Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Edukator Ekonomiczny

Funt w kratkę

Szkoci i Anglicy kłócą się o wspólną walutę

Czym Szkoci będą płacić w przyszłości, jeśli 18 września większość rzeczywiście wybierze niepodległość? Czym Szkoci będą płacić w przyszłości, jeśli 18 września większość rzeczywiście wybierze niepodległość? Marek Sobczak / Polityka
Większość Szkotów, marząc o niepodległości, nadal chciałaby zachować obecną walutę. Brytyjskie partie jednak ostrzegają, że po ewentualnym rozwodzie nie będzie to możliwe.
MS/Polityka
materiały prasowe

Funt to dziś jeden z najgorętszych tematów kampanii przed wrześniowym referendum w Szkocji, kiedy to mieszkańcy będą decydować o jej dalszych losach. Do wyboru mają dwie drogi: niepodległość albo pozostanie na dotychczasowych zasadach w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Sprawa waluty wzbudza ogromne kontrowersje, bo o ile zwolennicy niepodległości mają już dość życia we wspólnym kraju, to z brytyjskiego funta nawet po secesji rezygnować raczej by nie chcieli. Z kolei politycy nawołujący do zachowania jedności kraju ostrzegają, że wyjście Szkocji ze Zjednoczonego Królestwa może też oznaczać pożegnanie z funtem.

Czym Szkoci będą płacić w przyszłości, jeśli 18 września większość rzeczywiście wybierze niepodległość? Istnieje kilka możliwości, a każda ma zalety i wady. Pierwszy scenariusz w praktyce sprowadza się do pozostawienia w sferze walut wszystkiego po staremu. Szkoci nadal płaciliby brytyjskimi funtami mimo formalnej, politycznej secesji. Szkocja i reszta Zjednoczonego Królestwa na równoprawnych zasadach utworzyłyby unię walutową, podobną do strefy euro, z tą tylko różnicą, że jej członkiem byłyby dwa niepodległe kraje, a nie 18. Stopy procentowe nadal ustalałby Bank Anglii, ale w jego władzach zasiadałby też przedstawiciel Szkocji.

Taki scenariusz jest rozwiązaniem proponowanym przez pierwszego ministra Szkocji (odpowiednik premiera) Alexa Salmonda i obóz niepodległościowy. To odzwierciedla nastroje społeczne, bo chociaż Szkoci, według sondaży, w kwestii niepodległości są podzieleni niemal po równo, to zdecydowana większość nie chciałaby porzucać funta. Lokalne władze Szkocji, pomysłodawcy referendum, przekonują, że to idealny scenariusz nie tylko dla samej Szkocji, ale też reszty Wielkiej Brytanii, bo przecież oba kraje byłyby mimo rozwodu ściśle ze sobą gospodarczo powiązane.

Twardy Londyn

Jednak scenariusz unii walutowej obecny brytyjski rząd stanowczo odrzuca. Co więcej, jednym głosem mówią w tej sprawie trzy największe brytyjskie partie – zarówno rządzący w koalicji Konserwatyści i Liberalni Demokraci, jak i opozycyjni Laburzyści. Ich głównym argumentem przeciw unii walutowej Wielkiej Brytanii i niepodległej Szkocji jest… strefa euro. Rząd w Londynie często używa wspólnego europejskiego pieniądza jako ilustracji tezy o niebezpieczeństwach związanych z unią walutową.

Londyn uważa, że utrzymanie funta w dwóch krajach o różnej wielkości, prowadzących odrębną politykę gospodarczą, byłoby bardzo niebezpieczne dla waluty. Konserwatyści argumentują, że rządzona przez narodowców niepodległa Szkocja będzie państwem łatwo i chętnie zwiększającym wydatki socjalne (dzięki dochodom z wydobycia ropy), podczas gdy reszta wyspy musi zaciskać pasa. Poza tym Szkocja ma wyjątkowo duży, w porównaniu z własną gospodarką, sektor bankowy. A Wielka Brytania, nawet po rozwodzie, musiałaby ratować szkockie banki w przypadku ich ewentualnych problemów, żeby ocalić funta. Przy tej okazji chętnie przypomina się niedawne kłopoty strefy euro, która pomogła kredytami Irlandii, gdy jej sektor bankowy tonął.

Jeśli więc Szkoci i Anglicy formalnej unii walutowej wynegocjować jednak nie zdołają, będą musieli poszukać innych rozwiązań. Należy do nich np. jednostronne wprowadzenie obcej waluty. W praktyce jest to zazwyczaj dolaryzacja, euroizacja, a w tym przypadku byłaby sterlingizacja. Tak postępowały dotąd różne kraje, ale o dużo gorszej reputacji niż Szkocja. Najczęściej taki manewr zastąpienia narodowego pieniądza jedną z uznanych walut przeprowadzały państwa, które wpadły w poważne gospodarcze tarapaty i w ten sposób chciały walczyć z wysoką inflacją. Zamiast martwić się niestabilnością własnego pieniądza korzystały (i czasem nadal to czynią) z obcej, ale wiarygodnej i szanowanej waluty.

W efekcie podobnych operacji, jako pełnoprawny środek płatniczy w Ekwadorze i Panamie funkcjonuje dziś amerykański dolar. Również Timor Wschodni po uzyskaniu niepodległości w 2002 r. postanowił nie ryzykować z emisją własnego pieniądza i wprowadził amerykańską walutę. Aby zaznaczyć odrębność, bije tylko własne monety, funkcjonujące jako namiastka miejscowego pieniądza. W Europie Kosowo i Czarnogóra używają dziś euro, chociaż nie tylko nie weszły formalnie do eurolandu, ale nawet nie są członkami Unii Europejskiej. Jeszcze bardziej kuriozalna sytuacja ma miejsce w Zimbabwe, gdzie tamtejszy pieniądz z powodu hiperinflacji został wycofany, a w obiegu znajduje się nie jedna, lecz kilka zagranicznych walut równocześnie.

 

Teoretycznie zatem mała Szkocja mogłaby dalej używać brytyjskiego funta, jednak wówczas nie miałaby już prawa go emitować. W tej chwili kilka komercyjnych banków szkockich, za pozwoleniem Banku Anglii, drukuje banknoty szkockiego funta, w pełni wymienialnego na brytyjski w granicach Zjednoczonego Królestwa. Po secesji Szkocja straciłaby również jakikolwiek wpływ na brytyjską politykę monetarną, bo bez formalnej unii walutowej nie byłaby reprezentowana w Banku Anglii. Taki manewr pozwoliłby Szkotom zachować dotychczasowy pieniądz, ale miałby fatalne skutki wizerunkowe dla nowego państwa. Szkocja weszłaby do klubu krajów, do którego na pewno nie chciałaby należeć. Poza tym jej banki komercyjne w awaryjnej sytuacji nie mogłyby zwrócić się do banku centralnego po pożyczkę.

Aby zachować pozory odrębności, ale nie oddalać się zbyt daleko od funta, nowy kraj mógłby zdecydować się też na wprowadzenie własnej, nowej waluty i związanie jej kursu z brytyjskim funtem w relacji 1:1. Wówczas Szkoci emitowaliby swoje banknoty, ale musieliby prowadzić politykę monetarną kopiującą tę brytyjską po to, żeby ich waluta miała cały czas ten sam kurs co funt. Podobne zabiegi stosowały przed przyjęciem euro Estonia czy Łotwa, których pieniądze miały sztywny lub prawie sztywny kurs wobec wspólnej waluty unijnej. W tej chwili w takiej sytua­cji znajduje się jeszcze Litwa, ale ma nadzieję, że na początku przyszłego roku lit zostanie zastąpiony przez euro.

Na tym nie kończą się wcale możliwości nowego państwa. Suwerenna Szkocja mogłaby też oczywiście całkowicie zerwać z przeszłością i wprowadzić nowy pieniądz z płynnym kursem, bez powiązania z brytyjskim funtem czy inną walutą. Wówczas kraj miałby swobodę w prowadzeniu niezależnej polityki monetarnej, tak jak na przykład Polska. Jednak ceną za ten przywilej staje się większe ryzyko kursowe. Szkocji groziłoby raczej umacnianie się niż osłabianie jej pieniądza, zwłaszcza w relacji do brytyjskiego funta, bo istotną częścią eksportu kraju byłaby przecież ropa naftowa wydobywana spod dna Morza Północnego. A mocna szkocka waluta szkodziłaby szkockim eksporterom, zwłaszcza handlującym z Wielką Brytanią.

Euro nie w modzie

Jeszcze innym rozwiązaniem, choć możliwym dopiero w dalszej przyszłości, byłoby przyjęcie przez Szkotów euro. Najpierw jednak nowy kraj musiałby zostać członkiem Unii Europejskiej. To zresztą jest dziś pole kolejnych ostrych kontrowersji. Szkocki rząd chciałby w Unii pozostać mimo wyjścia z Wielkiej Brytanii, najchętniej automatycznie odziedziczyć członkostwo. Jednak Komisja Europejska stoi na stanowisku, że Szkocja, jako nowe państwo, znalazłaby się po secesji poza Wspólnotą i musiałaby przejść całą drogę negocjacji akcesyjnych, aby znów trafić do Unii. Co więcej, wymagałoby to zgody wszystkich obecnych państw członkowskich, wśród nich także Wielkiej Brytanii.

Co ciekawe, jeszcze przed kryzysem zadłużeniowym strefy euro, szkoccy politycy opowiadający się za niepodległością przychylnie odnosili się do pomysłu zastąpienia funta przez euro w ich kraju. Teraz jednak do tego tematu nie wracają, bo wiedzą, że także wśród Szkotów reputacja euro w ostatnich latach mocno ucierpiała. Nie zamierzają zatem przeciwnikom niepodległości dawać oręża w postaci straszenia Szkotów euro, jeśli zagłosują za rozwodem z resztą Wyspy.

Straszenie i groźby między Edynburgiem a Londynem aż do połowy września na pewno więc nie ustaną. Każda ze stron wykorzystuje temat waluty, żeby atakować drugą, a w głowach głosujących spowodować zamęt. Gdy kanclerz skarbu (brytyjski minister finansów) wykluczył przyszłą unię walutową, szkockie władze zagroziły, że nie przejmą części brytyjskiego długu publicznego, którą powinna zabrać Szkocja, opuszczając Zjednoczone Królestwo. Nikt zresztą na razie nawet nie wie, jak duży byłby to kawałek, bo różnie się go wylicza. Szkocja mogłaby próbować w ten sposób szantażować Londyn, godząc się na podział długu tylko w przypadku możliwości zachowania funta. Jednak brytyjski rząd ostrzega, że taka strategia może nowemu państwu zaszkodzić, bo od razu wystawi na szwank jego reputację. Kto będzie chciał Szkocji pożyczać pieniądze na korzystnych warunkach, jeśli ta nie przyzna się do części długu Wielkiej Brytanii?

Na merytoryczną dyskusję w sprawie przyszłej waluty na razie trudno liczyć, skoro oba polityczne obozy bezwzględnie wykorzystują funta w walce o wyborców. Jeśli w referendum Szkoci zdecydują, żeby pozostać w Zjednoczonym Królestwie, temat waluty po prostu zniknie. Szkocja, zachowując dotychczasowe relacje z koroną, w kolejnych latach, jako region, spróbuje pewnie powalczyć o większą autonomię, wynegocjować dodatkowe koncesje w różnych dziedzinach, ale statusu funta na pewno one nie zmienią. Jeżeli natomiast Szkoci wybiorą niepodległość, to pomiędzy Londynem a Edynburgiem rozpoczną się długie i trudne negocjacje w sprawie ostatecznego politycznego i gospodarczego kształtu rozwodu. Wówczas obie strony będą musiały znaleźć kompromis także w sprawie waluty. Taki żeby na secesji funt jednak nie ucierpiał, skoro niemal wszyscy Brytyjczycy są do niego aż tak mocno przywiązani.

 

„Edukatory Ekonomiczne” ukazały się dotychczas w wydaniach POLITYKI: 51/10, 4/11, 9/11, 30/11, 35/11, 39/11, 43/11, 47/11, 51/11, 38/12, 42/12, 46/12, 50/12, 3/13, 7/13, 11/13, 43/13, 47/13, 50/13, 3/14, 8/14 oraz na www.polityka.pl/rynek/edukatorekonomiczny 

Polityka 12.2014 (2950) z dnia 18.03.2014; Edukator ekonomiczny; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Funt w kratkę"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną