Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Edukator Ekonomiczny

Pożyczka dla bezetatowca

Nie masz etatu - czy dostaniesz kredyt?

Gdy do banku przychodzi klient starający się o kredyt i przedstawia umowę cywilnoprawną, nigdy nie wie, jak zostanie potraktowany. Gdy do banku przychodzi klient starający się o kredyt i przedstawia umowę cywilnoprawną, nigdy nie wie, jak zostanie potraktowany. Marek Sobczak / Polityka
Zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych, nazywanych śmieciowymi, nie mają zamkniętej drogi do kredytu gotówkowego czy hipotecznego. Muszą jednak spełnić surowsze kryteria niż etatowcy.
Polityka

Budzące sporo kontrowersji umowy cywilnoprawne są dziś podstawową formą zatrudnienia dla coraz większej liczby Polaków. Według badań Bilans Kapitału Ludzkiego, przeprowadzanych od kilku lat przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, w taki sposób wiąże się z firmą już 13 proc. osób w wieku 18–24 lata, ponad 8 proc. w przedziale 25–34 lata i 5 proc. czterdziesto- i pięćdziesięciolatków (patrz tabela na s. 39). Czy ta duża grupa ludzi bez etatu, a więc „bez stałego zatrudnienia” ma szansę na kredyt?

Bank ryzykuje?

Chociaż umowy cywilnoprawne kojarzą się przede wszystkim z naginaniem prawa pracy i chęcią oszczędzania przez pracodawców na składkach, to w ten sposób na życie zarabiają bardzo różne grupy Polaków. Wielu z nich całkowicie dobrowolnie. Najwięcej jest wśród nich osób młodych, które wciąż jeszcze się uczą lub studiują, nie założyły dotąd rodziny i cenią sobie podstawowe atuty takiej formy zatrudnienia. A są nimi m.in. elastyczny czas pracy oraz możliwość wykonywania części zlecanych zadań u siebie w domu.

Umowy cywilnoprawne są też często zawierane przez ludzi wolnych zawodów. Tym samym upada mit, że wszyscy, którzy podpisali ten rodzaj umów, mało zarabiają. Przecież lekarze, prawnicy, dziennikarze czy architekci to zazwyczaj ludzie wynagradzani powyżej przeciętnej, są więc dla banków bardzo atrakcyjnymi klientami.

Niestety, jest również spore grono Polaków na umowach cywilnoprawnych, którzy zostali zmuszeni do takiej formy przez swoich pracodawców, a zadania, jakie wykonują, nie różnią się praktycznie od tych powierzanych ich kolegom mającym stabilną umowę o pracę na czas nieokreślony.

Gdy do banku przychodzi klient starający się o kredyt i przedstawia umowę cywilnoprawną, nigdy nie wie, jak zostanie potraktowany. Niektóre instytucje finansowe w ogóle takiej formy zarobków nie biorą pod uwagę, jeśli jest ona jedynym źródłem dochodów. W ten sposób postępuje np. Bank Ochrony Środowiska, który wpływy z umów zlecenia uwzględnia tylko, jeśli są one dodatkiem do innych dochodów.

Takie przypadki są jednak stosunkowo rzadkie, a większość banków z góry nikogo nie wyklucza, lecz zaczyna patrzeć na szczegóły umów i wysokość zarobków. Co ciekawe, same kontrakty cywilnoprawne nie wpływają na pogorszenie tzw. scoringu, czyli poziomu wiarygodności klienta, wyliczanego przez Biuro Informacji Kredytowej. To do niego każdy bank kieruje zapytania, gdy rozpatruje nasz wniosek o pożyczkę. Wpływ na liczbę otrzymanych punktów ma przede wszystkim dotychczasowa historia starającego się o pieniądze, czyli sprawdzenie, jak dotąd spłacał zobowiązania, ile w tej chwili winny jest bankom i jak korzysta ze swojej karty kredytowej.

Kłopot w tym, że wszyscy klienci bez etatu z góry traktowani są jako bardziej ryzykowni, bo to oni zazwyczaj pierwsi ucierpią w przypadku spowolnienia gospodarczego, czyli zwolnień z pracy. A z taką właśnie sytuacją mamy obecnie w Polsce do czynienia. Ze statystyk banków wynika, że najsolidniejsi, czyli najrzadziej spóźniający się z płaceniem rat, są ci mający etat. Osobom z umowami cywilnoprawnymi częściej zdarzają się kłopoty, chociaż z punktu widzenia banków największe ryzyko związane jest z prowadzącymi działalność gospodarczą.

Trudniej o zaufanie

Zwłaszcza przy udzielaniu kredytu hipotecznego instytucje finansowe stosują wobec klientów z umowami-zlecenia czy o dzieło ostrzejsze kryteria. Jednym z nich jest długość zatrudnienia. Przykładowo osoby na etacie już po trzech miesiącach od podpisania umowy mogą starać się o pożyczkę w PKO BP. Jeśli jednak zarabiają, mając tylko umowę cywilnoprawną, to muszą wykazać przynajmniej 12-miesięczny staż.

Równie długiego okresu zatrudnienia wymaga bank ING, gdzie etatowcy mogą złożyć wniosek o kredyt hipoteczny już w pół roku po rozpoczęciu pracy. Jednak nie wszędzie są takie różnice. Deutsche Bank PBC zarówno od zatrudnionych na czas określony, nieokreślony, jak i na umowę-zlecenie czy o dzieło wymaga rocznego stażu. W zdecydowanie gorszej sytuacji są natomiast prowadzący działalność gospodarczą, którzy muszą to robić przynajmniej przez 2,5 roku.

W przeciwieństwie do umowy o pracę na czas nieokreślony, te cywilnoprawne często mają z góry ustalony termin wygaśnięcia. Próbując przynajmniej częściowo się zabezpieczyć, banki zazwyczaj żądają, aby kontrakt był ważny jeszcze przez przynajmniej kilka miesięcy od dnia złożenia wniosku o kredyt. Czasem pomóc może oświadczenie pracodawcy, w którym poinformuje, że zamierza obowiązującą umowę cywilnoprawną przedłużyć na dotychczasowych lub lepszych warunkach.

Dla wszystkich banków ogromne znaczenie w przypadku takich kontraktów mają ich ciągłość oraz regularność dochodów. Ta pierwsza cecha oznacza, że starający się o kredyt, zwłaszcza hipoteczny, stale wykonuje pracę na zlecenie lub jest bez przerwy związany z pracodawcą umową o dzieło. Jeśli nawet jedna umowa wygasa, zaraz zostaje odnowiona bądź zastąpiona nową. Wówczas zatrudnienie najbardziej przypomina typowy etat i daje bankowi nadzieję, że również w przyszłości kredytobiorca nie będzie miał problemów ze znalezieniem przedsiębiorstw zainteresowanych współpracą z nim.

To dlatego instytucje finansowe, wymagając kilkumiesięcznego albo rocznego okresu pracy na umowie cywilnoprawnej, kontrolują czy był on ciągły. Przykładowo Eurobank zastrzega, że przerwa między obowiązywaniem poszczególnych umów nie może przekroczyć siedmiu dni. Poważne kłopoty z uzyskaniem kredytu mogą mieć osoby utrzymujące się z pracy sezonowej, chociaż niektóre instytucje są gotowe potraktować je w sposób wyjątkowy, np. mBank może udzielić im kredytu, nawet jeśli zarabiają sezonowo, ale za to regularnie i od dłuższego czasu.

Niekorzystne wahania

Bardzo ważna jest również względna stabilność dochodów. To istotne utrudnienie dla wielu osób, zwłaszcza zarabiających dzięki umowom o dzieło. Często ich wynagrodzenie jest bardzo zmienne i miesiące dobrych zarobków przeplatają się ze słabymi. Banki oczywiście biorą pod uwagę średnie wynagrodzenie z ostatniego roku bądź dwóch lat, ale zwracają również uwagę na przedział wahań. Ratę kredytu hipotecznego trzeba przecież płacić co miesiąc, a nie każdy jest wystarczająco zapobiegliwy, żeby w dobrych okresach oszczędzać, a w złych korzystać ze zgromadzonych wcześniej zasobów. Kto zatem ma np. bardzo wysokie dochody co kilka miesięcy, a w pozostałych zarabia niewiele, może mieć duże problemy, starając się o pożyczkę. Wówczas banki często żądają przedstawienia znacznie dłuższej, nawet kilkuletniej historii wpływów na konto i jeszcze dokładniej prześwietlają klienta.

 

Sporo wątpliwości dotyczy również kwestii, jak liczyć zdolność kredytową osoby, która zarabia wyłącznie dzięki umowie-zleceniu albo o dzieło. Także w tym przypadku bankom nie udało się ustalić wspólnego podejścia i każdy postępuje według własnego uznania.

Umowy cywilnoprawne pozwalają na wyliczenie wyższych kosztów uzyskania przychodu. Wynoszą one 20 proc., a w przypadku twórców nawet 50 proc. To oczywiście dobra wiadomość dla zarabiających, bo dzięki temu płacą niższy podatek od dochodów osobistych. Jednak w przypadku starań o pożyczkę ta zaleta staje się często wadą, bo ogranicza maksymalną kwotę, o jaką można będzie się ubiegać.

Wyliczając zdolność kredytową, wiele banków bierze bowiem pod uwagę kwotę zarobków pomniejszoną właśnie o wysokość kosztów uzyskania przychodu. Wychodzą ze słusznego założenia, że kto ma podpisaną umowę-zlecenie lub o dzieło, musi wziąć na siebie dodatkowe wydatki (choćby za rozmowy telefoniczne czy materiały biurowe), które w przypadku zatrudnionych na etacie zazwyczaj ponoszą ich pracodawcy. Czasem banki same żądają od klienta, aby określił wysokość tych kosztów, w innych przypadkach stosują wskaźnik 20 lub 50 proc., w zależności od typu wykonywanej pracy. Tylko niektóre banki biorą pod uwagę rzeczywiste wpływy na rachunek.

Dziwny rynek

Jak na europejski kraj nasz rynek pracy jest bardzo specyficzny. Mamy największy w Unii odsetek pracujących z umowami na czas nieokreślony oraz 1,8 mln osób prowadzących działalność gospodarczą, najczęściej jednoosobową. Także umowy zawarte w oparciu o Kodeks cywilny, a nie Kodeks pracy, stały się trwałym elementem życia zawodowego tysięcy Polaków. Z jednej strony taka różnorodność form zatrudnienia zapewnia dużą elastyczność i z pewnością ratuje część osób przed bezrobociem albo, co nawet bardziej prawdopodobne, pracą na czarno. Równocześnie jednak niektórzy zatrudniający, wykorzystując wysokie bezrobocie, nadużywają tych specyficznych instrumentów, co prowadzi do takich patologii, jak fikcyjne samozatrudnienie czy zastępowanie etatu umową zlecenia, aby zmniejszyć wydatki firm i ułatwić zwalnianie.

W tej sytuacji banki starają się stosować jak najmniej sztywnych kryteriów i każdy wniosek o kredyt rozpatrują indywidualnie. Dzięki temu pieniądze na mieszkanie czy dom mają szansę pożyczyć także ci, którzy z różnych powodów etatu nie chcą bądź pozostaje on dla nich nieosiągalny. Choć wielu z nich opuszcza dziś banki rozczarowanych odmową, jest to raczej efekt spowolnienia gospodarczego i coraz ostrzejszych kryteriów przyznawania kredytów w ogóle, a nie tylko dyskryminacji tych, którzy pracują na umowach cywilnoprawnych. „Bezetatowcy” to klienci trudniejsi i mniej wygodni, ale banki – walczące o własne zyski – nie mogą już ignorować nieodwracalnych zmian na rynku pracy.

 

Światowy kryzys finansowy trwa już piąty rok. Wciągnął niemal w całości Europę, nadal gnębi Amerykę, rujnuje nadzieje gospodarcze wiązane do niedawna z Azją. Przez ostatnie kilka lat organizacjom międzynarodowym, bankom centralnym i rządom najważniejszych państw udało się uniknąć najgorszego w postaci bankructwa dużej części międzynarodowego systemu finansowego, ale niewykluczone, że to tylko odroczenie wyroku. Świat, w tym także Polskę, czekają kolejne trudne lata. Czy można się do nich przygotować?

Polityka 03.2013 (2891) z dnia 15.01.2013; Edukator ekonomiczny; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Pożyczka dla bezetatowca"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną