Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Adam Glapiński przemawia, a ja tęsknię za nudną polityką pieniężną

Konferencja prasowa prezesa NBP Adama Glapińskiego, 9 marca 2023 r. Konferencja prasowa prezesa NBP Adama Glapińskiego, 9 marca 2023 r. NBP
Uporządkujmy te półtorej godziny konferencji prezesa NBP Adama Glapińskiego w kolejności od uwag najbardziej merytorycznych do najbardziej niespodziewanych.

Niestandardowe i barwne wystąpienia prezesa NBP, które od czasów pandemii zastąpiły nudne i merytoryczne konferencje przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej, stają się dla części opinii publicznej źródłem jakiegoś rodzaju rozrywki. Ile w tym polityki pieniężnej, ile polityki po prostu, a ile strumienia świadomości samego prezesa Glapińskiego – z miesiąca na miesiąc coraz trudniej ustalić. Postaram się jednak uszeregować te półtorej godziny konferencji w kolejności od uwag najbardziej merytorycznych do najbardziej niespodziewanych.

Czytaj też: To ma być cud gospodarczy? W portfelach go nie widać

Czego się dowiedziałam

Zacznijmy od spraw kluczowych, czyli od inflacji. Prezes Glapiński powtórzył opublikowane dzień wcześniej najważniejsze rezultaty projekcji makroekonomicznej NBP. Wskazuje ona na stopniowe spowolnienie inflacji w 2023 r., nieco większe niż poprzednia edycja projekcji w listopadzie i przy marginalnie, ale jednak wyższym tempie wzrostu PKB. Glapiński podkreślił, że on sam jest bardziej optymistyczny niż projekcja i spodziewa się, że już we wrześniu inflacja może spaść do poziomu jednocyfrowego, a w IV kw. 2023 r. wyniesie ok. 7 proc.

Poznaliśmy też mniej więcej ramy, w jakich RPP mogłaby podejmować decyzje o zmianie wysokości stóp procentowych – otóż będzie „zaciekle, w granicach rozsądku i możliwości” inflację zwalczać. Oznacza to, że stopy procentowe podniesie tylko, gdyby inflacja kształtowała się znacznie powyżej projekcji NBP. Przestrzeń do dyskusji o obniżkach stóp pojawi się zaś, gdy „inflacja będzie spadać na łeb na szyję”. Zapowiedź dalszych kroków w polityce monetarnej nazywa się „forward guidance” i niektórzy robią ją w sposób bardziej zawoalowany (np. będziemy reagować, gdy inflacja będzie znacząco przewyższać cel przez długi czas), inni zaś w sposób bardziej precyzyjny (np. podniesiemy stopy jeszcze na przynajmniej trzech kolejnych posiedzeniach). Ekonomiści i komentatorzy niezwłocznie zaczęli się więc głowić, czy „na łeb na szyję” to 7 proc. we wrześniu? Czy może 5 proc. w grudniu? A może jeszcze mniej?

Jakieś wskazówki co do poziomu łba i szyi może dostarczać, co też było dla mnie nowością, informacja, że według niektórych badań inflacja na poziomie 5 proc. przestaje ludziom przeszkadzać. Jest to dosyć mocna teza, być może poparta jakimiś badaniami, ale w obecnej sytuacji zdecydowanie niesprzyjająca kotwiczeniu oczekiwań inflacyjnych. W ustach prezesa banku centralnego, i to wypowiadana na konferencji w dzień po decyzji o wysokości stóp procentowych, brzmi to jak zapowiedź, że w okolicach 5 proc. to i władze monetarne uznają inflację za mało szkodliwą i mniej uwagi będą poświęcać jej zbijaniu.

Dostałam też potwierdzenie, że prezes Glapiński jest świadom odbioru swoich wystąpień i jest nim usatysfakcjonowany. Pod koniec powiedział, że mógłby mówić krótko i sucho, ale wtedy nikt by tego nie oglądał.

Czytaj też: Dlaczego PiS tylko udaje, że chce powstrzymać inflację

Co już wiedziałam

Sporo treści w wystąpieniu prezesa się powtarzało. Przede wszystkim wiedziałam już, że na konferencjach prezes Glapiński przyjmuje dwoistą naturę. Raz mówi otwarcie: „to jest moja opinia”, innym razem: „ja występuję jako emanacja Rady Polityki Pieniężnej”. Niestety części te nie są jasno rozdzielone.

Mogłam się też umocnić w przekonaniu, że prezes jest bardzo pewny słuszności swoich decyzji i niezbyt otwarty na krytykę czy nawet dyskusję, bo „tylko ludzie o złej woli, z przyczyn politycznych czy jakichś innych uprzedzeń idiosynkrazji natury ideologicznej czy światopoglądowej, czy związanej z kampanią wyborczą, mogą myśleć inaczej”. Co do polityki zaś, to prezes jest niezależny w pełni, co nie przeszkadza mu w mówieniu, że ktoś (w Komisji Europejskiej chyba) chce „ten rząd, tak dobry dla Polski, (…) za coś ukarać”, i krytykowaniu propozycji różnych partii opozycyjnych, choć głównie to Platformy Obywatelskiej.

Oddając prezesowi, co prezesowskie, muszę wspomnieć, że nie krył się z krytycznym nastawieniem do wakacji kredytowych i dopłat do kredytów. Oba te działania osłabiają skuteczność polityki monetarnej przy wątpliwych korzyściach społecznych.

Wiedziałam też, że prezes do Unii Europejskiej podchodzi bez entuzjazmu, choć stwierdzenie, że „Wielka Brytania jest poza Unią, szczęśliwie dla Wielkiej Brytanii”, wydaje mi się niecodzienne. Zwłaszcza że chyba sami Brytyjczycy mogliby się z prezesem w tej kwestii nie zgodzić. Szerzej w tym temacie Glapiński nie ceni też euro (choć w tym miesiącu było na ten temat niewiele) oraz Krajowego Planu Odbudowy.

Nie było dla mnie zaskoczeniem, że prezes wrażliwości gospodarstw domowych na realne i nominalne zmiany w gospodarce zbytnio nie docenia, za to wierzy mocno w sprawczą siłę przekazu medialnego. Tak więc media sprzyjające opozycji kreują paniki rynkowe (cukier, węgiel, masło), pozwalając sprzedawcom na podnoszenie cen. Media, skupiając się na inflacji, sprawiają, że konsument myśli tylko o wzroście cen, a nie zauważa, że prawie za tym wzrostem nadąża wzrost jego dochodów. Konsument jest też tak niewrażliwy, że nawet gdyby Polska nie uzyskała środków z KPO, to tego nie odczuje, bo ich wpływ na wzrost gospodarczy, w okolicach 0,5 pkt proc. w tym roku, jest zbyt mały. Zaniedbywalny, zdaniem Glapińskiego, jest też wpływ KPO na poziom życia – a ze względu na charakter reform i inwestycji w KPO (termomodernizacja, cyfryzacja, ograniczanie wykluczenia transportowego) trudno mi się z tym zgodzić.

Czytaj też: NBP wróży z fusów szybki spadek inflacji

Czego wolałabym nie wiedzieć

Wydarzenie to nazywało się „Konferencja prof. Adama Glapińskiego, Prezesa NBP, dotycząca oceny bieżącej sytuacji ekonomicznej w Polsce”. Tak jak w poprzednich miesiącach znalazło się tu jednak sporo wątków dotyczących osoby pana Glapińskiego czy też jego poglądów na tematy luźno związane z bieżącą sytuacją ekonomiczną w Polsce. Mówiono mi na szkoleniach z wystąpień publicznych, że kulturowa lub personalna anegdotka przykuwa uwagę i poprawia odbiór poważnych treści. Wszystko jednak wymaga pewnej proporcji. Tylko podczas tej konferencji dowiedziałam się więc, choć nie powinnam (i nikt z dziennikarzy obecnych na sali o to nie pytał), że:

• prezes gotów jest iść do wojska w sytuacji zagrożenia kraju;
Unia zamierza Polakom odebrać samochody i „każe chorym ludziom jeździć na rowerze zimą”. Tymczasem chodzi wyłącznie o zakaz produkcji samochodów spalinowych od 2035 r. Aż chciałoby się powiedzieć, że takiej nadinterpretacji unijnych przepisów mogliby dokonać „tylko ludzie o złej woli…”;
• prezes ceni sobie smakowe i zdrowotne właściwości kiszonej kapusty i kiszonek generalnie, zaś niedawno przeczytał, że sok pomarańczowy nie jest zdrowy;
• jak się żyło w czasach PRL;
• co prezes Glapiński napisał w swojej książce o ekonomii ewolucyjnej;
• co myśli o równouprawnieniu kobiet i prawach mniejszości. Czyli że równouprawnienie kobiet nie jest problemem w Polsce od 1918 r., zaś co do innych mniejszości (zapewne chodzi o osoby homoseksualne), to w Polsce nigdy nie były karane więzieniem, więc dziś nie trzeba im zadośćuczynić za przeszłe represje.

Polityka pieniężna powinna być nudna. To niszowa, mało zrozumiała i trudna do wytłumaczenia dziedzina ekonomii. Do tego, choć oddziałuje na wszystkich, to w sposób pośredni i opóźniony. Dlatego gdy inflacja mieści się w ustalonej normie, czyli w okolicach celu inflacyjnego, polityką monetarną interesuje się tylko garstka inwestorów i ekonomicznych entuzjastów. W warunkach nietypowej, a zwłaszcza podwyższonej inflacji polityka monetarna staje się ważna, interesująca i często dotkliwa. Jeśli jednak sytuacja zmusza szeroką opinię publiczną do śledzenia decyzji władz monetarnych i wsłuchiwania się w ich zapowiedzi, to dobrze byłoby tym odbiorcom dać to, czego w NBP oczekują. Trochę polityki pieniężnej.

Czytaj też: Wielki bałagan w finansach. PiS szuka ratunku, zaciśnie nam pasa

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Dlaczego książki drożeją, a księgarnie upadają? Na rynku dzieje się coś dziwnego

Co trzy dni znika w Polsce jedna księgarnia. Rynek wydawniczy to materiał na poczytny thriller.

Justyna Sobolewska, Aleksandra Żelazińska
18.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną