Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Facebook ostro gra z Australią. O co ta wojna?

Od dzisiaj Australijczycy na Facebooku nie znajdą żadnych informacji – amerykański gigant zablokował tamtejszym mediom możliwość publikowania jakichkolwiek postów. Od dzisiaj Australijczycy na Facebooku nie znajdą żadnych informacji – amerykański gigant zablokował tamtejszym mediom możliwość publikowania jakichkolwiek postów. NeONBRAND / Unsplash
W Australii być może rozstrzyga się przyszłość mediów i cyfrowych gigantów – Google idzie na kompromis, Facebook stosuje środki drastyczne.

Od dzisiaj Australijczycy na Facebooku nie znajdą żadnych informacji – amerykański gigant zablokował tamtejszym mediom możliwość publikowania jakichkolwiek postów. Według Facebooka to skutek nowych przepisów, a w rzeczywistości chodzi – jakżeby inaczej – o pieniądze. Australijski rząd jako pierwszy zrobił to, o czym wiele państw dyskutuje od dawna. Nakazał gigantom cyfrowym, takim jak Google i Facebook, by płacili mediom za to, że zamieszczają w wynikach wyszukiwania czy na w swoich serwisach fragmenty materiałów przygotowane przez telewizje, radia, prasę czy serwisy internetowe. W odpowiedzi zarówno Google, jak i Facebook zagroziły Australii wyłączeniem swoich usług.

Czytaj także: Rozbiór Facebooka?

Facebook gra z Australią na ostro

Google ostatecznie doszedł do porozumienia z głównymi australijskimi wydawcami. Będzie im płacił za wykorzystywanie dostarczanych przez nich informacji. Oficjalnie obie strony są zadowolone. Nie trzeba było nawet prosić o pomoc specjalnego mediatora, który zgodnie z australijskimi przepisami ma być rozjemcą w sporach między koncernami technologicznymi a mediami. Tymczasem Facebook poszedł na wojnę i ze swojego serwisu od dzisiaj usuwa wszelkie treści pochodzące z australijskich mediów. Przez pomyłkę zablokował nawet dostęp na kilka godzin do różnych australijskich stron rządowych. Na razie, mimo powszechnego potępienia, nie zamierza ustąpić. O co chodzi w tej wojnie i kto na niej skorzysta?

Czytaj także: Facebook pokazuje pazury. Na razie w Australii

Facebook kontra Australia. O co ta wojna

Przegranymi są zarówno cyfrowi giganci, jak i tradycyjne media. Ci pierwsi, jeśli wybiorą taktykę Facebooka, tracą bardzo ważną część treści, a zatem spada ich atrakcyjność w oczach użytkowników. Sam Facebook nie jest w stanie przecież niczym zastąpić blokowanych wiadomości, bo nie ma armii dziennikarzy. Dla mediów to również poważny problem, bo dzisiaj bardzo wiele osób czerpie wiedzę o świecie właśnie z serwisów społecznościowych. Czasem poprzez post na Facebooku wchodzi na stronę konkretnej gazety czy telewizji. A czasem poprzestaje na lekturze tego posta albo wycinka zawartego w wynikach wyszukiwania Google’a. Australijskim politykom chodzi o to, żeby w takich przypadkach media również mogły liczyć na konkretne wynagrodzenie ze strony właściciela Google’a czy Facebooka.

Tracą cyfrowi giganci, tracą media

Chociaż na razie konflikt dotyczy odległej Australii, sytuację z uwagą śledzi reszta świata. W wielu państwach media apelują do polityków, by wzięli przykład z Antypodów i uregulowali kwestie odpowiedzialności amerykańskich gigantów technologicznych. Zastanawia się nad tym także Unia Europejska. Tego właśnie boi się Facebook, więc postanowił ostro zagrać w Australii. Dla niego perspektywa płacenia za treści, które dzisiaj dostaje za darmo od mediów, oznacza znaczne zwiększenie wydatków. Bardziej gotowy do kompromisów jest Google, który nie tylko w Australii, ale również w innych krajach (np. we Francji) zaczyna zawierać porozumienia z mediami. Rozumie, że są mu potrzebne i jeśli znikną, to on sam na tym ucierpi.

Raj dla fake newsów

Dopóki Australijczycy nie znajdą kompromisu, poszkodowani będą wszyscy z jednym wyjątkiem. Blackout mediów to raj dla wszystkich rozpowszechniających fake newsy, którzy teraz mogą skuteczniej niż dotąd prowadzić kampanię dezinformacyjną na Facebooku. Im serwis płacić i tak nie musi, więc ich nie blokuje. Zdezorientowani użytkownicy zaś mają dostęp wyłącznie do takich „treści”, które zajmują miejsce normalnych informacji. W interesie zarówno mediów, jak i gigantów cyfrowych leży znalezienie porozumienia – nie tylko w Australii, ale i na całym świecie. Obie strony nawzajem się potrzebują, ale ich sytuacja finansowa jest diametralnie inna. Bo o ile media, zwłaszcza te uzależnione od reklam, mają ogromne kłopoty, jeszcze zaostrzone przez pandemiczny kryzys gospodarczy, o tyle już Google czy Facebook notują imponujące zyski, a koronawirus wzmocnił ich pozycję. W takich warunkach ci pierwsi oczekują od drugich większej niż dotąd solidarności, czyli gotowości dzielenia się przychodami. A ci drudzy oczywiście chcieliby zachować status quo, czyli korzystać z newsów za darmo.

Czytaj także: Jak osłabić cyfrowych gigantów

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną