Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Inflacja w dół? Jest źle, będzie jeszcze drożej

Inflacja w Polsce. Droga żywność i energia to recepta na pogłębienie ubóstwa. Inflacja w Polsce. Droga żywność i energia to recepta na pogłębienie ubóstwa. Cezary Pecold / Forum
Za sprawą tzw. drugiej tarczy antyinflacyjnej (czyli pakietu obniżek podatków pośrednich, zwłaszcza VAT na żywność) w lutym ceny były nieco niższe niż w styczniu. Wkrótce jednak na codziennych rachunkach zobaczymy wpływ wojny w Ukrainie i towarzyszących jej rynkowych zawirowań.

Ceny w lutym wzrosły o 8,5 proc. w ujęciu rocznym. Niektóre kategorie towarów drożały jednak znacznie szybciej, np. opał – o 41,2 proc. i gaz – o 39,9 proc. Ceny gazu rosły już od kilku miesięcy, w dużej mierze za sprawą ograniczenia dostaw z Rosji gazociągiem jamalskim i ryzyka zablokowania przesyłu przez Białoruś w odwecie za europejskie sankcje, ale na inflację konsumencką przełożyło się to dopiero od nowego roku, wraz z wejściem w życie nowych taryf (większość rynku gazu dla gospodarstw domowych jest regulowana). Istotnie wzrosły również ceny żywności – najbardziej mięsa drobiowego (o 22,4 proc.) i wołowego (19,5 proc.), a także mąki i pieczywa – odpowiednio o 17,2 i 17 proc. Wzrost cen artykułów spożywczych uderza po kieszeni przede wszystkim osoby o niższych dochodach, które na jedzenie wydają większą część swojego dochodu. Warto wspomnieć też o sytuacji emerytów i rencistów – ich świadczenia od marca są większe jedynie o 7 proc., co nie rekompensuje w pełni wzrostu cen na sklepowych półkach.

Czytaj także: Rekordowa inflacja. Jesteśmy coraz biedniejsi, PiS gasi pożar benzyną

Drożej, a jednocześnie taniej

Wobec stycznia w ubiegłym miesiącu ceny spadły o 0,3 proc. – najbardziej potaniały paliwa (aż o 8,1 proc.), na co wpływ miała rządowa tarcza antyinflacyjna polegająca m.in. na obniżeniu stawki VAT z 23 do 8 proc. Działania rządu nie były jednak tak efektywne w przypadku żywności – pomimo zredukowania do zera pięcioprocentowej stawki VAT na artykuły spożywcze ich ceny obniżyły się zaledwie o 1,1 proc. w ujęciu miesięcznym. Trzeba zaznaczyć, że część artykułów objęta jest wyższymi stawkami podatku, a obniżenie VAT dotyczyło wyłącznie podstawowych produktów, takich jak mięso, ryby czy nabiał, jednak nawet w tych kategoriach ceny spadły zdecydowanie poniżej oczekiwanej wartości.

Czytaj także: Tarcza duża, ale cienka. Obniżki VAT nie uchronią przed pogłębieniem ubóstwa

Główny Urząd Statystyczny zaktualizował wskaźnik inflacji za styczeń – z wstępnie szacowanych 9,2 proc. wzrósł do 9,4 proc. w ujęciu rocznym. Ma to związek z opublikowanym nowym systemem wag wskaźnika inflacji obowiązującym w 2022 r. (wstępny szacunek bazował na zeszłorocznym). Co roku GUS aktualizuje wagi tak, aby odzwierciedlały przeciętną strukturę wydatków gospodarstwa domowego za poprzedni rok. W tym roku więcej w naszym koszyku będą ważyć właśnie te kategorie, które drożeją najszybciej: nośniki energii (11,2 proc., o 0,8 pkt proc. więcej) i transport (9,5 proc., wzrost o 0,7 proc.), mniej zaś m.in. żywność (26,6 proc., spadek o 1,2 proc.).

Wojna i pandemia napędzą inflację

Następne miesiące będą dla Polaków jeszcze cięższe. Ograniczona wymiana handlowa z Ukrainą, Rosją i Białorusią, zerwane łańcuchy dostaw surowców i półproduktów, trudno dostępne nawozy i ograniczona podaż żywności (zwłaszcza zbóż) na światowych rynkach… Do tego przestoje w chińskiej produkcji przemysłowej spowodowane ogniskami koronawirusa. To wszystko będzie znajdowało odzwierciedlenie w cenach, o ile jeszcze go nie znalazło.

Białoruś i Rosja to jedni z największych producentów nawozów, których eksport na Zachód będzie teraz praktycznie niemożliwy. Aż 60–80 proc. ceny nawozów azotowych (produkowanych m.in. w Polsce) to koszt gazu ziemnego, którego cena pozostaje wysoka. Bez odpowiedniego nawożenia produkcja rolna będzie mniej wydajna, co portfele konsumentów odczują w drugiej połowie roku, kiedy na półki trafi droga żywność z tegorocznych zbiorów. Artykuły spożywcze zdrożeją też z powodu ograniczonej podaży zbóż i olejów, w które światowe rynki w znacznym stopniu zaopatrywały Ukraina i Rosja.

Czytaj także: Wojna w „spichlerzu Europy”. Czy grozi nam głód?

Brak dostępu do rosyjskiej ropy, z której korzystały polskie rafinerie, wymusi na nich znalezienie nowych dostawców z odleglejszych regionów świata (przez co wzrośnie koszt transportu), a także zmianę metod obróbki surowca. Bezpośrednio zwiększy to koszty produkcji paliw, o czym konsumenci przekonają się, widząc cenniki stacji benzynowych. Drogie paliwa to drogi transport, a to oznacza podniesienie cen niemalże wszystkich towarów, co spowoduje wzrost inflacji bazowej (czyli z wyłączeniem cen paliw i żywności). Objęta licznymi sankcjami Rosja była jednym z czołowych producentów metali takich jak stal, pallad czy nikiel, które są niezbędne do produkcji m.in. mikroprocesorów (ich niedobór i tak był odczuwalny od miesięcy przez ograniczenie produkcji w Chinach) i baterii samochodów elektrycznych. Przez to ceny elektroniki pójdą do góry, a alternatywa dla pojazdów spalinowych (tak problematycznych w dobie rekordowych cen paliw) będzie poza zasięgiem wielu gospodarstw. W łańcuchach dostaw brakuje też m.in. metali, podzespołów elektronicznych i neonu (potrzebnego do produkcji mikroprocesorów), które eksportowała Ukraina.

Czytaj także: Drożyzna wojenna. Rachunek za Ukrainę będzie wysoki

Słaby kurs złotego nie pomaga

Rosnącym cenom surowców nie sprzyja też słabnący kurs złotego. Za większość importowanych surowców, zwłaszcza energetycznych, rozliczamy się w dolarze, a tymczasem za dolara trzeba obecnie płacić ok. 30 gr więcej niż przed rosyjską agresją na Ukrainę. To i tak lepiej niż jeszcze tydzień temu, gdy dolar kosztował 4,6 zł, a euro dochodziło do 5 zł. Osłabienie polskiej waluty to konsekwencja wojny. Po pierwsze, w okresach większego ryzyka waluty małych gospodarek (a w skali globalnej do takich zalicza się Polska) „obrywają” jako pierwsze. Po drugie, inwestorzy wycofują się z krajów naszego regionu, obawiając się, że podwyższona niepewność, sankcje i przerwane łańcuchy dostaw odbiją się na gospodarce realnej. Część z nich może nawet zastanawiać się, czy zbrojny konflikt nie rozleje się na sąsiadów Ukrainy.

W końcu jest też efekt stricte finansowy – gdy Rosja zablokowała możliwość sprzedaży aktywów zagranicznym inwestorom, robili oni wszystko, aby wycofać się przynajmniej częściowo z regionu – a więc też z Polski.

W rezultacie wiele podmiotów jednocześnie sprzedawało aktywa (akcje, obligacje) denominowane w złotym, a następnie chciało za te pieniądze kupować inne waluty. W obronie kursu złotego interweniował kilkakrotnie NBP, włączyło się też Ministerstwo Finansów, ale ostatecznie stabilizacji kursu sprzyjało przede wszystkim wyhamowanie rosyjskiej ofensywy.

Wkrótce jednak na rynku pojawi się nowy czynnik osłabiający naszą walutę – już 16 marca podwyżkę stóp procentowych, pierwszą od trzech lat, ogłosi najprawdopodobniej amerykańska Rezerwa Federalna. Dla międzynarodowego kapitału to szansa na bezpieczną lokatę, dla polskiej Rady Polityki Pieniężnej – konieczność uczestniczenia w „wyścigu” na podwyżki w kolejnych miesiącach. W dłuższej perspektywie dopóty za naszą wschodnią granicą trwać będzie ostrzał, dopóki złoty nie powróci do wartości ze spokojniejszych czasów, a jego kurs będzie czynnikiem proinflacyjnym.

Czytaj także: Kredytobiorcy są załamani. „Oni podnoszą stopy procentowe, nam opadają ręce”

Spirala na horyzoncie

Dużą niewiadomą dla inflacji w horyzoncie kolejnych miesięcy i kwartałów jest prawdopodobieństwo pojawienia się tzw. spirali cenowo-płacowej. Będzie ona zależeć m.in. od wpływu uchodźców z Ukrainy na polski rynek pracy. Przyjeżdżające do Polski Ukrainki znajdą prawdopodobnie zatrudnienie w handlu i usługach, obniżając presję płacową w tych sektorach, co będzie sprzyjało wyhamowaniu inflacji bazowej i cen w sklepach spożywczych.

Z drugiej strony z Polski masowo wyjeżdżają (a co ważniejsze – nie przyjadą w kolejnych miesiącach) pochodzący z Ukrainy wykwalifikowani pracownicy przemysłowi, budowlani i kierowcy. Ze względu na brak odpowiednich kwalifikacji i niemożność podjęcia pracy wymagającej przebywania poza miejscem zamieszkania (transport, budownictwo) nie zastąpią ich Ukrainki. Niedobór pracowników przełoży się na wyższą presję płacową w tych sektorach, co będzie napędzało inflację. Oczywiście za dwa, trzy miesiące sytuacja migracyjna może być zupełnie inna, co będzie zależne od przebiegu wojny. Może uchodźcy powrócą odbudowywać obroniony, ale poturbowany kraj, ale nie można też wykluczyć, że zostaną na dłużej lub przyjadą kolejne grupy, gdyby Ukrainie nie udało się zwyciężyć.

Na razie trzeba się przygotować na miesiące z wysoką inflacją i coraz wyższymi stopami procentowymi, co dla wielu gospodarstw domowych będzie oznaczało konieczność racjonalizacji wydatków. Dla samorządów i rządu zaś – kolejne wyzwanie w polityce społecznej, bo droga żywność i energia to niestety recepta na pogłębienie ubóstwa.

Czytaj także: Rynki na wojnie. Słabszy złoty, indeksy w dół, ceny ropy w górę

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną