Zakusy na cyfrowych gigantów potwierdziła kampania prowadzona przed wyborami prezydenckimi w USA, podczas której obie główne partie nie szczędziły krytyki najpotężniejszym firmom świata. Po wielomiesięcznych pracach komisji Izby Reprezentantów Demokraci przedstawili w październiku raport atakujący „wielką czwórkę” – koncerny Alphabet (właściciela wyszukiwarki Google), Amazon, Facebook i Apple (tak zwana GAFA). Zdaniem Demokratów firmy te mają dziś niemal monopolistyczną pozycję w skali globu i tak gigantyczny wpływ na nasze życie, że muszą być wreszcie podzielone na mniejsze części. Ponad 100 lat temu amerykańskie władze w ten właśnie sposób rozbijały monopole stalowe, naftowe czy kolejowe. Demokraci chcieliby powtórzyć ten zabieg.
Dla Republikanów aż taka ingerencja w wolny rynek to przesada, ale i oni mocno krytykują technologicznych mocarzy. Republikańskim politykom z kolei najbardziej przeszkadzają serwisy społecznościowe, takie jak Facebook i Twitter, które ich zdaniem dyskryminują konserwatywnych użytkowników i znacznie częściej blokują kontrowersyjne treści prawicowej niż lewicowej proweniencji. Republikanie przyznają, że „wielka czwórka” zbyt mocno się rozpycha, a krótko przed wyborami Departament Sprawiedliwości razem z jedenastoma stanami skierował do amerykańskiego sądu pozew przeciw właścicielowi Google’a. Oskarża w nim koncern Alphabet o naruszanie zasad konkurencji. Największy sprzeciw wzbudza wypłacanie przez Alphabet ogromnych pieniędzy firmom sprzedającym smartfony i twórcom przeglądarek internetowych za ustawianie wyszukiwarki Google jako domyślnej. Z tego powodu mniejsi dostawcy oprogramowania nie mają szans na nawiązanie walki z potentatem.
Mnóstwo do stracenia
Pozew Departamentu Sprawiedliwości przypomniał o podobnej walce toczonej 20 lat temu, gdy na celowniku ówczesnych amerykańskich władz znalazł się Microsoft, wówczas zdecydowanie najpotężniejszy koncern informatyczny, który za wszelką cenę promował swoją przeglądarkę Internet Explorer.