Dług
Samo słowo „dług” pachnie Balcerowiczem, liberalizmem, który – zdaniem młodych – skończył się definitywnie. Nie tylko w Polsce, nawet w Stanach Zjednoczonych. Pieniądze drukuje i rozdaje nie tylko NBP i Kaczyński, ale także FED i Biden oraz cała Unia, w o wiele większych niż u nas ilościach. I nikt tam o olbrzymim długu państwa nie mówi, za o wiele większe zagrożenie uważana jest recesja; oliwienie gospodarki pustymi pieniędzmi ma jej zapobiec. Dlaczego mielibyśmy zachowywać się inaczej? Tylko dlatego, że Aleksander Kwaśniewski uległ naciskom Balcerowicza i wpisał do naszej konstytucji limit dozwolonego zadłużania państwa na poziomie 60 proc. PKB? W dodatku nie bardzo wiadomo, dlaczego właśnie tyle?
Wprawdzie identyczną granicę stanowi kryterium z Maastricht, ale nikt w Unii już o nim dziś nie pamięta. Pandemia spowodowała, że mało który kraj je spełnia, Komisja Europejska prognozuje, że pod koniec obecnego roku łączny dług 27 krajów Wspólnoty osiągnie 95 proc. PKB, a Polsce do tego daleko. Więc czym ten Tusk straszy?
Młodzi, zwłaszcza nastawieni lewicowo, a to dziś w miastach dominująca postawa – jeśli w ogóle interesują się ekonomią, to raczej Nową Teorią Ekonomiczną (Modern Monetary Theory), według której granice długu nie istnieją. Państwa nie tylko mogą, ale wręcz powinny się zadłużać, pieniądze dzisiaj są takie tanie. Długi łatwo będzie spłacić, albo jeszcze lepiej – zrolować. Z życzliwością do tej teorii odnosi się osiemdziesięcioletni idol amerykańskiej młodzieży Bernie Sanders, ale ostrzega przed nią noblista Paul Krugman, zadając pytanie: jeśli się zadłużać, to na co?
W ostatnich dniach giełdowa wartość Facebooka na amerykańskiej giełdzie przekroczyła bilion dolarów, dla ułatwienia – tysiąc miliardów.