Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Anna mimo wszystko

Anna Dymna i jej fundacja

Anna Dymna Anna Dymna Zz/jp / BEW
Dzięki charyzmatycznemu liderowi nawet mała fundacja może zgromadzić fortunę. A potem pojawia się kłopot: jak to wydać?
Anna Dymna z jedną z podopiecznych swej fundacji podczas charytatywnego koncertu na krakowskim rynkuRafał Nowak/BEW Anna Dymna z jedną z podopiecznych swej fundacji podczas charytatywnego koncertu na krakowskim rynku

Na pięterku dworu w Radwanowicach pod Krakowem 26 niepełnosprawnych intelektualnie dorosłych pod kierunkiem terapeutów rysuje obrazki. To dla nich w 2003 r. Anna Dymna założyła fundację Mimo Wszystko, która stała się najhojniej w Polsce obdarowywaną organizacją pozarządową.

Fundacja do dziś ma tych samych 26 podopiecznych, ale oprócz tego organizuje trzy duże doroczne imprezy dla niepełnosprawnych intelektualnie z całego kraju (festiwal teatralny, piosenki, Dni Integracji). Zapewne te festiwale oraz programy telewizyjne prowadzone przez Annę Dymną ukształtowały powszechne wyobrażenie, że fundacja Mimo Wszystko ma pod stałą pieczą nie 26, a tysiące niepełnosprawnych i zasługuje na hojne wsparcie.

Fundacja jest prawie rówieśnicą „ustawy jednoprocentowej”. Zarejestrowana jesienią 2003 r., w kwietniu 2004 r. uzyskała status organizacji pożytku publicznego (OPP) i od razu zebrała 133 tys. zł z odpisów podatkowych, a łącznie z różnych źródeł ponad 1 mln zł. W następnych latach pieniądze z 1 proc. podatku płynęły coraz szerszą strugą: 2005 – 1,9 mln zł, 2006 – 2,7 mln zł, 2007 – 4,4 mln zł, wreszcie w 2008 r. – 11,6 mln zł. Tylko pięć OPP przekroczyło wtedy pułap 5 mln zł, a aż 57 proc. z ponad 5 tys. organizacji zebrało mniej niż 10 tys. zł. Nawet Annie Dymnej trudno było uwierzyć w taką szczodrość. Łącznie z różnych źródeł w 2008 r. fundacja uzbierała 16,6 mln zł. Tegoroczne dane nie są jeszcze pełne. Wiadomo jednak, że plon z 1 proc. nie będzie mniejszy.

Mimo Wszystko – jakby powiedzieli ekonomiści – stanęło przed problemem nagłego wzrostu.

Madonna niepełnosprawnych

Anna Dymna zwykła powtarzać, że fundacja ma jej twarz i serce. Ta twarz, od dawna ludziom znana, promieniuje ciepłem i pogodą ducha. Serce jest dobre. A głowa pełna pomysłów. Aktorka już wcześniej kwestowała na rzecz różnych organizacji, w 1999 r. zorganizowała koncert „Kraków dla Kosowa”. Jak nikt inny potrafi wyzwolić pozytywne emocje wobec potrzebujących.

Obecnymi podopiecznymi Dymnej wcześniej zajmowała się Fundacja im. Brata Alberta, którą kieruje ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prowadzący w Radwanowicach dom dla ponad setki potrzebujących pomocy. Od 1993 r. część z nich brała udział w artystycznych zajęciach terapeutycznych finansowanych z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Ale w 2003 r. zmieniły się przepisy i pieniędzy zabrakło, co skazywało podopiecznych na bezczynne, jałowe życie. Dla aktorki, dobrej znajomej księdza, był to impuls do działania. Od chwili powstania Mimo Wszystko 26 niepełnosprawnych z Radwanowic ma więc dwóch dobroczyńców – Brat Albert zapewnia im lokum i wikt, zaś fundacja Dymnej terapię artystyczną w użyczonych przez księdza pomieszczeniach starego radwanowickiego dworu.

Przedsiębiorstwo dobroczynne

Dymna prezesuje swojej fundacji charytatywnie. Utrzymuje się z pracy w teatrze, z wykładów w szkole teatralnej. W cieniu aktorki wyrosło jednak już spore przedsiębiorstwo dobroczynne. W 2005 r. w Mimo Wszystko pracowało 14 osób, trzy lata później – 31 (płace brutto wyniosły 1,3 mln zł). Dziś fundacja zatrudnia 33 osoby, w tym 9 terapeutów. Troje pracowników to ludzie niepełnosprawni. Janusz Świtaj (po wypadku przykuty do łóżka, kilka lat temu prosił o prawo do eutanazji) od marca 2007 r. jest w Mimo Wszystko internetowym analitykiem rynku niepełnosprawnych: poszukuje osób w podobnej sytuacji jak on, dotarł do ponad 70, utrzymuje z nimi kontakt. Niepełnosprawna intelektualnie Ula Woźniak asystuje terapeutom w Radwanowicach, a Paulina Walotek pracuje w fundacyjnym sklepiku internetowym.

Wykaz pozostałych stanowisk budzi skojarzenia bardziej z korporacją niż z fundacją: wiceprezes, trzech dyrektorów, asystent prezesa (układa Dymnej terminarz, w razie potrzeby służy za kierowcę), asystenci dyrektorów, specjalista do spraw identyfikacji wizualnej, kierownik działu PR, asystent kierownika, redaktor informacji prasowych, fundreiserzy, czyli specjaliści od zdobywania pieniędzy na cele charytatywne.

Sporo firm gotowych jest się podzielić z Mimo Wszystko zarobionym groszem, by budować pozytywne skojarzenia u klientów. Na liście darczyńców jest apteka internetowa czy producent pizzy. Jedna z krakowskich korporacji taksówkowych od 6 lat przekazuje 1 grosz od każdego kursu. Niedawno w podzięce Dymna nagrała taksówkarzom powitanie, które odtwarzają swoim klientom.

Ze względu na sponsorów w Mimo Wszystko wielką wagę przywiązuje się do PR, potrzebni są rzecznicy, redaktorzy, bez autoryzacji wypowiedzi ani rusz. Tak działają podobne fundacje wszędzie na świecie – kluczem do sukcesu jest wizerunek, nieustanne podtrzymywanie społecznego uznania.

Krakowskie biuro, blisko 100 m kw. przy ulicy Balickiej, fundacja wykupiła na własność, żeby nie płacić za wynajem (portrety 26 podopiecznych tworzą coś w rodzaju galerii. Przypominają pracownikom, dla kogo pracują). Ale już jest za ciasno. Wkrótce nastąpi przeprowadzka do 300 m kw. kupionych w nowo wznoszonym budynku na Mydlnikach. Pomieszczenia przy Balickiej zostaną wynajęte, będą zarabiały.

Maja Jaworska, wiceprezes i dyrektor Mimo Wszystko, czyli pierwsza po Dymnej, w listopadzie 2003 r. porzuciła dla fundacji pracę na uczelni. Tłumaczyła aktorce, że chce robić coś fajnego, dobrego. Od kwietnia 2004 r. jest na etacie: – Większość pracowników to dawni wolontariusze. Gdy bierzemy na siebie więcej zadań, zatrudniamy osoby już sprawdzone, które mają takie światło w oczach. Po tym, jak pracują, od razu widać, że podopieczni są dla nich na pierwszym miejscu.

Raj w dolinie

Wobec płynącej z PIT rzeki pieniędzy fundacja postawiła teraz na rozwój przez inwestycje. Wznoszący się nad lasem w Radwanowicach potężny dźwig pokazuje ich skalę. Na Dymnej też robi wrażenie: – Patrzę i nie wierzę, że tak narozrabiałam. To jest cud. Nie było nic i jest coś. Bo ludzie nam zaufali, dostaliśmy ziemię z Fundacji im. Brata Alberta i możemy razem zrobić coś pożytecznego.

Ziemię, ponad 8 ha, fundacja Dymnej otrzymała za symboliczną złotówkę w dzierżawę na 50 lat. Powstaje tutaj Dolina Słońca, zaprojektowany z rozmachem ośrodek dla niepełnosprawnych, rozłożysty kompleks budynków o łącznej powierzchni użytkowej prawie 4 tys. m kw. Z miejscem na pracownie, jakie tylko można wyśnić (obróbka metali, poligrafia, wyrób papieru czerpanego, wyplatanie koszy wiklinowych, warsztat rzeźbiarsko-malarski, ceramiczny, tkacki, fotograficzny, ogrodniczy, kulinarny, muzyczny, teatralny). Będzie też wielka sala gimnastyczna i gabinety hydroterapii. Wszystko w wysokim standardzie. Obiekt przewidziano na 200 osób. Koszt robót – 21,5 mln zł. Prace są zaawansowane, stan surowy zamknięty. Finał zaplanowano na 30 grudnia 2010 r. Aktorka powtarza, że niepełnosprawni znajdą tu prawdziwy raj. W weekendy zaś można będzie organizować różne konferencje, które zarobią na utrzymanie ośrodka.

Zaraz po ukończeniu Doliny Słońca fundacja rozpocznie kolejną budowę. Kilka lat temu dostała w dzierżawę na 20 lat 4 ha po bazie wojskowej nad morzem, w Lubiatowie, gdzie Anna Dymna lubi wypoczywać latem. Inwestycja jeszcze nie ruszyła, a koszty dozoru nieruchomości oraz wynagrodzenie dyrektora do spraw Lubiatowa pochłonęły około 1 mln zł. Ma tam powstać ośrodek wczasowo-rehabilitacyjny Spotkajmy się. Jest już projekt i pozwolenie na pierwszy etap – przebudowę obiektu, w którym będą warsztaty terapeutyczne dla niepełnosprawnych intelektualnie z najbliższych okolic.

Nie wypada krytykować

W Polsce nie było dotąd tak dużego ośrodka jak ten powstający już w Radwanowicach. Jego skala budzi wątpliwości wśród specjalistów. Prof. Anna Firkowska-Mankiewicz z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie określa wręcz Radwanowice jako „absolutną pomyłkę z punktu widzenia potrzeb niepełnosprawnych”. – 200 osób nie może się poznać, przywiązać do siebie, musi być duży personel – wylicza mankamenty. – Szkoda, że tak olbrzymie zaufanie społeczne i tak olbrzymie pieniądze będą spożytkowane w sposób sprzeczny z obecnym podejściem do niepełnosprawnych, przeciwnym tworzeniu gett.

Molochom, jak to określa, jest też raczej przeciwna prof. Maria Chodkowska, szefowa Zakładu Pedagogiki Specjalnej na UMCS w Lublinie, choć zaznacza, że w przypadku warsztatów terapii zajęciowej nie ma idealnego modelu, ważny jest natomiast kontakt z terapeutą.

Joanna Staręga-Piasek, dyrektor Instytutu Rozwoju Służb Społecznych, wiceminister pracy w rządzie Jerzego Buzka, docenia Dymną za to, że przebiła się z problemami niepełnosprawności do powszechnej świadomości. Docenia też nowatorskie bogactwo oferty planowanej w Radwanowicach. Ale skupienie w jednym miejscu tylu osób potrzebujących indywidualnej opieki uważa za niszczące. – Oczywiście można sobie wyobrazić takie kombinaty, coś takiego widziałam za granicą, ale pracownie były rozproszone na ogromnym terenie. Inni pytają o transport, o jego koszty, przewidują, że w najbliższej okolicy trudno będzie znaleźć aż 200 podopiecznych.

Dlaczego nikt spośród osób doświadczonych w opiece nad niepełnosprawnymi, znających sprawdzone na świecie rozwiązania, nie zabierał wcześniej głosu na ten temat? – Nie bardzo wypadało – tłumaczy jeden z rozmówców. – Jesteśmy na z góry przegranej pozycji w konfrontacji z emocjonalnym przekazem aktorki, która przed kamerami przytula podopiecznych do piersi. Więc nie zabierają głosu, bo nie chcą wyjść na niewrażliwych.

Wątpliwości dotyczące skali Doliny Słońca skłaniają Maję Jaworską, wiceprezes Mimo Wszystko, do ujawnienia dalszych planów. Fundacja buduje ośrodek również po to, by ulżyć księdzu Zaleskiemu. Połowę ukończonego obiektu za symboliczną złotówkę wynajmie Fundacji im. Brata Alberta, która opiekuje się – jako się rzekło –120 osobami. Zostaną one przeniesione do nowych budynków, gdzie będą lepsze warunki (teraz, bywa, w jednym pokoju mieszka 6 osób, za mało jest łazienek). A w funkcjonującym schronisku zwolnią się miejsca dla nowych potrzebujących.

Listek z kropelką

W istocie oznacza to, że w Radwanowicach będą dwa sprzężone kombinaty dla niepełnosprawnych: dom stałego pobytu i ośrodek terapii. Więc nie będzie problemu dowozu. Molochy stałego pobytu mają jednak u specjalistów jeszcze gorszą opinię niż molochy-warsztaty.

Anna Dymna deklaruje jednak twardo: – Co do 1 proc. przyjęliśmy zasadę: nie zbieramy na działalność fundacji tak w ogóle, tylko na konkretny cel. Powiedziałam publicznie, że wybuduję za te pieniądze Dolinę Słońca, nie mogę wydać ani złotówki na coś innego. Ludzie mi ufają. Ale czy o tych uzgodnieniach między Mimo Wszystko a Bratem Albertem darczyńcy nie powinni wiedzieć od początku?

Teraz aktorka martwi się, że po wybudowaniu ośrodka fundacja będzie musiała odprowadzić do urzędu skarbowego 4 mln zł VAT od zakupionych usług budowlanych. – To przykre, bo te pieniądze to dla nas dobra wola ludzi. Wiem, że taka jest ustawa, ale czy nie można jej zmienić? Przecież budując takie obiekty, wyręczamy państwo.

Anna Dymna raz po raz napomyka o wyczuwalnym braku zaufania, z jakim państwo traktuje fundacje. Czy potrzebna jest szczelniejsza kontrola? Mimo Wszystko co roku zleca zewnętrznym firmom audyty własnej działalności. Ale ciągłe udowadnianie na zewnątrz, że są przejrzyści, zabiera dużo czasu. Dymna uważa, że można by wprowadzić audyt społeczny. Fundacje mogłyby się poddawać dobrowolnej kontroli raz na dwa lata. Jeśli wynik okaże się pomyślny, dostawałyby umowny znak czystości – może listek z kroplą rosy.

No, dobrze – mówią w innych organizacjach – tylko kto za ten audyt zapłaci? Przy wielomilionowym budżecie to proste. Przedstawiciele niezasobnych OPP sądzą, że taki znak jakości wzmocni tych, którzy już są silni, a słabych osłabi.

Dostatki i zbytki

Oczywiście, nie jest winą Anny Dymnej, że jej medialność i charyzma zwiększa szanse Mimo Wszystko. Ludziom trudniej dostrzec mrówczą pracę lokalnych organizacji, a społecznicy nie potrafią nam jej jeszcze właściwie pokazać. Czy jednak taka nagła zasobność nie jest poważnym zagrożeniem dla samej organizacji pożytku publicznego? Wszak cały system 1 proc., OPP, w ogóle idea sektora pozarządowego opiera się na założeniu, że na dole, w skali mikro, lepiej można rozeznać potrzeby i skuteczniej zająć się potrzebującym. Strategia niektórych bogatych fundacji, potrafiących sprawnie gromadzić pieniądze, polega na rozdzielaniu zdobytych funduszy między organizacje słabsze finansowo, które mają za to doświadczenie i ciekawe projekty. Taki sposób działania, zdaniem specjalistów, nieźle się sprawdza na zasadzie dobrego obyczaju i lepiej, żeby nie był regulowany prawnie.

Kiedy organizacja rozrasta się ponad wyobrażenia inicjatorów – mimo najszlachetniejszych intencji i kryształowo czystych rozliczeń – może podryfować w kierunku wielkich i zimnych państwowych instytucji. – Dużo zależy od świadomości osób zarządzających taką organizacją – mówi Marcin Dadel z Sieci Wspierania Organizacji Pozarządowych SPLOT, członek Rady Działalności Pożytku Publicznego. – Może być tak, że bogata organizacja skoncentruje się bardziej na zdobywaniu pieniędzy niż na rozwiązywaniu problemów społecznych, co stanowi sens jej istnienia.

W społecznikowskich kręgach sporo osób ma Annie Dymnej za złe, że „skupia na sobie uwagę i wysysa 1 proc.”. Ona sama chyba już dostrzega ten klimat: – Powinniśmy ze sobą współpracować, nie rywalizować – podkreśla. – W tym roku nawoływałam ludzi w radiu, telewizji, prasie i gdzie tylko mogłam, żeby wpłacali 1 proc. na organizacje, które działają obok nich, budują boisko, hospicjum, schronisko dla psów. Których działalność mogą łatwo sprawdzić. Niewykluczone, że tak się właśnie stało, bo ludzie wpłacili 100 mln więcej, a duże fundacje zebrały trochę mniej niż rok temu.

Polityka 45.2009 (2730) z dnia 07.11.2009; Kraj; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Anna mimo wszystko"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną