Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Węgiel na budżetowym garnuszku

Zwałowisko węgla składowanego na terenie kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej Zwałowisko węgla składowanego na terenie kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń rozpoczął nowy etap negocjacji z górniczymi związkowcami. Czeka go niełatwe zadanie, bo górnicy zyskali przewagę i zamierzają ją wykorzystać.

Śląscy górnicy przyjęli do wiadomości, że czas węgla się kończy, ale nie mają zamiaru wywiesić białej flagi. Przeciwnie, szykują się do walki. Od września trwają negocjacje warunków likwidacji górnictwa węgla kamiennego i nie mogą się skończyć, choć finał rozmów zapowiadano na połowę grudnia ubiegłego roku. Dziś mówi się o połowie lutego, ale i to wydaje się mało prawdopodobne, choć strona rządowa zgodziła się, by podstawą rozmów był związkowy projekt. Bo związkowcy uznali, że propozycje strony rządowej są „do kitu”. Wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń rozpoczął dziś nowy etap negocjacji z górniczymi związkowcami. Wygląda na to, że czeka go nielekkie zadanie, bo górnicy zyskali przewagę i zamierzają ją wykorzystać. Umowa ma dotyczyć dwóch zasadniczych spraw: wsparcia dla sektora węglowego oraz transformacji Śląska. W obu przypadkach warunki postawione przez górników są wyśrubowane, a ich gotowość do ustępstw – jak wynika z dzisiejszych deklaracji – ogranicza się jedynie do ewentualnych zmian niektórych kropek i przecinków.

Jan Dziadul: I wy, Brutusy państwowe? PiS wysmażył pasztet górnikom

Finansowanie z budżetu i coroczne podwyżki do 2049

Najważniejszy warunek brzmi: „Strona rządowa niezwłocznie wystąpi do Komisji Europejskiej z wnioskiem o zgodę na finansowanie bieżącej produkcji celem zapewnienia stabilności funkcjonowania górnictwa węgla kamiennego w całym okresie funkcjonowania porozumienia, co będzie podstawowym warunkiem jego realizacji”. Co w tłumaczeniu na normalny język oznacza, że budżet ma działalność kopalń finansować do 2049 r., kiedy zostanie zamknięta ostatnia śląska kopalnia (co z lubelską Bogdanką, jeszcze nie wiadomo). Czyli żadnych deficytów już nie będzie ani dyskusji, czy można wypłacić barbórkowe albo – jak dziś – „czternastkę” i z czego. Wreszcie odpadną problemy z wiecznymi stratami górnictwa, które spędzają sen z powiek szefom Polskiej Grupy Górniczej. Ale na tym oczekiwania górników się nie kończą, bo domagają się m.in. „uwzględnienia kosztów wynagrodzeń w ramach mechanizmu indeksacyjnego przeciętnego wynagrodzenia w danych jednostkach, polegającego na indeksacji opartej o wskaźnik średniorocznej inflacji +2 pkt proc.”. Czyli do 2049 r. gwarantują sobie coroczne podwyżki. Oczywiście na tym oczekiwania finansowe się nie kończą (kogo interesują szczegóły, odsyłam do tekstu projektu związkowego).

Oczywiście Komisja Europejska na tak daleko idące koncesje raczej nie da zgody. Dziś pomoc publiczna dla górnictwa węgla kamiennego jest możliwa tylko, jeśli dotyczy zamykania i likwidacji kopalń. Dotowanie funkcjonujących zakładów górniczych nie wchodzi w grę. Więc już pierwsze żądanie związkowców wydaje się mało prawdopodobne w realizacji.

Czytaj także: Czarna dziura. Górnicy wierzą, że odwrócą bieg historii. Mylą się

Górnicy myślą o sobie. I są krótkowzroczni

Przyjęcie górniczego projektu w takiej formule, jaką zaprezentowali związkowcy, nasuwa pytanie: a co ma rząd robić z węglem? Bo projekt likwidacji górnictwa do 2049 r. nie bierze pod uwagę tego, że dużo szybciej skończy się zapotrzebowanie na węgiel niż sam węgiel. Scenariusz zamykania kopalń, jak wynika z deklaracji projektodawców, oparty jest na zasobach złóż w poszczególnych kopalniach, a nie popycie rynku na węgiel. Tymczasem już dziś góra węgla energetycznego, z którym nie ma co zrobić, jest gigantyczna. Portal Wysokie Napięcie w grudniu szacował zapasy węgla na 23,5 mln ton. Ale górnicy oczekują, że jeśli oni węgiel kopią, to już nie ich zmartwienie, co się z tym węglem stanie. W swoim projekcie domagają się jedynie, by państwo wymyśliło dodatkowe formy zagospodarowania urobku i zaczęło go jakoś przerabiać – albo na gaz, albo na metanol, albo na cokolwiek, na co da się go przerobić. No i oczywiście, by państwowa energetyka więcej węgla spalała. A nie myślała tak jak teraz – jak pozbyć się węglowych elektrowni, bo produkcja prądu staje się w nich coraz mniej opłacalna. W sumie więc przed nami gigantyczne koszty związane z utrzymywaniem górnictwa – nie wiadomo, jak długo i na jakich warunkach – a potem z likwidacją kopalń. A likwidacja kopalń to kilka miliardów złotych. Może coś z unijnego funduszu sprawiedliwej transformacji uda się dostać. Ale głównie wszystko ma być na budżetowym garnuszku.

Czytaj także: Koniec węglowych iluzji. Tylko kto to powie górnikom?

Szkoda, że dużo mniejszą uwagę górniczy związkowcy poświęcili sprawie podstawowej: transformacji Śląska i wykorzystaniu gospodarczego potencjału tego regionu w czasach postwęglowych. Bo te czasy nadejdą dużo szybciej, niż się to im wydaje.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną