Jaka praca już się nie opłaca
Młodzi nie chcą tyrać. Czy to koniec wielkich korporacji?
MARTYNA BUNDA: – Korporacje się kończą?
MONIKA BOROWIECKA: – W jakimś sensie tak. Na pewno kończy się pewna epoka w historii, w której korporacje odgrywały znaczącą rolę. To one kształtowały nas jako pracowników, współpracowników, wychowywały nasze elity i wpływały na to, jakie mieliśmy marzenia i cele. A w sensie zawodowym wręcz spowodowały, że w ogóle zaczęliśmy sobie te cele stawiać i świadomie je realizować. I pytać, jakich kompetencji potrzebujemy, żeby osiągnąć to, co chcemy. Korporacje to były ogromne zasoby wiedzy i pieniędzy. W rozwoju potransformacyjnej Polski to był skok kwantowy.
Współtworzyła pani tamten świat.
Urodziłam się w takim momencie, że napisałam w życiu jedno CV i wystarczyło. Dostałam angaż w otwierającej się wówczas w Polsce międzynarodowej korporacji Mars, zajmującej się m.in. słodyczami. Pewnie jest parę powodów, dla których lepiej niż inni albo nieco szybciej zrozumiałam, czego właściwie ta korporacja próbuje mnie nauczyć. A uczyła elastyczności, niesztampowego myślenia w ramach tych kubików, z których się składała. Za bezpieczeństwo odpowiadała struktura, system, skrypty, a my byliśmy od rozwoju, od świeżego ducha.
Wcześnie musiałam pogodzić się z tym, że tak naprawdę nie ma nic stałego; miałam cztery lata, gdy zmarła moja mama, potem obserwowałam, jak ta śmierć jeszcze przez dekady wpływa na moich najbliższych, i nie był to dobry wpływ. W wieku 14 lat straciłam też ojca. W dodatku sama młodo zostałam matką. Szybko musiałam nauczyć się szukania poczucia bezpieczeństwa gdzie indziej niż w unikaniu zmian.
W dodatku pierwsza posada, jaką dostałam w firmie, to była robota przedstawiciela handlowego; praca bez stałego adresu, biurka, w ciągłej improwizacji. Proszę sobie wyobrazić, że w tamtych czasach spotykaliśmy się z ważnymi klientami na przykład w McDonald’sach.