Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Edukator Ekonomiczny

EDUKATOR EKONOMICZNY. Czy rynki rządzą światem

Rynki finansowe - jak to działa

Skoro rynek finansowy i jego instytucje zaczęły żyć własnym życiem, czy jest jeszcze na tym świecie ktoś, kogo się obawiają? Skoro rynek finansowy i jego instytucje zaczęły żyć własnym życiem, czy jest jeszcze na tym świecie ktoś, kogo się obawiają? Manuel Schäfer / PantherMedia
Czym są groźne i tajemnicze rynki finansowe – na które tak często powołują się komentatorzy – mogące doprowadzić do bankructwa Grecji, sparaliżować działania Niemiec i Francji, wymierzyć karę USA? Kto je powołał do życia? Czyim interesom służą?
Ogromna i nieraz groźna siła rynków bierze się z samych mechanizmów ich funkcjonowania.Marek Sobczak/Polityka Ogromna i nieraz groźna siła rynków bierze się z samych mechanizmów ich funkcjonowania.

***

Sprawdź swą wiedzę z ekonomii - zapraszamy do rozwiązania naszego quizu. W tej edycji pytamy m.in. o to czym są tajemnicze rynki finansowe oraz sprawdzamy wiedzę o franku szwajcarskim >> 

***

Kiedy grecki rząd przedstawia plany oszczędności budżetowych, komentatorzy pytają, czy rynki finansowe w nie uwierzą. Kiedy liderzy UE tworzą plany wzmocnienia euro, komentatorzy zastanawiają się, jak przyjmą je rynki. Kiedy republikanie i demokraci pod koniec lipca nie mogli porozumieć się w sprawie limitu zadłużenia USA, komentatorzy zaczęli się martwić, czy rynki nie ukarzą Stanów Zjednoczonych wyższymi stopami procentowymi. Skąd bierze się ta potęga rynków, przewyższająca potęgę największych mocarstw gospodarczych świata? (Patrz też POLITYKA 34)

Odpowiedź może nieco rozczarować zwolenników teorii spiskowych. Rynki finansowe, a w gruncie rzeczy jeden rynek podzielony na różne segmenty (w zależności od tego, jakiego rodzaju aktywa są przedmiotem obrotu – np. rynek akcji, obligacji, pieniężny, walutowy itd.), to po prostu ekonomiczny mechanizm sprzedaży i zakupu papierów wartościowych przez miliony niezależnie podejmujących swoje decyzje podmiotów. Albo, innymi słowy, to ogół podmiotów aktywnych na rynku i zawieranych przez nie transakcji.

Proste podstawy

Mamy więc na rynku finansowym sprzedających i tworzoną przez nich podaż. Sprzedający emitują różne papiery wartościowe – rządy wypuszczają obligacje, firmy oferują akcje i obligacje korporacyjne, banki emitują instrumenty pochodne, fundusze inwestycyjne sprzedają jednostki uczestnictwa. Robią to, bowiem poszukują kapitału, który albo pragną zainwestować w gospodarce, albo zaangażować w inną transakcję finansową, albo przeznaczyć na zaspokojenie swoich potrzeb. W ten sposób na rynku powstaje podaż papierów wartościowych (aktywów finansowych). Owe aktywa to nic innego jak poświadczenia zawartych umów: okaziciel niniejszego kawałka papieru pożyczył emitentowi określoną kwotę, w zamian za co przysługuje mu w przyszłości zwrot kapitału wraz z odsetkami. Albo w przypadku zakupu akcji stał się współposiadaczem firmy i praw do części zysku. Oczywiście czasem owe umowy są bardzo skomplikowane, zwłaszcza w przypadku instrumentów pochodnych (a więc takich, gdzie dochód zależy od dochodu z innych aktywów finansowych).

Z drugiej strony mamy popyt na aktywa finansowe, tworzony przez inwestorów, którzy posiadają nadmiar wolnych środków, czyli oszczędności. Ponieważ pieniądz sam z siebie nie przynosi żadnego dochodu, posiadający wolne środki inwestorzy starają się zmienić go w kapitał, czyli zainwestować kupując oferowane przez emitentów papiery wartościowe. Popyt spotyka się z podażą, a jeśli tylko strony dojdą do porozumienia co do ceny – dochodzi do transakcji. Ceną tą, mówiąc najogólniej, jest dochód, jaki sprzedający aktywa finansowe obiecuje kupującemu. Jeśli oferowana na rynku podaż papierów wartościowych jest większa od popytu (czyli jest więcej pomysłów na opłacalne wykorzystanie kapitału niż wolnych środków do zainwestowania, co zazwyczaj ma miejsce w sytuacji gospodarczego boomu), oferowane przez emitentów wynagrodzenie musi wzrastać. Innymi słowy, spadają ceny akcji i obligacji, a tym samym rośnie oczekiwany dochód i oprocentowanie. Odwrotnie wówczas, gdy podaż jest mniejsza od popytu.

Dalsze komplikacje

W tym miejscu jednak sprawy się komplikują. Po pierwsze, proste poszukiwanie kapitału i lokowanie inwestycji to tylko jeden z motywów funkcjonowania rynku finansowego. Innym jest zarządzanie portfelem posiadanych aktywów. Bank posiadający aktywa w jednej walucie może potrzebować innej waluty, a inwestor trzymający obligacje krótkookresowe może potrzebować długookresowych. Ogromna część transakcji dotyczy więc nie tyle emisji nowych aktywów, co właśnie wymiany jednych aktywów na drugie, co gwałtownie zwiększa skalę rynku finansowego.

Po drugie, większość dostępnych na rynku aktywów to papiery na okaziciela. Innymi słowy, po wypłatę kapitału z odsetkami może się zgłosić każdy, nie tylko ten, kto bezpośrednio kupił je od emitenta. Skoro tak, to aktywa finansowe mogą przechodzić wiele razy z rąk do rąk, a oprócz transakcji pomiędzy emitentami a pierwszymi nabywcami (czyli rynku pierwotnego) istnieje ogromny rynek wtórny, na którym jedni inwestorzy odkupują aktywa finansowe od innych, którzy zakupili je wcześniej. Motywy, dla których obie strony dokonują transakcji, są proste: sprzedający chce zamienić posiadane papiery wartościowe na gotówkę, którą może przeznaczyć na własne potrzeby albo jeszcze korzystniej zainwestować na rynku. Może również starać się pozbyć aktywów, co do których obawia się spadku cen. Kupujący waży oczekiwany dochód i ryzyko, starając się kupić aktywa, które mają dla niego atrakcyjną cenę.

I tu właśnie pojawia się kolejny kluczowy problem: ryzyko. Ponieważ operacje finansowe to umowy, w myśl których inwestujemy nasze pieniądze w zamian za obietnicę zwrotu kapitału wraz z dochodem, zawsze istnieje ryzyko, że ktoś, kto nam to obiecał, może tego nie zrobić – choćby z powodu bankructwa. Z zakupem papierów wartościowych zawsze wiąże się więc ryzyko, które uczestnicy rynku starają się wkalkulować w cenę (im większe zagrożenie, że emitent nie wywiąże się z umowy, tym wyższego dochodu żądają). Zmienia to normalny mechanizm ustalania ceny na rynku finansowym w skomplikowaną grę, w której inwestorzy na bieżąco starają się oceniać zarówno oczekiwany dochód, jak i ryzyko, biorąc pod uwagę wszelkie dostępne informacje.

Pomocą służą im w tym zakresie wyspecjalizowane instytucje oceniające, oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem, wiarygodność poszczególnych dłużników i jakość emitowanych przez nich aktywów (agencje ratingowe). Tworzy się też w ten sposób pole do gwałtownych wahań cen aktywów, bo jakakolwiek zmiana oczekiwań dotyczących ryzyka związanego z danym emitentem, rodzajem aktywów lub kursem waluty powoduje albo wzmożoną falę zakupów, albo wyprzedaży, a w ślad za tym silne zmiany cen. I oczywiście otwiera to również możliwość spekulacji bazujących na oczekiwanych zachowaniach większości inwestorów.

Widać więc jasno, że rynek finansowy nie przypomina tajnej organizacji, kierowanej przez wąską grupę ludzi. To raczej ogromny tłum inwestorów, którzy z jednej strony cały czas się ze sobą komunikują i usiłują kierować się zbiorową mądrością, a z drugiej – są skrajnie nerwowi i podlegający zmiennym nastrojom.

Psychologia tłumu

Tłum ten jest oczywiście podatny na nastroje paniki i euforii, bo dominuje w nim instynkt stadny. Jest również bardzo podatny na świadome działania spekulantów, którzy największe zyski mogą zrealizować wówczas, gdy są w stanie rozbudzić nastroje strachu, tak by tłum podążył w niewłaściwym kierunku (np. wyprzedając w panice obligacje danego kraju, gdy w rzeczywistości wcale nie grozi mu bankructwo). Ci, którzy mają zdolność kształtowania opinii tłumu, posiadają więc ogromną władzę, którą zazwyczaj będą starali się wykorzystać dla własnych zysków. Jedno ich słowo może spowodować, że tłum rzuca się w tę czy inną stronę. I to właśnie powoduje, że wszyscy liczą się z ich opiniami – czyli właśnie „opiniami rynków”.

Ogromna i nieraz groźna siła rynków bierze się z samych mechanizmów ich funkcjonowania. One powodują, że na rynku finansowym dokonywane są codziennie transakcje o gigantycznej skali. Łączna wartość aktywów finansowych w posiadaniu gospodarstw domowych w krajach OECD wynosi blisko trzykrotność globalnego PKB. Wielkość światowego rynku obligacji przekracza o połowę globalny PKB, a nominalna wartość, na którą opiewają znajdujące się na rynku instrumenty pochodne, jest jego dziesięciokrotnością!

Nic dziwnego, że jakakol­wiek zmiana nastrojów na rynku finansowym może spowodować gigantyczne wyprzedaże aktywów i przepływy kapitału, które są potencjalnie w stanie zrujnować największe kraje świata. Tym bardziej kiedy w grę wchodzą zachowania irracjonalne czy wybuchy paniki. Masowe zachwianie zaufania inwestorów do danego kraju, nawet jeśli nie jest do końca uzasadnione, może z miejsca spowodować taki wzrost oprocentowania obligacji albo taki odpływ rezerw dewizowych, który rzeczywiście może doprowadzić do bankructwa. Rynki żyją więc często własnym życiem, słuchając głosów swoich autorytetów (agencji ratingowych, analityków, słynnych inwestorów) i ufając im bardziej niż premierom czy prezesom banków centralnych.

Niezależność rynków

Nie jest łatwo stwierdzić, od kiedy rynki finansowe zaczęły żyć własnym życiem i w znacznej mierze dyktować warunki gry państwom. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu rządy wielkich krajów dysponowały zazwyczaj dostateczną siłą finansową, aby przeciwstawiać się wszelkim kaprysom rynków – i dostateczną władzą, by narzucać im korzystne dla siebie uregulowania. Choć zmienne nastroje inwestorów od stuleci mogły wywoływać kłopoty, o prawdziwie niezależnej roli rynków jest zapewne sens mówić dopiero w ciągu ostatnich 20–30 lat.

To właśnie wówczas, dzięki pozostawionej uczestnikom rynku gospodarczej wolności, skala operacji finansowych dramatycznie wzrosła (jeszcze w 1980 r. dostępne na rynku podstawowe aktywa finansowe miały łączną wartość niewiele większą od globalnego PKB). To wówczas pojawiły się trendy globalizacyjne, dzięki którym kapitał zaczął z łatwością przepływać po całym świecie, skutecznie wymykając się spod kontroli poszczególnych państw. To wówczas dzięki postępowi technologicznemu czas przepływu informacji skurczył się w skali globu niemal do zera, a ich dostępność dla wszystkich zainteresowanych gwałtownie wzrosła.

Jednocześnie ostatnie 20–30 lat to okres, gdy okrzepły i nabrały siły prywatne instytucje, które dziś w znacznej mierze wpływają na przepływ informacji i mogą sterować emocjami na rynku. Pojawiły się działające globalnie fundusze hedgingowe, zajmujące się spekulacyjnym handlem na rynkach finansowych. Do roli potęg dysponujących aktywami rzędu 20 bln dol. (o połowę więcej, niż wynosi amerykański PKB) urosły fundusze emerytalne. Wspaniale rozwinęła się, a następnie spektakularnie zakończyła kariera wpływowych banków inwestycyjnych, których prezesi w szczycie powodzenia twierdzili, że ich instytucje „wykonują pracę Boga” – tak jak on stworzył z niczego świat, one tworzą bogactwo. Ugruntowała się rola agencji ratingowych, publicznie oceniających dziś politykę państw i grożących, że jednym słowem mogą im odebrać wiarygodność kredytową. Wszystkie te instytucje powstały na zapotrzebowanie milionów inwestorów – i tylko przed nimi czują się odpowiedzialne. Przed nimi, czyli przed nikim, bo miliony nie mówią jednym głosem.

Skoro rynek finansowy i jego instytucje zaczęły żyć własnym życiem, czy jest jeszcze na tym świecie ktoś, kogo się obawiają? Nie, póki rządy nie współpracują między sobą, a każdy z nich w pojedynkę stara się zaskarbić sobie względy uczestników rynku. Ale gdyby główne finansowe potęgi – USA, Unia Europejska, Japonia, Chiny – doszły do porozumienia, mogłyby w znacznym stopniu ograniczyć wolność działania wielu potężnych instytucji i swobodę prowadzonych przez nie operacji finansowych.

Wówczas, być może, rola „opinii rynków” (a właściwie opinii formułowanych przez cieszące się zaufaniem inwestorów działające na rynku instytucje) spadłaby. Ale czy na pewno byłoby to z korzyścią dla rozwoju gospodarczego świata – tego nie wie nikt. Bo „opinie rynków” mogą być czasem krzywdzące i histeryczne. Ale zazwyczaj po prostu dyscyplinują rządy, zmuszając je do racjonalnego działania.

Polityka 35.2011 (2822) z dnia 24.08.2011; Rynek; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "EDUKATOR EKONOMICZNY. Czy rynki rządzą światem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną