Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Gospodarka silnie hamuje, brak widoków na poprawę. Wkrótce będziemy szorować po dnie

Najświeższe dane GUS o PKB w czwartym kwartale 2022 r. zaskoczyły ekonomistów, gospodarka zaczęła bowiem hamować o wiele ostrzej, niż przewidywali. Najświeższe dane GUS o PKB w czwartym kwartale 2022 r. zaskoczyły ekonomistów, gospodarka zaczęła bowiem hamować o wiele ostrzej, niż przewidywali. AntonMatyukha / PantherMedia
Najświeższe dane GUS o PKB w czwartym kwartale 2022 r. zaskoczyły ekonomistów, gospodarka zaczęła bowiem hamować o wiele ostrzej, niż przewidywali: skurczyła się aż o 2,4 pkt proc. w stosunku do kwartału trzeciego. Jeśli początek 2023 r. okaże się równie zły, można będzie mówić o technicznej recesji.

Analitycy są nie tylko zaskoczeni, nie potrafią także dokładnie wskazać przyczyn, dlaczego prawie szuramy po dnie. Wojna wszystkiego nie tłumaczy.

Czytaj także: Co z tą wojną, inflacją, rządem? To rok wielkiej niepewności

Niepokoi tempo spadku

Niepokoi tempo spadku. Pierwsze trzy miesiące 2022 r. były przecież znakomite, gospodarka urosła aż o 8,6 proc. Padały nawet określenia, że nieco się przegrzała. Następne trzy były gorsze, wzrost stał się wolniejszy, wyniósł 5,8 proc., co także jest bardzo dobrym wynikiem. W trzecim wyniósł zaledwie 3,6 proc., a doniesienia GUS o ostatnim kwartale każą się wręcz zaniepokoić. Tak złych wiadomości nikt przecież się nie spodziewał. Co się dzieje? Dlaczego? Jaki będzie rok bieżący?

Jeśli popatrzymy na miniony rok szerzej, nie denerwując się spadkami kwartalnymi, powodów do niepokoju prawie nie widać, wzrost PKB liczony w całym roku wyniesie przecież 4,9 proc. To nie tylko nieźle, a byłoby wręcz doskonale, gdyby w tym roku było podobnie. Ale chyba nie będzie. Komisja Europejska właśnie obniżyła nam prognozę z 0,7 do 0,4 proc. PKB. A to już wygląda kiepsko, to rzeczywiście prawie szuranie po dnie. Druga zła wiadomość, jaką otrzymaliśmy z Brukseli – że to najgorsza prognoza od lat. Nasza gospodarka ma w tym roku rosnąć wolniej niż średnia unijna.

Czytaj także: Dlaczego PiS tylko udaje, że chce powstrzymać inflację

Inne kraje UE będą rosnąć szybciej

I wcale, zdaniem KE, nie będzie to cena, jaką zapłacimy za zbyt szybkie hamowanie najwyższej w UE, po Węgrzech, inflacji, czym straszył prezes NBP. Komisarz Gentilioni nie tryska bowiem optymizmem na wzór Adama Glapińskiego, nie uważa, że pod koniec roku ceny w Polsce będą rosnąć w tempie jednocyfrowym. Tegoroczną inflację w Polsce szacuje na 11,7 proc., podczas gdy w strefie euro spada szybciej niż u nas, w styczniu tempo wzrostu cen wynosiło 8,5 proc. To dla nas kolejna zła wiadomość.

Czyli nie tylko wszystko będzie nadal szybko drożało, ale w dodatku gospodarka dostała zadyszki. Wróci kolejne złe słowo: stagflacja?

Czytaj także: Polskie firmy balansują na krawędzi przetrwania

Dlaczego spada konsumpcja

W sprawie przyczyn tego stanu rzeczy analitycy też bardziej spekulują, niż wiedzą. Bezrobocie przecież jest niskie. Jeśli je mierzyć – jak robi to UE – wskaźnikiem BAEL, czyli rzeczywistej aktywności ludności, to wynosi zaledwie 3 proc. Z czego wniosek, że nawet tam, gdzie miały miejsce grupowe zwolnienia, ci, którzy naprawdę chcieli pracować, znaleźli nowe zatrudnienie. Wyraźny spadek konsumpcji nie jest więc spowodowany bezrobociem.

A jednak konsumpcja spada. Coraz więcej ekonomistów twierdzi, że główną przyczyną nie jest bezrobocie, tylko brak ludzi do pracy. Bo coraz większa liczba osób przestaje być aktywna zawodowa, przechodzi na emeryturę. Nie ma ich kto zastąpić, ponieważ wchodzących na rynek pracy młodych jest mniej.

Sytuację może uratować tylko mądra polityka imigracyjna, ale PiS nie chce nawet o niej słyszeć. Liczy, że dziury w zatrudnieniu w polskich firmach załatają ukraińscy uchodźcy. O tym, co będzie po wojnie, która kiedyś się przecież skończy, rząd już nie myśli. Tak długo straszył nas chorobami, które mogą przywlec do nas obcy, że mogliśmy uwierzyć.

Zarabiamy mniej

Konsumpcja spada także dlatego, że zarabiamy coraz mniej. Nominalnie niby więcej, ale ceny rosną szybciej, niż przybywa pieniędzy w portfelu nawet seniorom obdarowanym trzynastką i czternastką.

Pracującym przybywa wolniej, a najwolniej budżetówce. Nawet średnia płaca, o której większość pracujących może tylko pomarzyć, rośnie wolniej niż inflacja. Siła nabywcza grup, których dochody się do niej zbliżają albo nawet są wyższe, maleje. A co z tymi, których zarobkom daleko do średniej? Jeśli przegląda się bazę aktualnych ofert powiatowych urzędów pracy, widać, że pracodawcy w miastach średniej wielkości gotowi są płacić nowym pracownikom nie więcej niż 3,5 tys. zł brutto. Więc konsumpcja musi maleć. Widoków na szybką poprawę sytuacji nie widać.

Czytaj także: Uwaga, plaga! Polacy z biedy zaczęli kraść na potęgę

Gorzej, że małe są też szanse na to, by konsumpcja wzrosła bezinflacyjnie. Bezinflacyjnie – czyli na skutek wzrostu wydajności, a wraz z nią zarobków osób pracujących. Jeśli prognozy się spełnią i nasza gospodarka w najbliższych miesiącach nie zacznie rosnąć szybciej, to na wzrost konsumpcji, którego skutkiem nie będzie szybsze tempo wzrostu cen, liczyć nie można.

Jeśli zaś rząd, licząc na pozyskanie przychylności wyborców, zwiększy transfery społeczne, wypływowi świeżej gotówki na rynek nie będzie towarzyszyła większa produkcja towarów i usług, więc czeka nas jeszcze wyższa inflacja.

Rząd musi pożyczyć więcej dewiz

To niejedyne niebezpieczeństwo. Ponieważ mamy wojnę, rząd za coraz większe sumy kupuje uzbrojenie. W większości za granicą, a to zarobków w rodzimych firmach pracujących na potrzeby wojska nie zwiększy. Zwiększy natomiast potrzeby rządu na obce waluty, czego skutkiem może być osłabienie złotego, czyli kolejny impuls inflacyjny.

Mogą nim być także coraz większe potrzeby pożyczkowe rządu. Na nowe uzbrojenie trzeba będzie emitować obligacje w dolarach, dopisywać do nich coraz wyższe odsetki. Także dlatego, że nasza gospodarka, jako unijny maruder, stwarza dla pożyczających większe ryzyko, każą sobie za nie słono płacić. To kolejna przyczyna, że w tym roku będziemy musieli zacisnąć pasa jeszcze mocniej.

Czytaj także: PiS zostawia za sobą spaloną ziemię. Lęki Polaków

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną