Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Przetrwać razem, za wszelką cenę. Tylko jak?

Dezynfekcja ulic w Rzymie Dezynfekcja ulic w Rzymie IPA / Backgrid / Forum
Rządy obok walki z koronawirusem koncentrują się na ratowaniu gospodarki przed zapaścią. W przypadku pandemii nie ma jednej metody, trzeba stosować pakiet rozwiązań. Tak samo interwencja ekonomiczna musi polegać na zapewnieniu płynności, ale też indywidualnych dochodów i dostępu do usług społecznych. Stawką jest nie tylko gospodarka, ale przetrwanie społeczeństwa.

Pandemia koronawirusa ujawniła wiele strukturalnych słabości organizacji współczesnych społeczeństw niezależnie od obowiązujących w nich systemów politycznych. Reakcja na zagrożenie zdrowotne i kontrola przebiegu epidemii to kluczowy, ale niejedyny problem. Pełna skala wyzwań ukazała się wraz z wprowadzaniem kolejnych środków zaradczych polegających na kontroli dystansu społecznego (social distancing). Zastosowana przez rządy metoda lockdown, radykalnego ograniczenia mobilności i kontaktów społecznych, z dnia na dzień unieruchomiła całe sektory gospodarki: turystyka, część przemysłów kultury, gastronomia, wiele usług zostało bez źródła dochodów, a ich pracownicy utracili lub stanęli wobec groźby utraty pracy. Kryzys ujawnił skalę prekaryzacji wymienionych sektorów posługujących się w znacznej mierze pracownikami zatrudnionymi na „elastyczne” umowy, niegwarantujące stałych dochodów ani związanych z nimi świadczeń zdrowotnych i społecznych.

Dramat tych ludzi pokazały badania przeprowadzone w marcu przez Royal Society for Arts Encouragement, Manufactures and Commerce. Wynika z nich, że 37 proc. pracowników w Wielkiej Brytanii w sytuacji choroby będzie musiało pracować, żeby związać koniec z końcem. 16 proc. obawia się bezdomności. Zapewne odsetki te różnią się w różnych społeczeństwach, problem ma jednak charakter powszechny – ze względu na uniwersalizację zjawiska prekaryzacji zatrudnienia, zwłaszcza w sektorze usługowym.

Prof. Daniel Ziblatt: Dylematy, jakie niesie pandemia

Kryzysowy dochód dla wszystkich

Obecny kryzys różni się zasadniczo od wcześniejszych, jak Globalny Kryzys Finansowy. Pracownicy pozbawieni pracy i źródeł dochodów na skutek pandemii praktycznie nie mają możliwości poszukiwania alternatywnego zatrudnienia lub podjęcia pracy na własny rachunek, bo reżim kontroli zagrożenia epidemicznego wyłączył znaczne części rynku oraz możliwości działań o charakterze gospodarczym.

To sytuacja wyjątkowa i bezprecedensowa, wymagająca wyjątkowych i bezprecedensowych środków zaradczych. Ocenę tę doskonale wyraził Jim O′Neill, przewodniczący brytyjskiego Chatham House. W manifeście ogłoszonym w witrynie Chatham House zwraca on uwagę, że metody zastosowane w trakcie Globalnego Kryzysu Finansowego 2008, mające na celu podtrzymanie płynności finansowej i aktywności gospodarki, które polegały głównie na luzowaniu ilościowym (quantitative easing), tym razem nie wystarczą.

Potrzebne jest podtrzymanie nie tylko płynności i stymulacja popytu w wymiarze makro, ale także podtrzymanie siły nabywczej jednostek. To nakaz moralny, warunek uczciwej relacji wyrażającej się w transakcji: chronisz siebie i społeczeństwo, przyjmując dolegliwości reżimu epidemicznego, z brakiem pracy włącznie, w zamian otrzymujesz za to minimalne wynagrodzenie. Realizacja nakazu moralnego ma jednak głęboki sens gospodarczy, bo utrzymanie siły nabywczej jednostek przekłada się na popyt rynkowy.

Czytaj też: Dochód podstawowy dla wszystkich? Tak, podpowiada koronawirus

Jim O′Neill proponuje więc People′s QE, czyli ludowe luzowanie ilościowe – wypłatę wszystkim dorosłym pensji obywatelskiej. People′s QE odwołuje się do idei powszechnego dochodu gwarantowanego, nie ma jednak charakteru stałej pensji, lecz świadczenia wypłacanego w czasie kryzysu. Po rozwiązanie odwołujące się do podobnej filozofii sięgnął Hongkong, wypłacając swoim mieszkańcom grant w wysokości 10 tys. HK. W podobny sposób chce wspomóc obywateli Korea Południowa. Rząd Wielkiej Brytanii ogłosił, że państwo bierze odpowiedzialność za wypłatę pensji lub wynagrodzeń do wysokości 80 proc., a pieniądze będzie dystrybuować przez przedsiębiorstwa lub wypłaty bezpośrednie (mechanizm universal credit), tym samym chroniąc miejsca pracy, indywidualne dochody i przedsiębiorstwa.

Skala i charakter podejmowanych działań na całym świecie jest rzeczywiście bezprecedensowa, a coraz częściej argumentów za odważnymi działaniami interwencyjnymi dostarcza nowoczesna teoria monetarna (Modern Monetary Theory), pokazująca, że w sytuacjach głębokiego kryzysu interwencja na zasadzie „whatever it takes” jest uzasadniona i nie należy się jej obawiać, bo groźniejsza jest zapaść gospodarcza.

Czytaj też: Azjatyckie sposoby na wirusa, czyli jak to się robi na Tajwanie

Usługowa siatka bezpieczeństwa

Argumenty za wykorzystaniem mechanizmu powszechnego dochodu gwarantowanego w sytuacji tak wyjątkowej nie unieważniają jednak zasadności uwag podnoszonych przez krytyków bezpośrednich wypłat indywidualnych. Zwracają oni uwagę w szczególności na możliwe niepożądane konsekwencje – powszechny dochód gwarantowany wymaga zaangażowania olbrzymich środków budżetowych, co może prowadzić do pokusy eliminacji celowej pomocy społecznej oraz zawężania pola usług społecznych gwarantowanych przez państwo.

W czasie kryzysu wywołanego pandemią jeszcze większej mocy nabiera też argument, że koszty dóbr i usług, których ludzie potrzebują do zapewnienia sobie i najbliższym godnego życia, przekraczają na ogół sumy planowane nawet w stosunkowo szczodrych programach powszechnego dochodu. Kiedy wszyscy mieszkańcy Alaski zaczęli otrzymywać od lokalnych władz dywidendę z wydobycia paliw kopalnych, żeby zachęcić ludzi do budowania życia w nieprzyjaznym rejonie, nie przyniosło to masowego porzucania pracy. Ta szczególna forma powszechnego dochodu jest raczej wsparciem, a nie podstawą większości budżetów domowych, zwłaszcza że średnie ceny żywności na Alasce są wyższe niż w jakimkolwiek innym stanie, a obywatelska dywidenda wynosi 1100 dol. rocznie.

Czytaj też: Bilion dla gospodarki. USA sięgają po radykalne środki

W sytuacji koniecznego ograniczenia kontaktów społecznych i zamknięcia wielu firm trudne warunki, jakie panują w tej mroźnej części USA, wcale nie wydają się tak dotkliwe. Kryzys ekonomiczny wywołany pandemią przyniesie znaczący wzrost cen i kosztów życia przy jednoczesnym ograniczeniu możliwości normalnego zarobkowania dla wielu ludzi. Żadna suma, którą bez całkowitego załamania finansów publicznych byłyby w stanie przeznaczyć rządy na podstawowy dochód gwarantowany dla swoich obywateli, nie wystarczy, żeby bez trudności zaspokoić wszystkie istotne potrzeby gospodarstw domowych.

Dlatego żadna skuteczna recepta na ograniczenie negatywnych społecznych i gospodarczych skutków pandemii nie może pominąć kwestii dostępności istotnych usług publicznych. I nie chodzi przy tym wyłącznie o kluczowy w tym momencie system ochrony zdrowia, który staje przed ogromną próbą wydolności – wszystkie oferowane przez światowe think tanki recepty postulują potężne zwiększenie jego finansowania. Bez dobrze zorganizowanej sieci transportu publicznego, którą będzie można dostosować do podstawowych wymogów bezpieczeństwa w tym trudnym czasie, część obywateli będzie miała bardzo utrudniony dostęp do podstawowych dóbr i usług – jedzenia, leków, opieki. System edukacji, który nie jest w stanie sprawnie przestawić się na tryb nauczania zdalnego, oznacza poważne trudności nie tylko dla uczniów, ale także ich rodzin i nauczycieli, zmuszonych nagle ponosić znaczące wydatki, żeby zapewnić dzieciom jakąś formę dostępu do wiedzy.

Wszystkie te trudności stwarzają szczególnie poważne wyzwania dla obywateli gorzej sytuowanych, niedysponujących samochodem lub komputerem. Dotykają jednak wszystkich, również tych, którzy wcześniej opłacali istotne usługi z własnej kieszeni, a teraz stają wobec konieczności radzenia sobie z zamkniętymi prywatnymi przychodniami czy przedszkolami. W sytuacji poważnego kryzysu, zakłócającego działanie kluczowych instytucji usługowych, państwo gwarantujące dostęp do podstawowych usług nawet w czasie próby okazuje się jedyną instancją zdolną zapewnić siatkę chroniącą przed upadkiem w chaos. Dobitnie świadczy o tym fakt, że Wielka Brytania, która do niedawna ochoczo prywatyzowała koleje, co doprowadziło do drastycznego spadku jakości i wywindowania cen tej formy transportu, teraz de facto koleje zrenacjonalizowała: państwo wzięło na siebie odpowiedzialność za zapewnienie stałości połączeń, uznając je za niezbędny warunek funkcjonowania społeczeństwa.

Czytaj też: Kres złudzeń. Brytyjczycy będą walczyć z wirusem

Jeśli w lepszym, spokojniejszym czasie państwo nie powinno ograniczać swojej polityki społecznej wyłącznie do wypłaty świadczeń, które nigdy nie pozwolą sfinansować wszystkich potrzebnych usług, tym bardziej nie powinno rezygnować z tej roli w czasie poważnego kryzysu. W przeciwnym razie wszyscy możemy znaleźć się w takiej sytuacji jak wielu pracujących w Polsce obywateli Ukrainy, którzy po zamknięciu granic i zawieszeniu połączeń kolejowych i autobusowych zmuszeni byli płacić setki złotych za podwiezienie na przejście graniczne.

Spór unieważniony przez pandemię

Spór między zwolennikami wprowadzenia powszechnego dochodu gwarantowanego a propagatorami idei powszechnych usług publicznych, który szczególnie intensywnie rozgorzał w Wielkiej Brytanii, został na dobrą sprawę unieważniony przez kryzys pandemiczny. Argumenty obu stron, uważane przez adwersarzy za koronne, zostały zweryfikowane przez nadzwyczajne okoliczności.

Guy Standing, przekonany zwolennik powszechnego dochodu gwarantowanego, argumentował np., że postulat dostarczania potrzebującym usług bez względu na to, czy mają możliwość za nie zapłacić, doprowadzi do pogorszenia ich jakości. W sytuacji kiedy kryzys wywołany pandemią utrudni wielu osobom opłaty za podstawowe usługi, to zastrzeżenie wydaje się mało istotne. Już teraz słychać głosy, że wiele nieuprzywilejowanych rodzin ma trudności w zapewnieniu dzieciom dostępu do internetu, by mogły korzystać z obowiązkowej edukacji zdalnej. W normalnych czasach łatwiej było zaakceptować odpłatność za usługi, które mogły być dla niektórych kosztowne i słabo dostępne. W sytuacji gdy zagrożone są same podstawy społeczeństwa i jego spójność, a grono osób pozbawionych dostępu rośnie, idea koszyka niezbędnych, bezpłatnych usług jest o wiele bardziej przekonująca.

Guy Standing dla „Polityki”: Prekariat może być niebezpieczny

Kryzys unieważnia jednak również przynajmniej niektóre argumenty przeciwników powszechnego dochodu gwarantowanego. W raporcie na temat tej idei, przygotowanym przez brytyjski progresywny think tank New Economics Foundation, argumentowano np., że wprowadzenie wypłat niezależnie od dochodu paradoksalnie osłabi pozycję pracowników i utrwali prekarność pracy, ponieważ pracodawcy będą mogli utrzymywać niższe płace bez podważania zdolności pracowników do zapłacenia za koszyk podstawowych dóbr i usług – brakująca kwota pokryta zostanie de facto przez państwo dzięki powszechnemu dochodowi gwarantowanemu. Dziś jednak w wielu branżach walka toczy się nie o pozycję przetargową w sporze pracowników z pracodawcami, ale o przetrwanie. W tej sytuacji wprowadzenie jakiejś formy powszechnego dochodu gwarantowanego wydaje się niezbędne, by obywatele mogli zaspokoić kluczowe potrzeby konsumpcyjne, a firmy znalazły nabywców na swoje towary.

Czytaj też: Ropa naftowa w cieniu pandemii

W tym niezwykle trudnym czasie, wobec zbliżającego się ogromnego kryzysu gospodarczego i społecznego, bardzo potrzeba rozwiązań unieważniających spór między tymi stanowiskami. Powszechny dochód gwarantowany może dać obywatelom sieć elementarnego bezpieczeństwa finansowego. Ta sieć sama jednak nie uratuje społeczeństwa przed upadkiem, niezbędny jest również powszechny dostęp do usług publicznych. Jeśli nie chcemy, by kryzys zniszczył nasze społeczeństwa, nie możemy postawić nikogo przed dylematem: kupić jedzenie czy zapłacić za mieszkanie albo dojazd do lekarza.

Paweł Marczewski – szef działu Obywatele w Forum Idei, think tanku Fundacji Batorego
Edwin Bendyk – członek zarządu Fundacji Batorego, dziennikarz „Polityki”

Czytaj też: Koronawirus i gospodarka. Nadchodzi wielki przełom w ekonomii

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną