Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Wirusy się przyczaiły. Co z dostępem uchodźców do ochrony zdrowia?

Punkt pomocy dla uchodźców w Krakowie Punkt pomocy dla uchodźców w Krakowie Joanna Mrówka / Forum
Z telewizyjnych wystąpień premiera i innych przedstawicieli rządu wynika, że ukraińscy uchodźcy, jeśli chodzi o dostęp do publicznej ochrony zdrowia, mają tak samo dobrze jak Polacy. W najlepszym razie mają tak samo źle.

Zarazki lubią tłok i złe warunki sanitarne, w jakich żyje u nas wielu uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy. Jeśli szybko nie wdrożymy sprawniejszego systemu szczepień i leczenia, może wrócić nie tylko covid-19, ale wiele chorób zakaźnych, które w Polsce już od lat przestały być groźne, jak odra, krztusiec, a nawet polio. Tymczasem rząd dużo o tym mówi, ale nie robi nic.

Czytaj też: Ustawa o uchodźcach to za mało

Kto zapłaci za leczenie uchodźców?

Zapewnienia polityków, że Ukraińcy mogą leczyć się w placówkach publicznych na tych samach zasadach co Polacy, są niewiele warte. Nie mają pokrycia. Prawo do bezpłatnego leczenia przysługuje dopiero osobom, które jakoś się już u nas urządziły – mają stałe miejsce pobytu, numer PESEL, dobrze, jeśli także pracę. Tego typu osób na razie jest niewiele, o PESEL można się starać dopiero od środy 16 marca.

A tymczasem te osoby, które koczują na dworcach, na Torwarze czy zatrzymują się w prywatnych domach, także nierzadko są chore. Na astmę, nadciśnienie, cukrzycę, zdarzają się nowotwory. I mają prawo tylko do jednorazowych wizyt w przychodniach, w trakcie których trudno raczej zdiagnozować czy potwierdzić chorobę przewlekłą. Badań zlecić nie można, ewentualnie ratować zdrowie w wypadku jego gwałtownego pogorszenia.

NFZ zapłaci bowiem lekarzom tylko za wizyty jednorazowe. W ustawie o pomocy uchodźcom brak przepisów dotyczących systematycznego leczenia oraz zapłaty za nie. – Za pacjentów zarejestrowanych w mojej przychodni otrzymuję miesięczną tzw. stawkę kapitacyjną – tłumaczy warszawska lekarka. – W stolicy liczbę uchodźców szacuje się na 200–300 tys., nie ma żadnych przepisów, które mówiłyby, za jakie pieniądze mogą być leczone i kiedy NFZ zapłaci. Mogę więc w porywie serca przyjąć kogoś, kto już na pierwszy rzut oka wygląda na chorego, ale na razie za darmo.

Czytaj też: Kolejka po PESEL. Uchodźcy czekają, rząd nie dostarczył sprzętu

Co z lekami na choroby przewlekłe?

Konfederacja Lewiatan domaga się, aby NFZ zakupił dodatkową pulę świadczeń medycznych, ale rząd na ten temat milczy. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze. Strusia polityka może nas jednak kosztować więcej.

Brak przepisów określających, kto zapłaci za leczenie przybyszów, ma bowiem swoje konsekwencje także przy wypisywaniu dla nich recept na choroby przewlekłe. To nie mogą być recepty refundowane, nawet jeśli leki w Polsce są częściowo finansowane przez państwo. A nierzadko te medykamenty są drogie, np. insulina. Żadna apteka nie sprzeda ich Ukraińcowi taniej, bo jej właściciel będzie musiał za to zapłacić.

Wielu tych ludzi albo więc przestało zażywać leki, albo też wolontariusze próbują zbierać dla nich pieniądze, żeby mogli wykupić pełnopłatne. Leczenie tylko wtedy, kiedy są pieniądze, doprowadzi jednak chorych – nierzadko są to dzieci z astmą – do stanu, w którym ich ewentualny pobyt w szpitalu będzie nas kosztować dużo więcej.

Czytaj też: Obozy dla uchodźców stają się koniecznością

Covid nie poczeka

Mała Mołdawia, która też przyjmuje uchodźców z Ukrainy, niezaszczepionych na covid-19 szczepi od razu w punktach na granicy. To racjonalne rozwiązanie, podobnie robią inne kraje. Polski rząd uznał jednak, że pandemia może poczekać, uchodźców zaszczepi się później. Nie wiadomo więc nawet, ile osób wjeżdża już do Polski z wirusem, testów też się nie robi. Więc chociaż statystyka zgonów jest obecnie mniej przerażająca niż w szczycie ostatniej fali, to liczba wykrytych zakażeń wciąż jest wysoka. Pandemia przestała się wycofywać, wygląda na to, że tylko się przyczaiła.

Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że spośród Ukraińców, którzy z różnych powodów trafili do polskiego szpitala, ok. 30 proc. było zakażonych covid-19. Brak właściwego systemu leczenia oraz refundacji może spowodować, że pandemia wróci ze zdwojoną siłą. Sprzyjają temu złe warunki sanitarne na dworcach i w miejscach, gdzie przebywa wielu uchodźców.

Polski rząd nie wprowadził obowiązku szczepień przeciw covid dla Polaków i tak samo traktuje teraz Ukraińców. Tylko że warunki diametralnie się zmieniły – na zatłoczonych dworcach nie ma mowy nie tylko o zachowaniu dystansu, ale nawet o maseczkach czy częstym myciu rąk. To igranie ze śmiercią.

Każdy uchodźca może więc się u nas zaszczepić, ale dobrowolnie, to jego decyzja. Tymczasem na Ukrainie antyszczepionkowców także nie brakuje, według prawo.pl przed wybuchem pandemii osób niechętnych szczepieniom było tam aż 11 proc.

Czytaj też: Czy to już koniec pandemii?

Wróci odra i polio?

Jeszcze przed wybuchem wojny polscy lekarze obawiali się powrotu chorób zakaźnych, które w naszym kraju dawno temu przestały być groźne. Takich jak odra, krztusiec, tężec, błonica, różyczka i – to koszmar z mojego dzieciństwa – choroby Heinego Medina, czyli polio, która ze zdrowych dzieci czyniła osoby niepełnosprawne, do końca życia skazane na poruszanie się o kulach, z nóżkami w metalowych szynach. Jeśli przeżyły.

Przestaliśmy się bać tych chorób dzięki obowiązkowym szczepieniom. Przez rozrastające się grono antyszczepionkowców, lekceważących obowiązek szczepień dzieci, oraz państwo, które nie potrafiło tego obowiązku wyegzekwować, nasza odporność na te choroby zaczęła maleć. Baliśmy się, że coraz częstsza obecność Ukraińców, w tym nieszczepionych, zwiększa to niebezpieczeństwo. Teraz trzeba już bić na alarm.

Według WHO powrotu tych strasznych, nierzadko śmiertelnych chorób mogą nie bać się tylko społeczeństwa, w których zaszczepionych przeciw nim jest 95 proc. mieszkańców. Według danych UNICEF na Ukrainie przed rosyjską inwazją ten wskaźnik wynosił zaledwie 76 proc.

Czytaj też: Covid przegrał z wojną, ale to nie koniec pandemii

Krótka kołdra

Ratować sytuację próbują samorządy lokalne. W dobrze rozumianym interesie swoich mieszkańców utrudniają przyjęcia do żłobków i przedszkoli dzieci, których rodzice zlekceważyli obowiązek szczepień. Państwo też nie może udawać, że to nie jego sprawa. W naszym kraju jednak nikt obowiązku szczepień nie egzekwuje, żeby koalicja rządząca nie straciła większości.

Z telewizyjnych wystąpień premiera oraz innych przedstawicieli rządu wynika, że ukraińscy uchodźcy, jeśli chodzi o dostęp do publicznej ochrony zdrowia, mają tak samo dobrze jak Polacy. Tymczasem w najlepszym razie mają tak samo źle. Pandemia obnażyła mizerię naszego lecznictwa na długo przed napływem fali uchodźców. Rząd, zapewniając, że stworzył im doskonałe warunki do leczenia, szczuje tylko na nich tubylców, którzy do lekarza czy szpitala nie są w stanie się dostać. Niektórzy skłonni są nawet uważać, że to przez uchodźców. Piarowskie zabiegi polityków mogą mieć groźne skutki.

Czytaj też: Czapka nad szpitalami. To nie o pacjentów chodzi w tej reformie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną