Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Praca zdalna – wiele hałasu o nic

W Warszawie i przyległych gminach w IV kw. 2020 r. według GUS zdalnie pracował co czwarty pracownik. W Warszawie i przyległych gminach w IV kw. 2020 r. według GUS zdalnie pracował co czwarty pracownik. Lightpoet / PantherMedia
O pracy zdalnej pisze się i mówi od roku bardzo wiele. Ale ilu pracowników tak naprawdę udomowiła w Polsce pandemia i czy homeoffice faktycznie stał się tak powszechną praktyką, jak chce tego większość nagłówków prasowych?

W zależności od tego, jakie wydarzenie przyjmiemy za początek pandemii, rok z koronawirusem minął lub wkrótce minie. Dla mnie przełomową datą będzie 12 marca – dzień, w którym w Polityce Insight zapadła decyzja o przejściu w tryb pracy zdalnej. Wystarczyło kilka dni i to, czego niekiedy, zwłaszcza w zimne, deszczowe dni, zazdrościłam znajomym z korporacji pracującym z domu regularnie kilka dni w miesiącu, stało się moją największą zmorą. I pozostaje nią dalej.

Czytaj także: Jak zostałem zdalnym bezrobotnym

Polska na pracy zdalnej?

O pracy zdalnej pisze się i mówi od 12 miesięcy bardzo wiele. Widzimy ją w mniejszym tłoku na ulicach i spadających przychodach z biletów komunikacji miejskiej. Obserwujemy dane o sprzedaży mebli i sprzętu RTV i odgadujemy: to biurka, fotele, monitory, kamerki i ergonomiczne myszki. Działy HR zachodzą w głowę, jak utrzymać motywację pracujących zdalnie pracowników, a naprzeciw wychodzą im szukające nowych źródeł utrzymania firmy oferujące pracownicze benefity, proponując wirtualną jogę i medytację. Firmy odzieżowe, nawet skupiające się dotychczas na białych koszulach i stonowanych garsonkach, wprowadzają do oferty wygodne spodnie na gumce. Pojawiają się pierwsze badania dotyczące wpływu pracy zdalnej na dobrostan psychiczny, efektywność pracowników, rynek nieruchomości biurowych i tak dalej… Ostatnio temat zdalnej pracy powrócił w dyskusji na temat kolejności szczepień – czy szczepić należy nauczycieli akademickich, którzy i tak pracują zdalnie, czy dać priorytet tym, którzy takiej możliwości nie mają.

Kto pracuje zdalnie?

Tylko – kto właściwie pracuje zdalnie? Oceniając po medialno-biznesowym szumie wokół tej formy pracy, można by pomyśleć, że prawie wszyscy. Fakty są jednak inne. Według Głównego Urzędu Statystycznego w IV kw. 2020 r. zdalnie pracował co czwarty pracownik w Warszawie i przyległych gminach. W skali całego kraju w okresie październik–grudzień 1,6 mln osób zwykle wykonywało pracę z domu, z czego nieco ponad milion wskazywało pandemię jako przyczynę takiego stanu rzeczy. W porównaniu do stanu sprzed pandemii, czyli IV kw. 2019 r., to o 0,9 mln osób więcej. W ujęciu względnym liczba pracujących zdalnie to 9,7 proc. wszystkich pracujących w ostatnich trzech miesiącach 2020 r. Niecałe 10 proc., które nie usprawiedliwiają, w mojej opinii, mówienia o rewolucji w sposobie świadczenia pracy i wróżenia głębokich przemian w zarządzaniu, urbanistyce, konsumpcji i życiu rodzinnym. Rekord pracy zdalnej w Polsce padł w pierwszym okresie pandemii, w II kw. 2020 r. – wówczas przy kuchennych stołach, na wersalkach i na balkonach pracowało 2,1 mln osób, 13,1 proc. zatrudnionych. W III kw. pandemiczne ograniczenia zelżały, odsetek pracujących z domu spadł o 7,1 proc. Musimy jeszcze uwzględnić w tych liczbach ponad pół miliona nauczycieli – to częściowo tłumaczy spadek liczby pracowników na homeoffice w III kw., gdyż we wrześniu szkoły były otwarte. IV kw. uwzględnia już większość nauczycieli jako pracujących zdalnie (część mogła być ankietowana przez GUS na początku w październiku, gdy większość szkół działała stacjonarnie).

Czytaj także: Co drugi Polak udaje, że pracuje

Kto wychodzi z domu do pracy?

Jeśli więc od 1,6 mln pracowników udomowionych odejmiemy 0,5 mln nauczycieli i jeszcze 0,16 mln pracowników uczelni wyższych, zostaje nam poniżej miliona pracujących zdalnie w pozostałych sektorach. Jakieś 6 proc. zatrudnionych. Niewiele, nawet jeśli weźmiemy poprawkę na strukturę polskiej gospodarki, czyli wysokie zatrudnienie w przemyśle (to, co jak pisaliśmy w styczniu, łagodziło wpływ pandemii na PKB czy bezrobocie). Nie należy jednak zakładać, że pozostałe 85–90 proc. pracowników jedzie co rano do fabryki i stoi przy linii produkcyjnej. Codziennie z domu wychodzi bowiem mnóstwo osób, które pracować będą głową, komputerem i telefonem, czyli wszystkim, co mogłyby przenieść do domów. Stacjonarnie działa gros administracji publicznej, nawet ci pracownicy, którzy nie mają na bieżąco kontaktu z petentami (w sektorze publicznym udział pracujących zdalnie w IV kw. to niecałe 16 proc., w tym prawie 100 proc. nauczycieli). Choć postępy w cyfryzacji sektora publicznego są znaczne, to wciąż do wielu spraw niezbędny jest jednak papier i pieczątka. Do biur przychodzą też pracownicy małych firm – według GUS 93,5 proc. z zatrudnionych w mikroprzedsiębiorstwach i 91 proc. pracowników firm zatrudniających do 49 osób. Im mniejsza firma, tym wszelkie nowinki zwykle upowszechniają się wolniej, nie wszystkie materiały do pracy są scyfryzowane, w końcu – nie wszyscy pracownicy mają umiejętności, wolę i warunki do pracy w domu. Część z nich może te umiejętności nabyć – Krajowy Plan Odbudowy zakłada dofinansowanie do przygotowania 3 tys. małych przedsiębiorstw do pracy zdalnej. Pieniądze będzie można wykorzystać na zatrudnienie doradcy, zakup odpowiednich programów i szkolenia. Nawet jeśli program ten okaże się sukcesem, to wciąż obejmie wąski plasterek zatrudnienia.

Praca zdalna – korzyści dla pracownika i pracodawcy

Abstrahując od drastycznej redukcji ryzyka zakażenia, praca zdalna ma też niewątpliwie inne plusy dla pracownika i pracodawcy. Obniża koszty (dla obu stron), pozwala oszczędzić sporo czasu na dojazdach, daje możliwość lepszej organizacji czasu pracy i wykonywania domowych obowiązków. Dla wielu wady przeważają nad zaletami – koszty dostosowań, zarówno finansowe i czasowe, jak i mentalne, są zbyt duże, zwłaszcza dla niezbyt skłonnej do inwestycji małej firmy czy funkcjonującej w specyficznej kulturze instytucji publicznej. Nie wszystko da się też robić efektywnie z domu – tu najlepszym przykładem jest edukacja, w tym szkolnictwo wyższe. Utrata wszystkich przygodnych interakcji, drobnych doświadczeń, bycia w grupie jest tu nie do zastąpienia najlepszym nawet oprogramowaniem.

Czytaj także: I co z tego, że szef dzwoni. Europa debatuje o prawie do bycia offline

Zalecam więc ostrożną lekturę artykułów i raportów, których nagłówki krzyczą: ponad połowa pracodawców za przejściem na pracę zdalną! Praca zdalna z pewnością się upowszechniła i upowszechni, stopniowo będzie też obejmować bardziej oporne instytucje, choćby przez migrujących od firmy do firmy pracowników. Jeszcze długo nie stanie się jednak zjawiskiem dominującym, nawet wśród pracowników biurowych. Nawet gdyby wszyscy ci, którzy dziś pracują z domów, mieli już nigdy nie wrócić do służbowych biurek (oby tak się nie stało, myślę, zapadając się w coraz bardziej wysiedzianą kanapę).

O automatyzacji i straconym pokoleniu

Praca zdalna będzie tematem pierwszego panelu konferencji Polecon’21 organizowanej 17 i 18 marca przez SKN Ekonomii Politycznej SGH. Pierwszego dnia prelegenci porozmawiają również o przyszłości osób młodych – wchodzących na rynek pracy podczas pandemii – oraz zastanowią się, czy w przypadku Polski także będzie można mówić o tzw. straconym pokoleniu. Drugi dzień konferencji poświęcony będzie szansom i zagrożeniom wynikającym z automatyzacji. Zaproszeni eksperci spróbują odpowiedzieć na pytanie, czy człowiek stanie się w przyszłości „ekonomicznie zbędny” oraz co możemy zrobić, aby już teraz przygotować się na zachodzące zmiany. Podczas konferencji głos zabiorą m.in. rzecznik praw obywatelskich dr hab. Adam Bodnar oraz były członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Jerzy Hausner. Zapraszamy do zapoznania się ze szczegółami konferencji na stronie wydarzenia.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną