Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Zaraza uderza w drób. W Polsce tego nie przejemy

Odbudowa drobiarstwa po pandemii może być kosztowna, a pozycja Polski jako największego eksportera drobiu w Unii niekoniecznie możliwa do utrzymania. Odbudowa drobiarstwa po pandemii może być kosztowna, a pozycja Polski jako największego eksportera drobiu w Unii niekoniecznie możliwa do utrzymania. Artem Beliaikin / Unsplash
Polskie fermy drobiu się duszą. Połowa kurczaków, indyków czy kaczek zwykle wyjeżdżała za granicę, teraz eksport stanął. Konsumenci w kraju nie są w stanie tego zjeść.

Właściciele kurników alarmują, że będą musieli drób zagazować, żeby karmiąc go, nie powiększać strat. Chcą, żeby drób kupiło od nich państwo. A mogliby go wysłać do krajów, które też się borykają z pandemią.

Najlepszy drób na eksport. Do czasu

Kiedy na hałdach gromadził się niesprzedany węgiel, górnicy pomoc dostali. Węgiel, jako towar strategiczny, kupiła od nich Agencja Rezerw Materiałowych, dzięki temu Komisja Europejska nie uznała tego za pomoc publiczną. Nic dziwnego, że teraz po pomoc wyciągają ręce właściciele kurników. To przecież do czasu pandemii była lokomotywa ciągnąca cały nasz eksport żywności. W 2019 r. na sprzedaży polskiego drobiu zarobiliśmy aż 3,1 mld euro. Z roku na rok polskie bojlery, kaczki czy gęsi sprzedawały się coraz lepiej, wzrosty bywały dwucyfrowe.

Na globalizacji zarabialiśmy coraz lepiej. Zanosiło się wręcz na eldorado, gdy zdobyliśmy rynek Republiki Południowej Afryki, Hongkongu i mieliśmy uzasadnione nadzieje na Chiny. Pierwsza odpadła Azja. Zrezygnowała z polskiego drobiu, gdy odnotowaliśmy w kraju pierwsze ogniska ptasiej grypy. Jeszcze wtedy się nie przejmowaliśmy – i tak naszym głównym odbiorcą pozostawały kraje Unii Europejskiej: Niemcy, Holandia, Wielka Brytania, Czechy, Słowacja. Wydawało się, że mocno usadowiliśmy się na tych rynkach, byliśmy przecież cenowo konkurencyjni.

Czytaj też: Polskie mięso. Dramat w czterech aktach

Mięso nie do przejedzenia i nie do chłodni

Od połowy marca wszystko się zmieniło, mimo że TIR-y z żywnością nadal przejeżdżają przez granice zamknięte dla ludzi. Konsumenci z Niemiec, Holandii czy Czech nadal jedzą nasze kurczaki, trudniej się je kupuje, ale przecież nie przestały smakować. Co się więc stało? Otóż prawie 40 proc. eksportowanego przez nas mięsa i przetworów z drobiu trafiało do unijnych hoteli, restauracji i stołówek, które teraz – podobnie jak u nas – zostały zamknięte. Odbiorcy nie potrzebują naszych kurczaków, rezygnują z dostaw.

Mariusz Szymyślik, dyrektor ds. strategii Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz, szacuje na portalspozywczy.pl, że nawet przy zwiększonym apetycie krajowych konsumentów zostaje co najmniej 100–115 tys. ton drobiowego mięsa o wartości ok. 0,5 mld zł. Nie do przejedzenia, nie do zapakowania w chłodnie, które się szybko zapełniają.

Czytaj też: Ceny. Dlaczego w Unii spadają, a u nas rosną?

Po pandemii drobiarstwo trudno będzie odbudować

Dziwne jest to, że z perspektywy konsumenta tego wielkiego problemu polskiego eksportu żywności właściwie nie widać – ceny drobiu i jego przetworów wcale nie spadły. Według ostatniego komunikatu GUS inflacja w marcu wyniosła 4,6 proc., czyli wcale niemało, ale ceny żywności skoczyły aż o 8 proc. A to był dopiero początek pandemii w naszym kraju, właściwy pomiar, jak koronawirus wpłynął na ceny, będziemy mieli dopiero w maju. Nadmiaru mięsa w handlu nie widać, bo sieci starają się cen nie obniżać. Niższych cen nie widać też na osiedlowych bazarkach.

Czytaj też: Drożyzna się rozpędza. Mamy rekordową inflację

Jeśli producenci drobiu, tak jak zapowiadają, zaczną utylizować pełnowartościowy drób, to zaczną też – już to robią – likwidować jajka, z których miały się wylęgnąć pisklęta. Odbudowa drobiarstwa po pandemii może być kosztowna, a pozycja Polski jako największego eksportera drobiu w Unii niekoniecznie możliwa do utrzymania. Konsumenci zaś za brojlery czy kaczki będą płacić dużo więcej niż teraz.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną