Latające mrówki
Patrz w górę! Mrówki latają nad granicą. Tak działa nowoczesny przemyt nad Bugiem
Zanim Polska znalazła się w stanie podgorączkowym na skutek wtargnięcia w przestrzeń powietrzną „ruskich dronów”, o niezidentyfikowanych obiektach latających przekraczających wschodnią granicę słyszano głównie przy okazji przemytu. Hasło „patrz w górę” na tamtejszym pograniczu obowiązuje już od ładnych paru lat. – Pakunki z papierosami i tytoniem znajdują na swoich polach lokalni gospodarze, dostajemy zgłoszenia od myśliwych i grzybiarzy, mieliśmy przypadek uszkodzenia przez spadający ładunek dachu domu jednorodzinnego, upadku przed nadjeżdżający samochód, a niedawno balon ze 150 kartonami papierosów wylądował na osiedlu w Lublinie, ok. 100 km w linii prostej od granicy. Taka paczka może ważyć 30 kg. Potrafi uszkodzić dach, więc nie muszę mówić, co grozi człowiekowi, na którego spadnie – opowiada Tomasz, oficer operacyjny Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Szmugiel w starym stylu, czyli drogą lądową lub przez Bug będący naturalną granicą z Białorusią i Ukrainą na długości ponad 360 km, od ponad czterech lat jest utrudniony, co nie oznacza, że ustał. W ostatnich miesiącach wykryto białoruskie papierosy m.in. w skrytkach tirów i autokarów, w wagonach kolejowych (prześwietlanych rentgenem), a białoruscy kolejarze alarmują, że szajki przemytników opatentowały też nowy szlak. Najpierw przerzucają towar do Rosji, a następnie ukrywają go w pociągach jadących z Chin do Europy Zachodniej przez Polskę. To już przemytnicza profeska: pozorowane awarie wymagające przestoju składów, przekupieni dyspozytorzy i służba ochrony kolei (stawki, o których się mówi: 2–4 tys. dol.), fałszywe plomby wagonów w miejsce zerwanych, kontrabanda idąca w dziesiątki tysięcy paczek.
Generalnie przemytnicy mają jednak od paru lat pod górkę.