Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Tarcza duża, ale cienka. Obniżki VAT nie uchronią przed pogłębieniem ubóstwa

Obniżki VAT nie uchronią nas przed pogłębieniem ubóstwa. Obniżki VAT nie uchronią nas przed pogłębieniem ubóstwa. Towfiqu barbhuiya / Unsplash
Prawdopodobnie jeszcze wspinamy się na szczyt drożyzny, tymczasem rząd zaprezentował już drugą tarczę antyinflacyjną. Jej głównym komponentem są obniżki VAT, a oczekiwany efekt spektakularny – spadek cen paliw nawet o 70 gr na litrze. Tyle że nie samym paliwem człowiek żyje.

Rząd tnie podatki pośrednie

W pierwszej tarczy, ogłoszonej w końcówce listopada i wchodzącej w życie na przełomie grudnia i stycznia, rząd koncentrował się na obniżce opodatkowania energii (VAT na prąd i ciepło w dół z 23 na 5 proc.) i jej nośników: gazu (VAT z 23 na 8 proc.) i paliwa (obniżona akcyza, zwolnienie z podatku handlowego). Od lutego pogłębi te działania – stawka VAT na paliwa ma spaść z 23 do 8 proc., na gaz z 8 do 0 proc. Dodatkowo z VAT zwolniona ma być większość produktów spożywczych (obecnie opodatkowane 5-procentową stawką) oraz nawozy.

Obniżki te na razie mają pozostać w mocy do lipca (do terminu wycofania tarczy jeszcze wrócimy). Sejm błyskawicznie przyjął projekt obniżający stawki VAT, a także uzupełniającą ustawę regulującą rynek gazu – m.in. obniżającą taryfy, które płacą spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, szpitale, szkoły, przedszkola, żłobki i instytucje opieki społecznej, do poziomu zaakceptowanego przez Urząd Regulacji Energetyki dla gospodarstw domowych. W praktyce oznacza to, że ich rachunki za gaz wzrosną o kilkadziesiąt, a nie kilkaset procent.

Polski (bez)Ład: Kto i ile straci na rewolucji Morawieckiego

Jak tarcze wpłyną na inflację?

Po zapowiedziach premiera ekonomiści rzucili się do komputerów i próbowali oszacować wpływ tych zmian na wartość inflacji. Jak zwykle w prognozach diabeł tkwi w szczegółach, czyli w założeniach. Pułapki są dwie – po pierwsze, czy tarcze obowiązują faktycznie do końca lipca, czy należy spodziewać się ich przedłużenia do końca roku? Po drugie, na ile obniżki VAT będą widoczne w cennikach, a na ile sprzedawcy zwiększą sobie za ich pomocą marże?

Ceny prądu i gazu są regulowane, tam konsument otrzymuje całą ulgę w podatkach od razu. Podobnie podziałają obniżki na stacjach benzynowych – zwłaszcza gdy adekwatnej do spadku VAT obniżki dokonają kontrolowane przez państwo Orlen i Lotos, ich konkurenci nie będą mieli wyboru i również dostosują ceny na dystrybutorach. Oczywiście przy założeniu, że w międzyczasie nie wzrosną ceny ropy na tyle, że zniwelują podatkowe korzyści. Na to jednak już nikt wpływu nie ma.

Inaczej może być w przypadku cen żywności – nie należy się spodziewać, że 1 lutego nasze śniadanie będzie kosztować równo 5 proc. mniej niż 31 stycznia. Po pierwsze, stale rosną koszty producentów – drożeją zarówno surowce (mąka, tłuszcze, mięso, warzywa), jak i koszty produkcji i dystrybucji (prąd, woda, praca), a także kredytów, które firmy mają w bankach. W rezultacie nawet gdyby wszyscy sprzedawcy obniżyli ceny o VAT, to wciąż mogą być w kolejnych miesiącach wyższe, bo wyprodukowanie i dostarczenie na półkę będzie kosztować więcej. Zalecałabym więc daleko idącą ostrożność: zanim ktoś pójdzie za słowami premiera i zacznie w piekarni wykłócać się o cenę chleba, niech zastanowi się, czy wie, ile kosztuje jego produkcja.

Po drugie, w odróżnieniu od łatwych do kontrolowania cen paliw, których jest tylko kilka rodzajów i tej samej jakości na każdej stacji, żywność to tysiące rodzajów produktów w setkach tysięcy punktów handlowych. Zwykle zwracamy uwagę na kilka z nich – np. ulubiony rodzaj masła czy odmianę jabłek – i na tej podstawie formujemy w głowie etykietkę, że w danym okresie i sklepie jest „drogo” lub „tanio”. Sprzedawcy, zwłaszcza wyspecjalizowane w zarabianiu pomimo ciągłych promocji sieci handlowe, wyliczą sobie to tak, żeby obniżyć ceny najbardziej wrażliwych produktów i podnieść ceny tych, na które mniej zwracamy uwagę.

Czytaj też: Promocja na VAT w czasach podwyżki cen. Kto zyska?

Uwzględniając różne podejścia do tych wątpliwości, większość ośrodków analitycznych oczekuje, że inflacja spadnie o 2–3 pkt. proc., czyli mniej więcej do poziomu 6 proc. Przy założeniu, że rząd utrzyma tarczę do końca roku, zmniejsza to prawdopodobieństwo, że zobaczymy w którymś miesiącu dwucyfrową inflację.

Kiedy powrót do starych stawek VAT?

Tu dochodzimy do kluczowej kwestii, czyli kiedy tarczę odwiesić na ścianę i dać odpocząć zmęczonemu jej dźwiganiem ramieniu (tj. budżetowi, którego wpływy z VAT i innych podatków pośrednich spadną o ok. 18 mld zł). Nagłe jednorazowe wycofanie się z tarczy na początku sierpnia oznacza, że te 2–3 pkt proc., które udało się „zdjąć” z inflacji w pierwszym półroczu, od razu wracają. Rosną podatki pośrednie, a z nimi ceny.

Taka wymuszona regulacyjnie zmiana cennika to zaś świetna okazja, żeby cenę podnieść jeszcze bardziej i zarobić na sprzedaży więcej – ze względu na niską rentowność handlu w Polsce (duża konkurencja i wrażliwy na ceny klient), niepewną sytuację pandemiczną i spodziewany wzrost pozostałych kosztów firmy będą czekały na pretekst do poprawienia wyników. Nie można im się dziwić. Zapewne wiosną rząd stanie więc przed wyborem – przedłużyć tarcze, odchudzając budżet o kolejne kilkanaście miliardów złotych, czy pozwolić, aby świeżo osiągnięty sukces w postaci inflacji bezpiecznie odległej od „psychologicznej” bariery 10 proc. zniweczyć, pozwalając na jej wzrost w sierpniu ponownie do ok. 8 proc.

Czytaj też: Władza nie walczy z inflacją, rozkłada ją na raty

Politycznie decyzja o wycofaniu tarcz będzie więc bardzo trudna. Powrót do starych stawek VAT w styczniu 2023 r. też może taki być – z jednej strony na przełomie roku inflacja w końcu będzie odczuwalnie spadać (choćby przez efekty statystyczne, czyli odniesienie do wysokich poziomów cen z przełomu 2021/2022), z drugiej nowy rok to nowe taryfy na prąd i gaz, wzrost cen wywołany choćby wzrostem płacy minimalnej…

Żal byłoby dolewać oliwy do ognia w roku wyborczym. Kiedyś jednak trzeba będzie, bo niski VAT jest kosztowny dla budżetu, a poza tym zgoda Brukseli na obniżkę stawek dotyczyła działania tymczasowego, a nie stałego. VAT jest regulowany na poziomie unijnym, aby nie doprowadzać do zaburzeń konkurencji na rynku wewnętrznym. Ponadto już teraz Unia będzie mieć duży problem z proponowanym zerowym VAT na gaz – to paliwo kopalne, a w ramach polityki klimatycznej takie nie powinny mieć preferencyjnych stawek opodatkowania.

Oczekiwania inflacyjne jak potwór z Loch Ness

Jakie są więc korzyści z tarczy? Polityczne zyski prawdopodobnie będą, choć mogą okazać się przejściowe – obecny rząd lubi działać szybko i spektakularnie, a wprowadzając tarczę antyinflacyjną, zaangażował się w batalię rozpisaną na parę kwartałów i raczej niedającą szans na widowiskowe sukcesy, bo inflacja za szybko nie wróci w pobliże celu NBP (2,5 proc.).

Przedstawiając drugi tarczowy pakiet, premier argumentował, że chce w ten sposób oddziaływać na oczekiwania inflacyjne i zapobiec pojawieniu się spirali płacowo-cenowej. To bardzo trudne do opanowania zjawisko, gdy w obliczu wysokiej inflacji pracownicy żądają podwyżek (a przy obecnym niskim bezrobociu mają dobrą pozycję negocjacyjną), pracodawcy przyznają im wyższe wynagrodzenia, więc muszą podnieść ceny, w efekcie pracownicy żądają podwyżek… itd.

Problem z oczekiwaniami inflacyjnymi jest taki, że to ekonomiczny potwór z Loch Ness – dużo się o nim mówi, a tak naprawdę nie wiadomo, skąd się bierze i jak zachowuje. Czy gorzej na oczekiwania wpłynie miesiąc lub dwa dwucyfrowej inflacji, czy dwa lata inflacji powyżej 5 proc.? Przekonamy się za parę miesięcy.

Tarcza duża, ale cienka

Tarcza, jak to tarcza, powinna też chronić. W tym przypadku gospodarstwa domowe, jak mówią ekonomiści, czy też polskie rodziny, jak mówi premier, przed wzrostem kosztów życia. Niestety, rząd zdecydował się na tarczę dużą, szeroką, a przez to rozklepał tę blachę bardzo cieniutko. Osłoni większość, ale słabo.

Dodatek osłonowy ma w przeliczeniu na miesiąc wartość symboliczną, za to otrzyma go mniej więcej co trzecia rodzina. Mniejszy VAT zapłacą wszyscy i tu można argumentować w dwie strony: relatywnie skorzystają najbiedniejsi, bo w ich budżetach ogrzewanie, prąd i żywność mają procentowo największy udział. W wartościach bezwzględnych jednak najbardziej skorzystają zamożni, którzy ogrzewają i oświetlają duże domy i jeżdżą dużymi, paliwożernymi samochodami.

Rząd zapomniał też o tych, którzy samochodem nie jeżdżą wcale lub sporadycznie, a wybierają – z braku innej możliwości, z oszczędności, z troski o klimat – transport zbiorowy. VAT na bilety kolejowe czy autobusowe się nie zmienia, a ich ceny rosną, bo PKP i samorządowe spółki komunikacyjne mają coraz wyższe koszty. Transport zbiorowy będzie więc mniej konkurencyjny cenowo.

Czytaj też: Następny przystanek? Podwyżka cen biletów

Pogłębienie ubóstwa mimo miliardów na walkę z inflacją

Rząd wziął na siebie duże ryzyko, podejmując się walki z inflacją. Przede wszystkim polityczne i wizerunkowe, a także dla finansów publicznych. Propozycja premiera, aby klienci pilnowali cen, to z kolei zaproszenie do dalszej antagonizacji zmęczonego sytuacją gospodarczo-pandemiczno-polityczną społeczeństwa.

Wreszcie ryzyko nieefektywności. Mimo 20 czy 30 mld zł na walkę z inflacją należy się spodziewać pogłębienia ubóstwa i wszystkich problemów społecznych, które generuje, bo do tych, którzy najbardziej potrzebują, trafi zbyt mało pomocy. Tak się dzieje, gdy zamiast polityki społecznej realizuje się politykę monetarną. I politykę po prostu.

Czytaj też: Polki i Polacy o Polskim Ładzie. Komu i ile zabrał PiS?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną