Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Edukator Ekonomiczny

Paralichwa

Lichwa - pożyczki na kilka tysięcy procent

Problem z parabankami nie jest wyłącznie polską specjalnością. Problem z parabankami nie jest wyłącznie polską specjalnością. Marek Sobczak / Polityka
Lichwa jest w Polsce ustawowo zakazana, ale pożyczki na kilka tysięcy procent w pełni legalne. Jak to możliwe?

Szybka gotówka, chwilówka, pożyczka bez sprawdzania wiarygodności finansowej klienta. Pieniądze na oświadczenie, na esemesa. Kredyt przez Internet lub od ręki. Firmy pożyczkowe, zwane parabankami, kuszą ludzi, jak mogą. Pieniądze są osiągalne szybko, łatwo, bezboleśnie. Przedstawiciele parabanku chętnie przyjadą do domu z potrzebną kwotą.

Klienci wysokiego ryzyka

Pieniądz jednak kosztuje. Korzystając z chwilówki w wysokości 600 zł w firmie SmsBanQ, po 15 dniach klient musi oddać 760 zł, o czym firma informuje na swojej stronie internetowej. I żeby była jasność: pożyczka nie jest na wyjątkowo wysoki procent, bo prawo tego zabrania. Kodeks cywilny i ustawa o kredycie konsumenckim wyraźnie stanowią, że maksymalne oprocentowanie kredytu nie może przekraczać czterokrotności stopy lombardowej NBP. Dziś stopa ta wynosi 5,75 proc., więc już samo namawianie do kredytu na więcej niż 23 proc. rocznie jest usiłowaniem popełnienia przestępstwa opisanego w art. 304 Kodeksu karnego i zagrożone karą do 3 lat więzienia.

Jak to możliwe, żeby koszt pożyczenia 600 zł na 15 dni wyniósł 160 zł? Bardzo prosto: odsetki od pożyczki wynoszą wprawdzie tylko 6 zł, ale są jeszcze obciążenia dodatkowe – opłata przygotowawcza (30 zł) i składka ubezpieczeniowa (124 zł). W sumie więc rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) wynosi 31385,96 proc.

Parabank bynajmniej tego nie ukrywa, nie stosuje żadnego drobnego druczku. Takie reguły obowiązują w branży pozabankowej, specjalizującej się w udzielaniu krótkoterminowych i stosunkowo niewielkich pożyczek. Im niższa kwota pożyczki i krótszy termin, tym RRSO wyższe, liczone w tysiącach procent, bo wszystkie firmy stosują wysokie stałe opłaty i prowizje.

To model prowadzenia parabankowego biznesu niepodlegającego regulacjom Komisji Nadzoru Finansowego. Trafiają do niego tzw. klienci podwyższonego ryzyka, którzy ze względu na brak stałych dochodów albo odnotowane w Biurze Informacji Kredytowej (BIK) niespłacone wcześniej kredyty nie mają czego szukać w bankach. Pobierając wysokie opłaty dodatkowe firmy pożyczkowe ograniczają swoje ryzyko. Nawet jeśli części pożyczek nie uda się odzyskać, to pozostali pożyczkobiorcy z naddatkiem pokryją stratę. Do grudnia ubiegłego roku opłaty i prowizje były ustawowo ograniczone i nie mogły przekroczyć 5 proc. wartości udzielonego kredytu. Jednak nowelizując ustawę o kredycie konsumenckim usunięto ten przepis uznając, że wystarczy, jeśli kredytodawca poinformuje klienta o całkowitym koszcie. Zresztą także wcześniej istniały furtki umożliwiające przekraczanie dopuszczalnego limitu, więc przyjęto, że utrzymywanie fikcji nie ma sensu.

Do opłat i prowizji nie były wliczane np. ubezpieczenie i koszty ustanowienia zabezpieczeń albo obsługi w domu klienta. Nie tylko parabanki, ale także banki nagminnie korzystały z patentów na podwyższenie kosztów obsługi kredytu. I tak doszliśmy do sytuacji, że lichwa jest karalna, ale pożyczanie na astronomicznie wysoki procent legalne. Czyli mamy taką paralichwę.

Lista grzechów parabanków jest zresztą dużo dłuższa.

Częstą praktyką jest pobieranie wysokich opłat przygotowawczych lub wynagrodzenia za cały okres kredytowania jeszcze przed podpisaniem umowy albo przed wypłatą pieniędzy, a następnie nieudzielanie pożyczki i zatrzymanie wpłaconych kwot – komentuje Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Nieuczciwe firmy stosują umowy, które umożliwiają im odmowę udzielenia pożyczek, na podstawie pozornie obiektywnych kryteriów, np. braku odpowiedniego zabezpieczenia. Jednocześnie wymagane zabezpieczenia sięgają nawet 250 proc. wartości pożyczki, co z góry przesądza o negatywnym rozpatrzeniu wniosku.

Ile mamy parabanków?

Problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo, ile mamy w Polsce parabanków i jak dużymi obracają pieniędzmi. I właściwie – co to są za pieniądze? Bo udzielać pożyczek wprawdzie może każdy, nawet osoba nieprowadząca działalności gospodarczej (np. za pośrednictwem internetowych portali pożyczek prywatnych), ale ze środków własnych. Jeśli firma pożyczkowa jednocześnie oferuje lokaty, czyli „przyjmuje środki pieniężne w celu obciążenia ich ryzykiem” (ryzyko wiąże się z udzielaniem pożyczek), wchodzi w obszar działalności bankowej – licencjonowanej i nadzorowanej przez KNF.

Wśród bankowców panuje przekonanie, że sektor pozabankowy rozwija się szybko i w sposób niekontrolowany. Bo banki na skutek rygorystycznej polityki nadzorczej KNF musiały zaostrzyć kryteria udzielania kredytów. Wprowadzenie w życie przez Komisję Nadzoru Finansowego tzw. rekomendacji T i S sprawiło, że wiele osób żyjących od pierwszego do pierwszego, niemających stałego zatrudnienia lub pracujących na umowach czasowych zostało skazanych na firmy pożyczkowe. Nawet jeśli mają w BIK czystą historię kredytową, banki nie mogą im pożyczyć pieniędzy bez ściągnięcia na siebie gniewu KNF.

Według naszych ocen, liczba klientów firm pożyczkowych jest stosunkowo stabilna. Rekomendacje KNF nie sprawiły, że w sektorze usług finansowych wzrósł nagle popyt. Po prostu sektor bankowy i pozabankowy wzajemnie się uzupełniają – wyjaśnia Andrzej Roter, dyrektor generalny Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych. KPF zrzesza przedsiębiorstwa z różnych sektorów rynku finansowego. Jest wśród nich tylko siedem firm pożyczkowych, ale – jak podkreśla dyrektor – reprezentują one łącznie ok. 70 proc. wartości tego rynku szacowanego przez ekspertów na 2,3–2,5 mld zł. Tymczasem wartość kredytów konsumpcyjnych udzielanych przez sektor bankowy wynosi ok. 130–140 mld zł.

Nie wszyscy mają do tych wyliczeń zaufanie. – Tak naprawdę niewiele wiemy o tym sektorze. Na przykład: ile firm udziela pożyczek i kto nimi zarządza? Dziś każdy rejestrując firmę wpisuje sobie wszystkie typy działalności, od wulkanizacji po usługi finansowe – tłumaczy jeden z bankowców, zwracając uwagę, że pojawiły się już firmy udzielające pożyczek zabezpieczonych hipoteką. Za chwilę może się okazać, że ludzie będą tracili mieszkania nie mogąc spłacić niewielkich kredytów na astronomicznie wysoki procent. Podobnie jak mogą tracić pieniądze w firmach lokujących środki klientów w określone towary. To kolejna niebezpieczna działalność parabanków.

O tych problemach przypomniano sobie przy okazji afery Amber Gold. Kiedy wyszło na jaw, że gdański parabank był potężną oszukańczą piramidą finansową operującą setkami milionów złotych – i mógł spokojnie funkcjonować lokując jedną ze swych placówek 100 m od Ministerstwa Finansów, KNF, NBP i UOKiK – Komitet Stabilności Finansowej zainteresował się funkcjonowaniem sektora pozabankowych usług finansowych. Pojawiła się obawa, że dochodzi tam nie tylko do naruszeń praw klientów, ale także może rodzić się zagrożenie dla całego systemu finansowego państwa.

Co się zmieni?

Problem z parabankami nie jest wyłącznie polską specjalnością. Pozabankowy sektor finansowy, zwany na świecie shadow banking, czyli bankowością cienia, szybko rośnie. W UE jego wartość jest dziś szacowana na ponad 17 bln euro. W tym cieniu mieści się bardzo wiele firm prowadzących różne typy działalności: fundusze inwestycyjne, fundusze sekurytyzacyjne, firmy leasingowe, faktoringowe, domy maklerskie, pośrednicy i brokerzy kredytowi, firmy sprzedaży ratalnej i wiele innych. Poszczególne kraje mają różną politykę wobec sektora finansowego, więc obszar nieregulowany może być mniejszy lub większy. Na Węgrzech parabanki działają na rynku regulowanym, w najbardziej liberalnej Holandii sektor pozabankowy jest tak duży, że jego aktywa mają tam wartość 490 proc. PKB.

Poczucie zagrożenia związanego z działalnością tego sektora bardzo nasiliło się po kryzysie 2008 r. Słynne kredyty subprime i skomplikowane instrumenty pochodne, które doprowadziły do załamania systemu finansowego, narodziły się w amerykańskim sektorze pozabankowym, a potem rozpłynęły infekując systemy bankowe na całym świecie. Komisja Europejska przygotowała Zieloną Księgę Równoległego Systemu Bankowego, która ma doprowadzić do uporządkowania rynku parabankowego na poziomie krajowym i unijnym.

W Polsce takie zmiany dotyczące sektora pozabankowego przygotowuje grupa robocza Komitetu Stabilności Finansowej (KSF), w skład której wchodzą przedstawiciele ministrów finansów i sprawiedliwości, NBP, KNF, UOKiK, prokuratora generalnego i rzecznika praw obywatelskich. Założenia przewidują m.in. wprowadzenie rejestru firm świadczących usługi finansowe, a także wprowadzenie limitu rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania, bez którego przepisy antylichwiarskie nie mają sensu.

Musimy walczyć z wykluczeniem finansowym. Dlatego każdy obywatel powinien mieć dostęp do usług finansowych nie tylko bankowych, ale także pozabankowych – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Firmy pożyczkowe nie są konkurencją dla banków. Nie mogą jednak działać na zasadzie całkowitej swobody. Musi być rejestr firm, a osoby wcześniej karane za przestępstwa przeciw mieniu nie mogą takich firm prowadzić.

Trwają dyskusje, na jakim poziomie ustawić poprzeczkę RRSO, by przeciwdziałanie lichwie było racjonalne, ale jednocześnie nie zabiło branży usług finansowych i nie stworzyło podziemia parabankowego. Sześciokrotność stopy lombardowej? Dziesięciokrotność? Zdaniem dyrektora Rotera takie pomysły mogą przynieść skutki odwrotne do zmierzonych. Firmy pożyczkowe będą musiały wycofać się z oferowania niewielkich kwot na krótki okres, bo przy takim ograniczeniu RRSO będą one dla nich nieopłacalne. – Osoby, które muszą pożyczyć niewielką kwotę na krótki czas, będą miały do wyboru: skorzystać z usług czarnego rynku albo pożyczyć większą kwotę na ­dłużej. W obu przypadkach skutki takiej decyzji będą dla nich fatalne – wyjaśnia dyr. Roter. Dodaje, że ze sprostaniem nowym wymaganiom mogą mieć kłopoty także banki oferujące kredyty, zwłaszcza za pomocą kart kredytowych.

Instytucje odpowiadające za rynek finansowy, których przedstawiciele tworzą grupę roboczą KSF, rozpoczęły walkę z lichwą i innymi negatywnymi formami działania parabanków na razie poprzez kampanię społeczną „Nie daj się nabrać. Sprawdź, zanim podpiszesz”. Ostrzegają przed skutkami nadmiernego zadłużania. Bohaterką kampanii jest m.in.pani Krystyna, chcąca pożyczyć 4 tys. zł na święta. Na stronie www.zanim-podpiszesz.pl można śledzić, jak szybko ­zwiększa się jej dług, co ma stanowić ostrzeżenie dla innych klientów firm pożyczkowych.

Trudno będzie jednak przed świętami przekonać Polaków do zaciskania pasa. Dlatego większa nadzieja w Komisji Nadzoru Finansowego, która obiecuje zmianę rekomendacji dla banków. Procedury i wymagania stosowane wobec pożyczających niewielkie kwoty mają zostać złagodzone, dzięki czemu zamiast korzystać z parabanków będą mogły sięgnąć do ofert ­bankowych.

Polityka 50.2012 (2887) z dnia 12.12.2012; Edukator ekonomiczny; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Paralichwa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną