Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Śpiewające telefony

Fot. Karl Baron, Flickr (CC BY SA) Fot. Karl Baron, Flickr (CC BY SA)
Za rok nie znajdziemy pod choinką nie tylko płyt CD i DVD, ale być może także odtwarzaczy MP3. Dlaczego? Oto wigilijna opowieść o długo oczekiwanym i wreszcie skonsumowanym związku telefonu komórkowego z muzyką.

To raczej małżeństwo z rozsądku niż z miłości. A tak bywa, gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze. Jeszcze na początku dekady ten związek uchodziłby za mezalians – telefony komórkowe były ciężkie, toporne i potrafiły jedynie odgrywać irytujące melodyjki. Dziś ultracienkie, designerskie cacka, z kolorowymi ekranami dotykowymi o przekątnej 3 cali, mają moc obliczeniową średniej klasy komputera.

Nazywa się je pretensjonalnie smartfonami (od ang. smart – mądry). Potrafią coraz więcej – są już nie tylko przenośnym telefonem, ale także narzędziem dostępu do Internetu i e-maila, mapą z nawigacją GPS, kalendarzem, aparatem fotograficznym i kamerą wideo. Taki wielofunkcyjny aparat komórkowy przestał już być dla branży filmowej, telewizyjnej i muzycznej ubogim krewnym. W tym urządzeniu zbiegają się dziś interesy producentów telefonów, operatorów sieci komórkowych oraz wielkich wytwórni muzycznych. Aby jednak zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, trzeba się cofnąć do końca ubiegłego wieku.

Jesienią 1997 r. naukowiec i inżynier Karlheinz Brandenburg, pracownik renomowanego niemieckiego instytutu badawczego Fraunhofer, zaprezentował grupie biznesmenów z amerykańskiej Doliny Krzemowej nowy sposób zapisywania muzyki do formy danych komputerowych (nazwany kompresją MP3). Co prawda już od czasu upowszechnienia się płyty CD, na której dane o dźwięku nagrywane są w formacie cyfrowym jako ciąg zer i jedynek, przegranie jej do komputera nie jest problemem. Gorzej, że z powodu olbrzymiej liczby zawartych na niej informacji przeniesiona do komputera piosenka zajmuje na twardym dysku aż 40–50 MB. To grubo za dużo, bo standardowy dysk miał wtedy pojemność 500–700 MB.

Brandenburg, matematyk oraz inżynier dźwięku, wraz z zespołem pracował nad rozwiązaniem tego problemu przez kilkanaście lat.

Polityka 51.2008 (2685) z dnia 20.12.2008; Rynek; s. 70
Reklama