Po dwóch dekadach zabiegów spełnia się marzenie prezesów Orlenu, by Płock przejął Gdańsk. „Nie ma w Polsce miejsca dla dwóch takich koncernów. Nie możemy się rozdrabniać i konkurować ze sobą” – przekonuje prezes Orlenu Daniel Obajtek. Radości nie kryje też Paweł Majewski, prezes Lotosu: „Będziemy mogli dołączyć do multienergetycznego czempiona”.
Jeśli połączenie dwóch kontrolowanych przez państwo firm stworzy czempiona, to dlaczego wcześniej tego nie zrobiono? Początkowo przeszkodą był rządowy program restrukturyzacji i prywatyzacji sektora naftowego, który zakładał, że w Polsce będą dwie konkurencyjne firmy produkujące paliwa płynne. Obie planowano sprywatyzować, a ich rynkowa rywalizacja miała nam, konsumentom, zagwarantować niższe ceny. O, święta naiwności!
Orlen, stworzony na fundamentach Petrochemii Płock i częściowo sprywatyzowany poprzez giełdę, pozostał pod kontrolą państwa (ma w nim 27,5 proc.). Z Rafinerią Gdańską były większe problemy. Po bezskutecznych i burzliwych poszukiwaniach branżowego inwestora (to właśnie wtedy wybuchła słynna „afera orlenowska”) przyłączono do niej państwowe firmy branży naftowej, jakich nie wykorzystano do budowy PKN Orlen. Tak narodziła się Grupa Lotos. I ona trafiła na giełdę, ale państwo zostawiło sobie ponad połowę akcji (ok. 53 proc.). Dzięki zręcznej polityce twórcy i wieloletniego prezesa Pawła Olechnowicza Lotos rozrósł się i unowocześnił. Dziś przerabia już 10,5 mln ton ropy rocznie. To jeszcze bardziej dopinguje Orlen, dla którego przejęcie Lotosu stało się prawdziwą obsesją. Ile było prób? – Nie liczyłem, ale sporo. Były trzy zdecydowane próby, a ze strony Orlenu odczuwaliśmy nieustający nacisk na połączenie – wspominał w rozmowie z POLITYKĄ były prezes Lotosu Paweł Olechnowicz.