgraniczająca interesy PiS i Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. A ważność PZU znacznie wzrosła, gdy ubezpieczyciel wykonał zadanie odkupienia od włoskiego UniCredit Banku Pekao SA.

Ziobro dostał PZU jako jedno z dóbr lennych, choć jako minister nie mógł formalnie wykonywać tu tzw. obowiązków właścicielskich, co trochę komplikowało mu sytuację. Na czele Grupy PZU stanął jego zaufany menedżer Michał Krupiński, a patron przydzielił mu nadzorcę w postaci swego brata Witolda, formalnie jako doradcę zarządu. Żona ministra Patrycja Kotecka zadowoliła się pozornie skromną posadą szefowej marketingu w Link4, jednej ze spółek Grupy. Jak pokazały niedawne wydarzenia w Wirtualnej Polsce, stanowisko pozwala jej na sprawne zarządzanie wizerunkiem męża w mediach. Po pięciu latach, 26 marca, Kotecka weszła do zarządu Link4, co niektórzy odczytują jako odszkodowanie za straty ministra sprawiedliwości. Aby nikt nie zarzucił jej, że w tym awansie chodzi o pieniądze, poprosiła o zachowanie dotychczasowego wynagrodzenia (ok. 25 tys. zł.).

W PZU ścierały się interesy ludzi Ziobry z menedżerami, których afiliacje próbowały rozszyfrowywać media. Pojawiali się tam na początku ludzie ówczesnego ministra skarbu Dawida Jackiewicza, premier Beaty Szydło, a wreszcie Mateusza Morawieckiego, który miał od początku ambicje przejęcia PZU do swego zasobu. Okazało się, że wicepremier, a potem premier miał trochę za krótkie ręce. Wiosną 2016 r., wykorzystując chwilową nieobecność Kaczyńskiego, Morawiecki podjął nawet próbę dokonania zamachu stanu i odwołania Krupińskiego, ale nie udało się.

Państwowe spółki, czyli kto z czyjego nadania

Krupiński, choć dbał o dobre relacje z samym Kaczyńskim, narobił sobie wrogów. Udział w tym miał jego konfliktowy charakter, a okazji do konfliktów nie brakowało, bo musiał ścierać się z członkami zarządu czującymi lojalność wobec innych polityków. Za liderkę opozycji wobec prezesa uchodziła wówczas Beata Kozłowska-Chyła, ta sama, która została teraz prezesem. Radca prawny, doktor habilitowana w katedrze prawa handlowego UW, od lat jest związana z PiS. W czasach komisji śledczej ds. prywatyzacji PZU była doradczynią Przemysława Gosiewskiego. Wtedy też po raz pierwszy trafiła do PZU jako wiceprezes u boku Jaromira Netzla. Po raz kolejny pojawiła się w zarządzie po wyborach 2015 r. Wówczas zaliczano ją do nominatów ministra Jackiewicza, potem zaś, po jego zniknięciu, widziano w niej człowieka Morawieckiego. Wtedy to wchodziła w zwarcia z Krupińskim, ale ponieważ akcje Morawieckiego w PZU zniżkowały, jej kariera została przerwana. Zajmowała za to stanowisko w radzie nadzorczej Grupy Lotos.

Od tamtej pory w PZU sporo się zmieniło. Już w 2017 r. fotel prezesa zajął Surówka, wcześniej współpracownik Krupińskiego na stanowisku prezesa PZU Życie. Zmiany dokonano, oczywiście, w nocy. Sam Krupiński przeszedł do Pekao. Finansowo nie stracił, ale prestiżowo owszem, bo bank jest spółką zależną PZU.

Przetasowania świadczyły o rosnących problemach Ziobry, by utrzymać spółkę w swojej sferze wpływów. Najpierw stanowisko prezesa Pekao stracił Krupiński, potem poleciał Surówka, choć ostatnio pojawiły się informacje, że próbował się dystansować od swego protektora, by utrzymać stanowisko. Bezskutecznie. Jednocześnie pracę stracił Roman Pałac. Zastąpiła go Aleksandra Agatowska, żona Piotra Agatowskiego, socjologa, który robi dla PiS wszystkie badania.

Czytaj też: Tak Jacek Sasin rozdaje stołki

Sasin ma upilnować towarzystwo

Nocna zmiana w PZU to efekt działania ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, który konsekwentnie wymienia szefów spółek. Otrzymał zadanie odkręcania tego, co zostało zrobione w poprzedniej kadencji, gdy zlikwidowano resort skarbu i nadzór nad spółkami rozdzielano między poszczególnych ministrów. Kiedy ten system wprowadzano, premier Szydło zachwalała go jako przykład dobrej zmiany. Okazała się nie najlepsza, bo każdy minister starał się budować własne wasalne księstewko, a te ze sobą walczyły.

Kaczyński, który kocha zarządzać konfliktami, musiał się zorientować, że tych konfliktów jest już za dużo i sobie nie poradzi. Zwłaszcza że wśród menedżerów PiS wkrada się rozprężenie. Zdają sobie sprawę, że ta kadencja może być już ostatnia, dlatego coraz częściej puszczają im hamulce. To grozi lawiną afer, które posypią się, gdy i gospodarka zacznie się sypać. A koronawirus może ten proces przyspieszyć.

Sasin ma to towarzystwo upilnować, ale nie byłby politykiem, gdyby sam na tym nie chciał skorzystać. Obsadza więc część spółek swoimi ludźmi. Takim człowiekiem jest Wojciech Dąbrowski, który na fotelu prezesa Grupy PGE zastąpił Henryka Baranowskiego. Dąbrowski związany jest z Sasinem od lat, należy do jego ekipy z Wołomina. Wojciech Dąbrowski rozpoczął rządy od czyszczenia PGE z ludzi Baranowskiego i Tchórzewskiego. Tak bowiem działa karuzela kadrowa, której obroty zawsze przenoszą się na niższe piętra.

Pozbycie się Baranowskiego to operacja prowadzona przez Sasina, który czyści spółki energetyczne z ludzi byłego ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego. To kolejny przykład dobrej zmiany, z której trzeba się było wycofać. Tchórzewski stworzył superministerstwo i tak nim zarządzał, że dziś spółki elektroenergetyczne (w tym PGE) są w ciężkim położeniu. Problemów górnictwa nie udało się rozwiązać, a decyzjami inwestycyjnymi (zwłaszcza o budowie elektrowni Ostrołęka C) minister tak pogmatwał sprawy, że teraz nie wiadomo, jak z tego wybrnąć.

Czytaj też: „Narodowe czempiony”, czyli kolosy na glinianych nogach

Duet Naimski–Macierewicz idzie w odstawkę

Zmiany kadrowe w spółkach energetycznych mają też związek z nowym układem sił. Dotychczas karty rozdawał tu minister Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Legenda peerelowskiej opozycji, tworzący od zawsze duet z Antonim Macierewiczem, ideolog PiS w sprawach paliwowo-energetycznych. On o wszystkim decydował, obsadzając wiele spółek swoimi ludźmi, których można nazwać raczej wyznawcami.

Najbardziej znanymi przedstawicielami są Piotr Woźniak i Maciej Woźniak (zbieżność nazwisk przypadkowa). Obaj zajmowali zawsze ważne pozycje w układankach personalnych Naimskiego. Piotr, zwany w branży dużym Woźniakiem, był w rządzie Kaczyńskiego ministrem gospodarki, a w rządzie Tuska wiceministrem środowiska. Zawsze towarzyszył mu Maciej, zwany małym Woźniakiem. Przez ostatnie cztery lata obaj zasiadali w zarządzie PGNiG – duży jako prezes, mały jako wice. Kiedy kończyła się im kadencja, wszyscy byli przekonani, łącznie z zainteresowanymi, że jej przedłużenie będzie formalnością. Tymczasem stało się inaczej. Rozpisano konkurs na prezesa PGNiG i kto wygrał? Jerzy Kwieciński, były minister inwestycji i rozwoju, a potem finansów. Woźniakowie musieli się spakować. Teraz spółkę kontroluje człowiek Morawieckiego.

Posypały się inne zmiany w spółkach energetycznych: na początku grudnia w Grupie Lotos władzę stracił Mateusz Bonca. Od tego czasu Lotos miał już dwóch prezesów. Obecnie jest nim Paweł Majewski. W spółce Energa posadę stracił wiceprezes, a wcześniej prezes Grzegorz Ksepko (prywatnie muzyk thrashmetalowy). Energa w ostatnich pięciu latach miała aż ośmiu prezesów.

Dla kogo polska energetyka

Zmiany w energetyce to w dużym stopniu efekt utraty dotychczasowej pozycji przez Naimskiego, który nie dostał się do Sejmu. Do jego butów przymierza się Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen, ulubieniec Kaczyńskiego. Wygląda na to, że to on w coraz większym stopniu będzie kształtował politykę paliwowo-energetyczną i decydował o obsadzie wielu spółek. Obajtek jest w dobrych relacjach z Sasinem i Morawieckim. Obawia się tylko, że Naimski tak łatwo nie da sobie odebrać władzy. Dlatego kiedy niedawno „Gazeta Wyborcza” opublikowała na czołówce artykuł o polskim węglu, który jest w rzeczywistości rosyjski, choć nazywa się „Patriot Plus” i jest sprzedawany na stacjach Orlenu, w gabinecie Obajtka zapaliły się wszystkie światła alarmowe. Kilka godzin później na portalu Radia Maryja pojawił się wywiad. Prezes przekonywał w nim, że sugestia, jakoby Orlen sprzedawał rosyjski węgiel, to bezczelna prowokacja mająca na celu zablokowanie przejęcia przez koncern gdańskiej Energi.

Jak to możliwe? – spytałem pewnego menedżera Orlenu. Energa jest współinwestorem w budowie Ostrołęki C, a sugestia w artykule jest taka, że Orlen handluje rosyjskim węglem. Kiedy Orlen przejmie Energę, pewnie i Ostrołęka będzie zasilana takim niepatriotycznym paliwem – usłyszałem. Zdaniem mojego rozmówcy Obajtek miał zareagować tak nerwowo, bo nabrał przekonania, że temat do artykułu w „GW” został podsunięty przez Naimskiego i to się może dla prezesa PKN Orlen źle skończyć. Taka jest wiara w moc Naimskiego. Na szczęście dla Obajtka sprawa rozeszła się po kościach, zwłaszcza że Ostrołęka C, o ile powstanie, nie będzie na węgiel, ale na gaz. A węgiel Patriot Plus Orlen zamienił na płyn do odkażania.

Czytaj też: W rok wymieniła się niemal połowa prezesów spółek Skarbu Państwa

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną